Jego tożsamości nie zna prawie nikt. Swoje rzeźby porzuca w gdyńskiej przestrzeni miejskiej, pod osłoną nocy. Poznajcie Tewu, najbardziej tajemniczego artystę z Trójmiasta.

Zacznijmy od najważniejszego. Tewu – kim jesteś? 

Mieszkańcem Gdyni, zwykłym gościem, któremu nie jest obojętna estetyka przestrzeni miasta.

Czy Twoja postać to inspiracja rodem z Banksy’ego?

Inspiracją nie był Banksy, choć oczywiście znam jego twórczość. Wielu artystów tworzy w przestrzeni publicznej i bardzo często pozostają anonimowi. Z Banksym łączy mnie jedynie to, że umieszczamy swoje pracę w przestrzeni miejskiej nielegalnie, pod osłoną nocy. Jednak jest to zupełnie inny rodzaj sztuki.

Zdradź tajemnicę, czy w przestrzeni publicznej funkcjonujesz również jako artysta, znany z imienia i nazwiska? A w Tewu przeistaczasz się dopiero po zmroku?

To co robię na ulicach Gdyni pod pseudonimem jest jednym z kilku projektów. Tworzę również legalnie. Sztuka, którą zajmuję się oficjalnie pod imieniem i nazwiskiem nie jest oczywiście tożsama z twórczością Tewu. Tewu tworzy projekty, które są dla mnie osobiste, a oficjalna praca to zupełnie co innego.

Swoje rzeźby podrzucasz wtedy, gdy nikt nie patrzy. A jednak! Trójmiasto to nie galeria sztuki, którą można zamknąć w określonych godzinach. Czy kiedykolwiek ktoś Ciebie przyłapał albo zaskoczył podczas porzucania dzieł?

Nie, chociaż zdarzały się różne sytuacje. Pozdrawiam panią z Fafikiem! O tej historii opowiedzieć nie mogę, ale często zdarza się, że w upatrzonym przeze mnie miejscu, w środku nocy, nagle ktoś postanawia stanąć i przemyśleć całe swoje życie. Takie sytuacje wymagają ode mnie anielskiej cierpliwości.

Zakradasz się, podrzucasz, wracasz i czekasz na odzew. Czujesz ekscytację?

Wydaje mi się, ze emocje towarzyszące pozostawieniu rzeźby są podobne do tych, które czuje autor publikujący swoją książkę i czekający na jej recenzje. Różnica polega na tym, że tutaj nie ma tysięcy egzemplarzy, a pozostawiony przeze mnie obiekt, zaczyna żyć własnym życiem. Czasem bardzo krótkim. 

Różnica jest również taka, że nie możesz pławić się w blasku chwały (śmiech). Czy myślałeś kiedykolwiek, aby jednak zdradzić swoją tożsamość? 

Nie wykluczam tego przy okazji innego projektu. W takiej formie, w jakiej teraz pracuję, moje rzeźby nie potrzebują firmującego je własną twarzą artysty. To street art, który rządzi się swoimi prawami.

Stresujesz się tym, w jaki sposób rzeźba zostanie odebrana?

Nie. Daje mi to dużo satysfakcji. Gdy zakończę jeden projekt, wiem, że wkrótce czas na nowe wyzwania. 

Dlaczego Twoje rzeźby mają smutek wypisany na twarzy? 

Chcę, żeby moja sztuka prowokowała do zatrzymania się, zadania sobie pytania.

Jakiego pytania?

Każdy z nas nosi w sobie pytania, w codziennej bieganinie najczęściej nie mamy czasu, by w ogóle się nad nimi zastanowić. Moje prace mają konkretne znaczenie, ale pozostawiając je w nieprzypadkowych miejscach, pozwalam każdemu na odczytane ich na swój sposób. Wszystkie interpretacje są dopuszczalne. Nawet najprostsze. Pytasz, czemu moje postaci są smutne. Ja bym zapytał, czemu smutny jest starszy pan siedzący na ławce, albo dziewczyna z dzieckiem na ręku, wychodząca właśnie ze sklepu.

Dlaczego w jednej ze swoich prac postanowiłeś uśmiercić ludzika lego?

W dzieciństwie większość z nas marzyła o posiadaniu klocków Lego. Dla mnie jest to symbol dziecięcej beztroski. Nie uśmierciłem go, jakkolwiek to brzmi. Jedynie stworzyłem mu nagrobek. Resztę proszę sobie dopowiedzieć.

Czy w ten sposób rozliczyłeś się ze swoim dzieciństwem i wkroczyłeś w świadomą dorosłość?

Tak, można to w ten sposób zinterpretować. 

Która z „podrzuconych” rzeźb jest dla Ciebie szczególnie ważna? 

Wszystkie są ważne. Z każdą jest związana jakaś historia. Z żadną z nich nie było mi trudno się rozstać, bo przecież nikt mnie nie zmusza, żebym je zostawiał. Zależy mi na tym, aby funkcjonowały w przestrzeni miejskiej, wzbudzały emocje - nawet jeśli prowadzi to do ich kradzieży lub zniszczenia.

No właśnie. Co czujesz, gdy rzeźba zostaje zniszczona, albo gdy ktoś ją sobie przywłaszcza?

Oczywiście jest to trudne, ale liczę się z tym, że pozostawiając je w mieście zaczynają żyć nowym, niezależnym ode mnie życiem. To co się z nimi stanie, to również część projektu, choć ja nie mam już na to wpływu.

Jakie masz dalsze plany na przyszłość?

Kolejna rzeźba z serii czeka na instalację. Ja zaś planuję nowe akcje w przestrzeni miasta i aktualnie szukam nowej pracy.