Jedno spojrzenie, jeden niewinny uśmiech, delikatny zapach perfum unoszący się w powietrzu, kilka słów rzuconych niby od niechcenia, ale to wystarczy! Serce zaczyna bić mocniej, myśli w głowie przelatują w szalonym tempie, motyle w brzuchu zaczynają szaleć. Filmowy przykład miłości od pierwszego wejrzenia? A może instynkt pożądania rozbudzony potęgą atrakcyjności cielesnej, który zaspokojony przemija? W przypadku najnowszego Mercedesa CLS odpowiedź jest jasna. Znajdziecie ją poniżej. 

Pierwsza generacja tego samochodu była rewolucją na motoryzacyjnym rynku i stworzyła na nim zupełnie nowy segment czterodrzwiowych limuzyn stylizowanych na coupe. CLS od początku miał imponować niebanalną stylistyką, wysokim komfortem i sportową dynamiką. Debiutująca właśnie trzecia generacja bez żadnych wątpliwości spełnia te wymagania.

Z salonu BMG Goworowski na kilka dni pożyczyliśmy odmianę 400d z napędem 4Matic i 3-litrowym, sześciocylindrowym silnikiem wysokoprężnym o mocy 340 KM i 9-biegową skrzynią automatyczną. Samochód testowaliśmy w różnych warunkach, zarówno w mieście, na autostradzie, jak i poza miastem, na drogach niesprzyjających rozwijaniu wysokich prędkości. 

STYLISTYCZNA PERFEKCJA

Nie będę ukrywał, nigdy nie byłem fanem CLS-a. Nie dlatego, że źle jeździł, nie podobała mi się sylwetka tego samochodu. Nic zatem dziwnego, że i do najnowszej generacji podchodziłem z dużą rezerwą. Tymczasem pierwsze zaskoczenie od razu na parkingu. Moim oczom ukazał się po prostu piękny samochód, nieprzekombinowany - z charakterystycznym, opadającym tyłem, z tymże tył ten nie przypominał już dziecka w pieluchomajtkach, a był idealnie wyrzeźbiony niczym pośladki Ewy Chodakowskiej. 

W profilu CLS-a dominują wysokie, łukowate przetłoczenie błotników i drzwi oraz nisko poprowadzona linia dachu z pozbawionymi ramek bocznymi szybami. Pochylony przedni pas przywodzi na myśl nos rekina, a dzięki cofnięciu rantu maski wydaje się jeszcze dłuższy niż w rzeczywistości. Charakteru dodają 20-calowe lekkie obręcze AMG w kolorze czarnym. Styliści ze Stuttgartu wykonali kawał dobrej roboty! Do takiego auta aż chciało się wejść, to było to jedno spojrzenie, motyle w brzuchu poczułem od razu. 

LUKSUS I KOMFORT

Nowy Mercedes CLS ma niespełna pięć metrów długości - jest więc o parę centymetrów dłuższy od poprzedniej generacji, ma też nieco większy rozstaw osi, co zapewnia większy komfort pasażerom tylnego rzędu. Co ciekawe, na kanapie usiądą teraz nawet trzy osoby, nie jak wcześniej - dwie. W środku luksus i komfort na pełnej petardzie. 

Nowy model otrzymał specjalnie zaprojektowane fotele. W pełni cyfrowy kokpit pozwala kierowcy dowolnie konfigurować zakres prezentowanych informacji, zależnie od potrzeb i sytuacji na drodze. Do wyboru są trzy różne style wyświetlaczy: klasyczny i sportowy opiera się na układzie dwóch okrągłych zegarów, a progresywny – na jednym centralnym wskaźniku. Nastrojowe oświetlenie korzysta z 64 odcieni i obejmuje również iluminację otworów wentylacyjnych. Na pokładzie również najnowsza generacja systemów informacyjno-rozrywkowych z funkcjami mobilnego biura (In-Car-Office).

CLS ZADBA O TWOJE SAMOPOCZUCIE

To na co warto zwrócić uwagę to system ENERGIZING, który łączy działanie poszczególnych układów samochodu z zakresu komfortu. Wykorzystuje funkcje klimatyzacji (w tym rozpylacz zapachów), foteli (podgrzewanie, masaż, wentylację), podgrzewanie podłokietników i kierownicy oraz oświetlenie i nagłośnienie, aby wykreować w kabinie specyficzną atmosferę, dopasowaną do nastroju lub potrzeb podróżujących. W ten sposób poprawia ich samopoczucie oraz wydajność. 

Do wyboru jest sześć programów: odświeżenie, rozgrzewanie, witalność, radość, komfort i trening (trzy programy treningowe – relaks mięśni, aktywacja mięśni i balans, każdy obejmuje kilka ćwiczeń). Przetestowałem dokładnie, uwierzcie mi, to działa, spełnia swoje zadanie i na pewno nie jest to zbędny bajer. 

CLS ma wiele wspólnego z najnowszą Klasą S, flagowym okrętem całej branży motoryzacyjnej. Model, którym jeździłem wyposażony był w reflektory Multibeam LED, asystenta pasa ruchu, kamerę cofania, kamerę 360 stopni, system rozpoznawania znaków drogowych, tempomat Distronic Plus, który monitoruje odległość do poprzedzającego pojazdu, a także systemy Bas Plus oraz Pre-Safe pozwalające uniknąć wypadku, a w razie jego wystąpienia zmniejszyć do minimum obrażenia pasażerów na kilka milisekund przed zderzeniem, ustawiając fotele w optymalnej pozycji. 

WIĘCEJ, WIĘCEJ I WIĘCEJ...

Na szczęście nie musiałem sprawdzać jak te systemy działają w praktyce. Nowy CLS prowadzi się... dokładnie tak, jak tego chce kierowca. Stateczna jazda – włączamy tryb Comfort. Chcemy obudzić sportowe geny – wciskamy przełącznik Sport+ i samochód zmienia się nie do poznania. Odczuwamy to zwłaszcza na autostradzie, gdzie po prostu odczuwamy nieskrępowaną radość z jazdy, m.in. dzięki doskonałemu współczynnikowi oporu powietrza, co wpływa na perfekcyjną efektywność aerodynamiczną. 

Ten trzylitrowy diesel o mocy 340 KM do „setki” przyspiesza w 5 sekund, a przy wysokich prędkościach i potrzebie zdecydowanego naciśnięcia na pedał gazu, nie ma obawy, że zabraknie mu pary. To auto imponuje komfortem i świetną dynamiką. Na ten komfort wpływa też zawieszenie pneumatyczne AIR BODY CONTROL z udoskonalonym, regulowanym tłumieniem adaptacyjnym. O tym jak dobrze jest to mieć w samochodzie, przekonują koleiny i dziurawe miejskie jezdnie.  

Nie ma nic gorszego dla miłośnika motoryzacji niż obojętność. Ja w samochodach zawsze szukam emocji, tych motyli w brzuchu, o których pisałem na wstępie. Nowy Mercedes CLS te emocje wyzwala. Zaspokoiłem pożądanie i... chcę więcej i więcej. Zdecydowanie w moim przypadku jest to miłość od pierwszego wrażenia, a nie przelotny romans. Nie może być jednak inaczej, gdy mamy do czynienia z maszyną, która w sercu ma samo dobro, a w głowie trochę dzikiego porno.