prof. nadzw. dr hab. MIŁOSZ J. JAGUSZEWSKI W TEATRZE ŻYCIA I ŚMIERCI

Choroby układu sercowo-naczyniowego są główną przyczyną zgonów na świecie - co roku umiera na nie ponad 17 mln ludzi. W Polsce odpowiadają one za 48 proc. zgonów. Te tragiczne statystyki można poprawić dzięki zwiększeniu świadomości i prewencji, o czym w rozmowie z Prestiżem przekonuje dr hab. Miłosz J. Jaguszewski z centrum zdrowia Medicorum w Gdyni i I Katedry i Kliniki Kardiologii UCK GUMed,, wybrany niedawno prezesem-elektem Klubu 30, zrzeszającego grono wybitnych młodych kardiologów działających w ramach struktury Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Co jest największym wyzwaniem kardiologii w XXI wieku? 

Największym wyzwaniem kardiologii XXI wieku jest na pewno prewencja. To jest podstawa, ponieważ nasza cywilizacja pędzi, nie potrafimy znaleźć balansu między życiem prywatnym, a pracą, karierą. Odbija się to na naszym zdrowiu, na sercu. Widać to u coraz młodszych ludzi, którzy przybywają do nas, kardiologów, z nadciśnieniem tętniczym, z chorobami układu sercowo-naczyniowego. Kilkadziesiąt lat temu problem ten nie występował, bynajmniej na pewno nie na tak dużą skalę u tak młodych ludzi. W Polsce 10 milionów pacjentów ma nadciśnienie tętnicze, podwyższony cholesterol lub inne choroby sercowo-naczyniowe będące czynnikami ryzyka zawału serca. Zawał występuje u ponad 100 tysięcy osób rocznie. Dalszą konsekwencją może być przewlekła niewydolność serca, na którą w Polsce cierpi ok. miliona osób. Liczba ta stale się zwiększa i może się podwoić przed 2050 r. Te statystyki, mnie jako lekarza przerażają i dowodzą, że nadal jesteśmy w sytuacji, w której możemy dużo zrobić, aby sytuację istotnie poprawić. 

Co ma Pan na myśli mówiąc prewencja?

Ja mam swoją definicję prewencji. Zwykle prewencja polega na tym, że lekarz spotyka się z pacjentem i proponuje mu, aby zmienił tryb życia - dieta, wysiłek fizyczny i tak dalej. Poniekąd słuszne rady, ale schematyczne. Prawdziwym problemem jest to, że lekarze nie mają czasu dla swoich pacjentów, a co za tym idzie, ciężko o jakże potrzebną empatię. 

Dlaczego ta empatia jest tak potrzebna lekarzowi?

By zrozumieć nie tylko to, na co cierpi pacjent, ale przede wszystkim by pomóc mu jako człowiekowi. Pacjent to nie jest statystyka, to nie klient, ani petent. Lekarz pełni przecież służbę, a jego gabinet to nie fabryka. Nie chodzi o to, by przepisać właściwą tabletkę, ale by właściwie doradzić, przestrzec przed konsekwencjami, rozpoznać przyczyny problemów ze zdrowiem i w umiejętny sposób przekonać pacjenta do zmian i zadbania o zdrowie. A tego się nie da zrobić bez empatii, bez rozmowy, bez poświęcenia pacjentowi czasu. Tak samo, jak pacjent wychodząc z gabinetu musi mieć świadomość, że otrzymał fachową pomoc, lekarz musi mieć pewność, że pacjent zrozumiał wszystkie zalecenia. 

Jakie są główne czynniki ryzyka chorób sercowo-naczyniowych? 

Przede wszystkim hipercholesterolemia, czyli podwyższony poziom złego cholesterolu (LDL), czy w ogóle zaburzenie gospodarki lipidowej organizmu, zwane hiperlipidemią. U chorego zwiększa się poziom cholesterolu i trójglicerydów we krwi. Jeśli stan ten trwa zbyt długo, może mieć poważne konsekwencje. Przyczyną hiperlipidemii jest m.in zła dieta i siedzący tryb życia, nadwaga, otyłość, będące również czynnikami ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. Czynnikiem ryzyka jest też nadciśnienie tętnicze. Oczywiście też palenie papierosów oraz cukrzyca. 

Jak zapanować nad cholesterolem?

Hipercholesterolemia jest bardzo niebezpieczna i często występuje w całych rodzinach. Na szczególną uwagę zasługuje właśnie tzw. hipercholesterolemia rodzinna, mająca przykre konsekwencje nawet u małych dzieci. W ramach Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego funkcjonuje Krajowe Centrum Hipercholesterolemii Rodzinnej (KCHR). Jeśli przychodzi do nas młody pacjent z wysokim poziomem cholesterolu, to zawsze sugerujemy przebadanie również dzieci, robimy również badania genetyczne w tym kierunku. Takie postępowanie wpisuje się w prewencję, o której mówiłem wcześniej. 

Rocznie w Polsce na zawał serca zapada około 100 tys. osób, z czego umiera ponad 20 tys. Z roku na rok rośnie liczba chorych na chorobę niedokrwienną serca. Jak daleko nam do jej opanowania?

Niestety, bardzo daleko, bo leczenie zawału to nie jednorazowa akcja ratująca życie, tylko cały proces, który składa się z wielu etapów, wymaga czasu, stałej kontroli lekarza i nakładów finansowych. Podam prosty przykład. Człowiek dostaje zawału serca, udaje się go uratować, wychodzi ze szpitala z zaleceniem zgłoszenia się za miesiąc do kontroli w poradni kardiologicznej. Ale termin dostaje za rok. Tymczasem największa śmiertelność po zawale to pierwsze miesiące do roku. Problemem jest również to, że ludzie się nie badają kardiologicznie, bagatelizują objawy i nie stosują się do naszych zaleceń. Statystyki przerażają, a wynika to z braku odpowiedniej profilaktyki, w tym profilaktyki wtórnej po zawale serca, badań przesiewowych, optymalnej diagnostyki i odpowiednio szybko wdrożonego leczenia, by do zawału nie dopuścić.

Choroby układu sercowo-naczyniowego są główną przyczyną zgonów na świecie - co roku umiera na nie ponad 17 mln ludzi. W Polsce odpowiadają one za 48 proc. zgonów, podczas gdy choroby nowotworowe - za 23 proc. Mimo to Polacy ciągle boją się bardziej nowotworów niż zawału.

Choroby układu sercowo-naczyniowego, jak i nowotwory to choroby cywilizacyjne. Każda choroba jest niebezpieczna, każda z nich może bardzo szybko w sposób istotny, negatywny wpłynąć na nasze życie. Niestety, przemiany cywilizacyjne niosą ze sobą diametralną zmianę stylu życia. Tempo życia jest niesamowite, permanentnie towarzyszy nam stres, który prowadzi do wielu chorób, m.in. choroby wieńcowej. Choroba wieńcowa jest często podstępna, szczególnie u kobiet, u których objawy są często nietypowe. Stres może doprowadzić do jeszcze innej choroby, najczęściej pojawiającej się w grupie kobiet -  kardiomiopatia Takotsubo (TTC), czyli zespół złamanego serca. Dotyka ona głównie kobiety w sytuacjach mocno stresowych i bardzo emocjonalnych. TTC jest chorobą bardzo trudną do zdiagnozowania, często mylona jest z zawałem serca. Zajmuję się naukowo badaniem kardiomiopatii Takotsubo. W trakcie zgłębiania wiedzy nt tej choroby okazało się np. iż jest to bardziej choroba układu hormonalnego i/lub ośrodkowego układu nerwowego niż choroba serca. 

Mówimy o stresie. Stres w pracy kardiologa, to częste zjawisko? I kiedy się pojawia?

Mało jest tak stresujących specjalizacji, jak kardiologia. Mamy na dyżurach bardzo stresujące sytuacje. Są pacjenci, którzy przyjeżdżają w stanach agonalnych, a my toczymy walkę z czasem, by takiego człowieka uratować. Pracując w Centrum Zawałowym Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, takie sytuacje mam na co dzień. 

To jest taki teatr życia i śmierci…

Dokładnie tak to można określić. Niezwykle ważny jest czas, jaki upływa od wystąpienia bólu w klatce piersiowej do rozpoczęcia leczenia, ponieważ im wcześniej rozpocznie się leczenie zawału, tym więcej mięśnia sercowego można uratować. Najlepsze rokowanie dotyczy pacjentów, u których leczenie rozpoczęto w ciągu pierwszej godziny od wystąpienia objawów. Jest to tzw. złota godzina. Zawał serca rozwija się w pełni przez wiele godzin. Zwykle po 3-6 godzinach umiera cały obszar mięśnia sercowego zaopatrywany przez zamkniętą tętnicę wieńcową i wówczas zmiany te są nieodwracalne, mimo zastosowania nowoczesnych metod leczenia.

Serce kocha wysiłek fizyczny. Ile w tym prawdy?

Jest bardzo dużo w tym prawdy, natomiast diabeł tkwi w szczegółach. Jeśli mamy 40 lat i dotąd naszym największym wysiłkiem jest wchodzenie po schodach, to nagła zmiana stylu życia, intensywne treningi na siłowni, czy bieganie po 10 km dziennie, mogą wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku. Wiele jest przypadków, że serce nie wytrzymało i to co miało być startem w nowe życie, okazywało się jego końcem. Serce do wysiłku trzeba przyzwyczajać. Dlatego bardzo mocno promuję ideę checku kardiologicznego dla każdego kto planuje rozpocząć aktywne życie, bez względu na wiek i płeć. Dzisiaj gdy chcemy zapisać się na siłownię, nie musimy dostarczać wyników badań lekarskich, rzadko wnikliwie pyta się o zdrowie, serce, przebyte choroby, czynniki ryzyka. Wystarczy, że podpisze Pan oświadczenie i odpowiedzialność z ewentualne wypadki jest przerzucona na Pana. Tak nie powinno być. Nie chodzi o to by przerzucać odpowiedzialność, ale by po prostu dbać o zdrowie i zwiększać świadomość. 

Check kardiologiczny ma w tym pomóc?

Tak. Na to będziemy mocno stawiać w centrum zdrowia Medicorum w Gdyni (Galeria Szperk), w której rozpocząłem pracę. Chodzi o to by pacjenta przebadać pod kątem chorób sercowo-naczyniowych, określić czynniki ryzyka i w przypadku choroby monitorować leczenie. Taki check kardiologiczny jest istotny nie tylko dla pacjenta, ale też na przykład dla trenera personalnego. Wykwalifikowany trener personalny powinien bowiem doskonale orientować się w tym jakie są różnice między trenowaniem zdrowego człowieka, a człowieka z chorobą serca. Podobnie ma się sprawa, na przykład, z dietetykiem.

Check kardiologiczny również dla dzieci i młodzieży?

Jak najbardziej. Check kardiologiczny dla dziecka to także większa świadomość rodziców, co do aktywności fizycznej, jaką może podejmować syn, czy córka. Często zapisujemy nasze dzieci na piłkę nożną, judo, karate, pływanie, dzieci biegają, uprawiają kolarstwo. Wydaje się nam, że skoro my nie odczuwamy żadnych dolegliwości, to nasze dzieci też są zdrowe. Często po prostu rodzicom brakuje świadomości, albo odpowiedzialności. Zapominamy też o genetyce. To, że my nie chorujemy, nie znaczy, że nasze dzieci nie zachorują. Jednymi z najczęstszych chorób genetycznych są tzw. kanałopatie. Powodują one zaburzenia w przewodnictwie elektrycznym serca. Konsekwencją jest zwiększone ryzyko wystąpienia zaburzeń rytmu serca, w tym niebezpiecznych arytmii komorowych. Mogą doprowadzić do nagłego zgonu sercowego.

Mówi Pan o checku kardiologicznym, wymienia lekarza, trenera personalnego, dietetyka. Czy dobrze myślę, że opieka nad pacjentem kardiologicznym powinna być bardziej pracą zespołową, a nie zależeć tylko i wyłącznie od lekarza
prowadzącego?

Dokładnie tak. W chorobach sercowo-naczyniowych stosowanie się do zaleceń lekarza jest niezwykle istotne. Często zdarza się, że pacjenci nie przyjmują zapisanych leków i wracają do nas z kolejnym incydentem sercowo-naczyniowym. Wtedy zastanawiamy się, jaki jest problem, bo wydaje nam się, iż wszystko zrobiliśmy dobrze. Od lekarza wszystko się zaczyna, ale pacjent kategorycznie musi się stosować do zaleceń. Stąd też potrzeba pracy zespołowej na linii lekarz, pacjent, trener personalny, a nawet dietetyk, czy farmaceuta. Ja dokładnie w ten sposób postępuję z moimi pacjentami. Nie jestem dietetykiem, nie jestem trenerem personalnym, ale zawsze kieruję do specjalistów, którym ufam. Jeśli wszyscy mają wiedzę o stanie zdrowia pacjenta, to jest większe prawdopodobieństwo, że dietetyk zastosuje odpowiednią dietę, trener personalny dopasuje właściwe ćwiczenia, a farmaceuta nie sprzeda leków, czy suplementów, które mogą zaszkodzić. Check kardiologiczny jest też pomocny dla lekarzy innych specjalności.

Choć zasada działania serca jest w teorii prosta, to na razie medycyna nie umie do końca jej skopiować, naśladować. Nie wymyślono dotychczas skutecznego sztucznego serca, które mogłoby na stałe przejąć funkcję tego serca naturalnego i pytanie… Czy jesteśmy bliżej tego, blisko, czy jest to w ogóle możliwe? 

Uważam, że jest to możliwe. Medycyna, w tym również kardiologia, są mocno nastawione na tematy związane z innowacjami i z tworzeniem różnego rodzaju prototypów. Technologia jest sprzymierzeńcem medycyny. Początki prac nad sztucznym sercem datowane są na połowę XX wieku. Początkowo sztuczne serce było rozbudowaną aparaturą utrzymującą pacjenta przy życiu do czasu znalezienia dawcy serca. Z czasem jednak pojawiły się autonomiczne protezy wszczepiane pacjentom z różnym skutkiem. Do dzisiaj nie udało się jednak wynaleźć jednego, standardowego sztucznego serca, które gwarantowałoby pracę taką jak serce naturalne. Ale jesteśmy bliżej niż dalej, a polscy kardiolodzy mają swój istotny udział w tych pracach.

Mówił Pan o stresie jaki Panu towarzyszy. Jak Pan ten stres odreagowuje? Jakie ma pan pasje, poza medyczną?

Przede wszystkim w złapaniu równowagi pomaga mi działalność naukowa, a także moja rodzina. Chciałbym też znaleźć więcej czasu na moje pasje pozamedyczne, czyli narciarstwo i windsurfing. Jestem też wielkim fanem żużla, a w wolnych chwilach lubię pograć na pianinie. To mnie niesamowicie relaksuje, podobnie jak czas spędzony z moimi najbliższymi przyjaciółmi. 

 

dr hab. MIŁOSZ J. JAGUSZEWSKI

Prof. nadzw. GUMed Miłosz Jaguszewski jest członkiem m.in.: Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego, American Heart Association oraz International Society for Heart Research — European Section. We wrześniu został powołany na przewodniczącego elekta „Klubu 30” Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego. Głównym celem działania „Klubu 30” jest integracja środowiska młodych polskich kardiologów w sferze prowadzonych badań naukowych, dzielenie się inspirującymi i pomysłami badawczymi. Miłością do kardiologii zapałał już w trakcie studiów, założył pierwsze w Polsce Studenckie Koło Kardiologii Inwazyjnej, funkcjonujące przy I Klinice Kardiologii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Pacjentów przyjmuje w Centrum Zdrowia Medicorum w Gdyni Pracuje również w I Katedrze i Klinice Kardiologii UCK GUMed.