Marek Kaliszuk w serialu "Nie-zła mama"

Fascynuje go praca zarówno w teatrze, jak i na planie filmowym. Do Trójmiasta przyjechał z Olsztyna i nie wyobraża sobie innego miejsca w którym mógłby mieszkać. Tym bardziej, że tutaj, w Gdyni jest coś, co kocha nad życie – Teatr Muzyczny. Marek Kaliszuk to jeden z najpopularniejszych trójmiejskich aktorów.

Niedługo zobaczymy go w nowej sztuce Teatru Muzycznego - Spamalot, czyli Monty Python i Święty Graal. Premiera już 2 października.

Monty Python na deskach

Musical, rewia, teatr absurdu. Świetna muzyka, taniec, bajecznie kolorowe kostiumy, król Artur, Rycerze Okrągłego Stołu, Broadway i kpina z wszystkiego. Ta najbardziej zakręcona komedia Broadwayu po raz pierwszy wystawiana jest w Polsce.

- Doskonały humor, rewelacyjna muzyka, zabawne dialogi i dobra zabawa – to mogę zagwarantować. Jest to musical, który po części jest pastiszem tego właśnie gatunku. Można powiedzieć, że śmiejemy się sami z siebie. Gram księcia Herberta - to bardzo rola charakterystyczna. Mogę zdradzić, że śpiewam sopranem - opowiada ze śmiechem Marek Kaliszuk.

Taki rodzaj śpiewu to nawet dla takiego fachowca jak Marek jest dużym wyzwaniem. Ale to właśnie wyzwania go napędzają, mobilizują do pracy nad sobą, szczególnie w kierunku wokalnym. Nie da się ukryć, że Marek Kaliszuk śpiewa znakomicie i niejednej kobiecie już zadrżały kolana siedząc na czerwonych krzesłach widowni teatru Muzycznego i słuchając solowych partii śpiewanych przez przystojnego aktora.

- Chcę być coraz lepszy dlatego podjąłem studia na Wydziale Wokalno - Aktorskim gdańskiej Akademii Muzycznej, gdzie pod okiem wybitnego śpiewaka i pedagoga, prof. Ryszarda Minkiewicza, rozwijam swoje umiejętności wokalne. Kto wie, może kiedyś uda mi się dostać moją wymarzoną rolę Judasza w musicalu Jesus Christ Superstar? Bardzo trudna partia do zaśpiewania. Ale myślę, że do niej to muszę się jeszcze trochę „zestarzeć” - śmieje się Marek.

Pierwsze fascynacje

Aktorem został trochę przez przypadek. To była trzecia klasa liceum. Jedną z atrakcji wycieczki szkolnej była wizyta w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Wtedy po raz pierwszy zobaczył na żywo musical. Była to „Evita”, jeden z największych hitów Teatru Muzycznego w historii. Spektakl, atmosfera teatru, dziesiątki utalentowanych ludzi grających, śpiewających i tańczących – wszystko to tak go urzekło, że zaczął zastanawiać się nad zawodem aktora.

- Minął rok, zbliżała się matura i trzeba było myśleć o przyszłości. Planowałem zdawać na filologię angielską i pedagogikę. Jednak po cichu marzyłem o jakiejś uczelni artystycznej, może szkole aktorskiej. Ponieważ nie miałem w rodzinie żadnych tradycji aktorskich, nie brałem nawet udziału w konkursach recytatorskich, to pomyślałem, że szanse mam niewielkie. Któregoś dnia zupełnie przypadkiem dowiedziałem się z telewizji o istnieniu Studium Wokalno - Aktorskiego przy Teatrze im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Postanowiłem spróbować swoich sił i się udało – mówi Marek.

Udało się za pierwszym podejściem. Już od pierwszych dni utwierdzał się w przekonaniu, że była to właściwa decyzja. Tu spotkał fantastycznych nauczycieli, którzy otworzyli przed nim świat, o jakim dotychczas tylko marzył. Magiczny świat estrady. A na tej estradzie taniec, śpiew i kreowanie postaci, czyli całe spektrum przeżyć, emocji i związanej z tym ekspresji. Już na drugim roku studiów po raz pierwszy stanął na deskach profesjonalnej sceny - dołączył do obsady musicalu Hair w reżyserii Wojciecha Kościelniaka, zrealizowanego w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Wkrótce wystąpił jako Demetriusz w Śnie nocy letniej - trans-operze Leszka Możdżera według dramatu Williama Shakespeare’a, również w reżyserii Kościelniaka. Tą rolę uznaje za swój właściwy debiut sceniczny. Jako student w Teatrze Muzycznym zagrał również Edgara w „Wichrowych Wzgórzach” i Piotra w Jesus Christ Superstar. Dzisiaj jest już jednym z najpopularniejszych aktorów „Muzycznego” a za sobą ma role w największych hitach gdyńskiego teatru, między innymi w Draculi, Pinokiu, Footloose, Pięknej i Bestii, czy Skrzypku na Dachu.

Na szklanym ekranie

Marek próbuje swych sił nie tylko na deskach teatru. Już został zauważony w Warszawie, co skutkuje rolami w produkcjach telewizyjnych. Po kilku epizodach między innymi, w takich serialach, jak Egzamin z życia, Sąsiedzi, Klan, czy Niania, dostał rolę Bogusia w M jak miłość. Zaprezentował się tak dobrze, że scenarzyści rozwinęli wątek jego postaci.

- Fascynuje mnie praca na scenie i przed kamerą. Na planie zdjęciowym panuje specyficzna atmosfera, towarzyszą mi trochę inne emocje. Gram „na kamerę” w otoczeniu całej ekipy, a nie jak w teatrze, bezpośrednio dla widza. Nie ma długiego okresu prób. Po prostu wchodzisz i grasz. W teatrze jest zupełnie inaczej, można powracać do danej roli, sceny i mimo, że gra się coś po raz 15, czy 40 trzeba zachować świeżość i spontaniczność. Z kolei są pewne rzeczy, których nigdy bym nie doświadczył i nie nauczył się w teatrze, a których nauczyłem sie na planie zdjęciowym. Nie umiem określić, co bardziej mnie intryguje. Po prostu lubię grać, bez względu na okoliczności - twierdzi Marek Kaliszuk.

Dzięki serialowi Marek stał się rozpoznawalny i popularny. Szybko przekonał się, jak łatwo szklany ekran winduje ludzi do roli celebrytów.

Wrażliwość na parkiecie

Zaproszenie do Tańca z Gwiazdami było dla niego zaskoczeniem. Zatańczył w siódmej edycji, a jego partnerką była Nina Tyrka. Para zyskała sobie bardzo dużą sympatię widzów i zajęła 6 miejsce. Marek włożył w treningi wiele serca i wysiłku, przeprowadził się na czas programu do Warszawy. Jak sam mówi, myślał, że odpadnie w pierwszym, najdalej trzecim odcinku. Dotrwał do ósmego. Odchodził z programu ze łzami w oczach. Te łzy były efektem wyzwolonych emocji. Zresztą, łez nie ma się co wstydzić - przekonuje sympatyczny aktor. Łzy to emocje, wrażliwość, uczucia - nie można ich dusić w sobie. Tego wieczora poznaliśmy po prostu prawdziwą twarz Marka Kaliszuka - mężczyzny wrażliwego, ale przede wszystkim szczerego, autentycznego w tym, co robi.

- Bo taki jestem. Nigdy nie udaję, cenię sobie naturalność, mam zasady. Na pewno jestem pozytywnym człowiekiem, nie mam negatywnej postawy wobec świata, nie jestem zawistny. Lubię ludzi. Bywam bardzo krytyczny, zwłaszcza wobec siebie. No i chyba jestem trochę nieśmiały - kończy aktor.

Izabela Małkowska, Matylda Promień