DIAMENTY
NIE SĄ NAJLEPSZYMI PRZYJACIÓŁMI KOBIETY

Nie nosi jeansów i unika różu. Krótkie włosy to wygoda i jak mówi, żaden akt protestu wobec świata. Broni za to zwierzęta przekonana że miłości i wierności ludzie mogą się od nich uczyć. Narzeka na bóle kręgosłupa chociaż wie, że w jej fachu nie da się z tego wyjść obronną ręką. Zafascynowana Grace Kelly, Coco Channel, Audrey Hepburn i Ditą von Teese tworzy bez odliczania dni w kalendarzu. Mówi o sobie rzemieślniczka, mimo że domy mody krzyczą artystka! Codziennie dotyka magii i przyznaje, że wciąż ją na nią nie stać. Jedyna polska absolwentka paryskiej Ecole Lesage. Alicja Stańska, zawód – hafciarka, projektantka mody, artystka, ale dla przyjaciół po prostu Alka.

Wizualnie nie pasujesz na hafciarkę!

Wielu ludzi zdumiewa czym się zajmuję! Faktycznie, znam wiele hafciarek i są to zwyczajowo starsze kobiety. Realizują pasję i zapał w kole gospodyń wiejskich.

Podobno ducha haftu zaszczepił w Tobie ojciec. Mężczyzna i szydełko?

Bębenek, mulinę polską, kawałek lnu dostałam od ojca mając chyba 5 lat. Pokazał mi kilka pierwszych ruchów. Pomysł na mnie był taki, że haft miał zatrzymać nadmiar energii, którą tryskałam. Byłam niesforna, do teraz jestem.

Jak było w szkole „milczenia”? Ecole Lesage, pracowite godziny i jedyna polska absolwentka tej prestiżowej francuskiej szkoły należącej do Domu Mody Chanel.

Prócz jednej nauczycielki, nikt nie mówił po angielsku. Wszystkie po francusku. Ja umiem podstawowe rzeczy, dość dużo rozumiem. To jest praca ręczna, więc nie trzeba znać języka, aby się jej nauczyć. Na danej lekcji było kilka nauczycielek. System był taki, że podchodziły do stołu hafciarskiego, pokazywały co należy wykonać i szły do kolejnej uczennicy. Potem chodziły po klasie i kontrolowały, gdy ktoś robił źle, pokrzykiwały „no, no, no” i znów pokazywały jak to wykonać. 

Jak wyglądał dzień w takiej szkole?

Pięć dni w tygodniu, 8 godzin dziennie z 60 minutową przerwą na lunch koło godziny 13.00, aby tradycji francuskiej zadość się stało. Mnóstwo pracy domowej, średnio do 1 w nocy i przez całe weekendy. 

Szkoła miała być trampoliną do kariery, czy chciałaś się uczyć ot tak po prostu, dla siebie, aby być lepsza? 

Była moim marzeniem. Zobaczyłam ją jako nastolatka w TV Monde 5. Był urywek, że haftują tam dla największych domów mody. Zobaczyłam i się zakochałam. W Polsce również próbowałam uczyć się paru rzeczy.

Da się w Polsce?

Dla mnie nie. Byłam w paru miejscach, poznawałam starsze panie. One haftują z pasji.

Koniaków słynny ze stringów też nie?

Niespecjalnie. Majty mnie nie interesują.

W kołach gospodyń towarzysko coś nie zagrało?

Byłam w kole gospodyń wiejskich. Pojechałam zobaczyć i panie zatrudnić. Zrozumiałam, że się nie da. Panie spotykały się w remizie strażackiej dwa razy w tygodniu, aby sobie pohaftować. Wiekowo od  40 lat wzwyż. To jest tak, że one cały dzień pracują, mężowie pracują, mają swoje gospodarstwa i spotykają się po to, aby sobie pogadać, coś tam pohaftować. Próbowałam się odnaleźć. Nie zagrało, bo to była zupełnie inna bajka. Pod koniec mężowie przyjeżdżali z jajkami, pomidorami, tym co mają na gospodarstwie i handlowali. Zrozumiałam, że nie są to kobiety, które mogę zatrudnić, one nie będą siedziały po 10 godzin zawodowo i haftowały, bo mają swoje życie. Ich hafty to forma relaksu.

Co Ty właściwie haftujesz?

Sztukę – obrazy. Pięknym haftem chcę zwrócić uwagę na problemy tego świata: łamanie praw człowieka i zwierząt. Nie chcę pokazywać ich w sposób brutalny i brzydki, ludzie na co dzień zmagają się z wieloma problemami, brutalny przekaz mógłby ich tylko zniechęcić. Piękny powoduje punkt zaczepienia do rozmowy i chęć zrozumienia.

W hafcie trendy są zmienne? Często zmienia się moda?

Nie bardzo mogę wypowiadać się jak to wygląda na świecie, bo mało mnie to interesuje. Fakt, obserwuję swoich ulubionych mistrzów z domów haute couture, ale nie pasjonują mnie trendy. Mój może wydawać się nudny, bo praktycznie zawsze będę robiła w czerni. Interesuje mnie za to przekaz domów mody. 

Masz za sobą zaskakującą ścieżkę edukacyjną. Powiedziałabym nawet, że nic tu do siebie nie pasuje. 

(śmiech) Filologię angielską rzuciłam na trzecim roku, przeniosłam się na administrację, aktualnie jestem na kryminologii. 

Ciekawi mnie ta kryminologia w Twoim życiu. To pasjonująca dyscyplina naukowa, czy potencjał do zmiany zawodu?

Od zawsze fascynowały mnie historie seryjnych morderców. Ciekawi mnie co powoduje, że ludzie dopuszczają się tak drastycznych czynów. Ponadto kryminalistyka jest mi potrzebna w moich wystawach z cyklu „Handel Ludźmi”. W ubiegłym roku miałam wystawę „Najdroższy towar świata”, czyli jak w XXI wieku sprzedaje się organy na świecie, nielegalnie oczywiście. Teraz siedzę nad tematem pedofilii, w przyszłości będzie prostytucja, czyli wszystkie rodzaje handlu ludźmi. Musisz uwierzyć, że w tej chwili jest większe niewolnictwo niż było w przeszłości.

Jest odbiór tego co pokazujesz?

Ludzie mi praktycznie zawsze dziękują. Otwieram im oczy, że zło naprawdę istnieje. Żyjemy w świecie social mediów. Popatrz na pokolenie mileniasów (ludzi urodzonych w końcówce lat 90 – przyp. red.) dla nich świat jest taki piękny. Oznaczony odpowiednim hashtagiem z instagrama pozwala na otrzymywanie tylko wyselekcjonowanych wiadomości. Beautiful girl pokaże tylko piękne dziewczyny i oszczędzi widoku kobiety przykładowo oblanej kwasem. To duże wymagania od życia, kompletna segregacja informacji i znużenie wszystkim co trwa dłużej. Zostali wychowani w przeświadczeniu, że możesz wszystko. Przez to są nieświadomi ryzyka, które czyha na świecie. Dziecko może zostać porwane w 15 sekund trafiając w ręce gangu pedofilskiego, sprzedającego organy, a jego mózg może trafi do słoika u kolekcjonera ludzkiego ciała.

Jak to o czym mówisz połączyć z haftem? Kryminologia jest pasją, a haft pracą?

Nie. Haft też jest pasją.

Brzmi za pięknie. Gdzie ten żmudny element codzienności?

Mam niesamowity rozrzut zainteresowań. Jednego dnia chciałabym np. pójść na kolację w centrum Paryża i wyglądać jak diva z lat 30., a innego wolę motocykl, whisky i picie na krawężniku. Czasami słucham klasyki, a czasami jestem „depeszówą”. Kocham Gahama, nie odpuszczę żadnego koncertu. Duran Duran, New Romantic, Dead Can Dance uwielbiam, a do tego lubię muzykę ludową. Finlandia, Afryka, Aborygeni, a mimo wszystko biorę też metal. Kocham czasy prohibicji w Stanach Zjednoczonych, historię mafii, Cosa Nostry. Mam duży wachlarz zainteresowań.

Skąd japońskie inspiracje?

Lubię „starą” Japonię, ceremonię parzenia herbaty i gejsze. Fascynuje mnie w tych kobietach, że z jednej strony potrafią być twarde, niezłomne, a z drugiej skromne. Waleczne i mroczne, jak Mortishia z „Rodziny Adamsów”. Nie lubię współczesności. Nie lubię mody XXI wieku, trendów, hashtagów na instagramie. 

Dużo czytasz?

Bardzo. Nie mam ulubionych autorów, czytam to co trafię. Z polskich lubię Kaję Grzegorzewską. Książki trafiam i zachowuję. Mam dużo biografii różnych artystów. Lubię stare divy. Edith Piaff, Marlena Dietrich, Greta Garbo, Coco Chanel. Z obecnych Dita von Teese. Bardziej jednak typu Audrey Hepburn, Grace Kelly, Brigitte Bardot, to są kobiety, które bardzo mi pasują. Podoba mi się ich klasa.

Kobietę podobno zdobią wyłącznie diamenty, dlaczego zdecydowałaś się pracować na kryształach Swarovskiego?

Od diamentów wolę kryształy Swarovskiego, bo one nadają kreacjom szczególny wygląd. Ponadto jest to silna marka, która nie łamie praw swoich pracowników. Nie można zapominać, że diamenty wydobywane są nie dość, że w tragicznych warunkach, to jeszcze kontrolowane przez mafie, a w procesie ich pozyskiwania często wykorzystywane są dzieci. Używając  Swarovskiego mam pewność, że żaden człowiek nie umiera z głodu przy jego produkcji i nie jest bity batem przez zarządzającego. Ponadto jestem jedyną marką polską, jedną z ponad 100 na świecie, które otrzymały program premium. W tym programie są m.in. Vivine Westwood, Jimmy Choo, Kenzo, Versace, Vera Wang, Sonia Rykiel, Jean Paul Gaultier i wiele innych, od kilku miesięcy jest też Stanska!

Patrząc na cenę projektowanych przez Ciebie ubrań, są one dedykowane głównie takim kobietom. Mało kogo stać na stworzone przez Ciebie unikatowe dzieła sztuki. Na Twoją kolekcję stać głównie Kim Kardashian!

Kim Kardashian z klasą z selfie na instagrama. Zapraszam!

Osoba o takiej fizyczności będzie miała klasę ubrana w Twoją kolekcję?

Każda osoba jest w stanie klasę mieć. Każda na świecie. To m.in. również kwestia dopasowania ubioru. U mnie nie kupisz miniówki. Nie lubię ich. Tworzę „ołówki” najczęściej do połowy kolana. Projektuję dla kobiet 35 plus i uważam, choć zachowuję się staroświecko, że kobieta w pewnym wieku nie powinna nosić mini.

Nawet jeżeli ma niezłe nogi?

Nawet! Jak widzę czterdziestoparolatki w mini to bardzo pasuje mi powiedzenie, które spodobało mi się w Paryżu.
Dzidzia Piernik.

Promocja haftu jest łatwa? Oparta na fascynacji i niechęcią do sieciówek? Ubrania, które tworzysz to dla wielu z nas ewenement.

Potrzebna jest wytrwałość i wsparcie ludzi dookoła. Wiele razy chciałam to rzucić. Pracujesz przez wiele miesięcy, masz wrażenie że jest to niedoceniane. Jakoś trzeba to pokazać, wypromować. Nie cierpię marketingu, nie jestem pr-owcem, nie potrafię opowiadać o tym co robię. Dlatego podziwiam francuskich projektantów, którzy na temat jednej kolekcji są w stanie udzielić godzinnego wywiadu. Lagerfeld jest mistrzem – opowiada o tym, jakby odbierał nagrodę Nobla. Pierwsze efekty miałam po 10 latach, dopiero teraz zaczynam być mocniej do ludzi. Nie dawało się początkowo z tego żyć.

Co robisz? Jestem hafciarką - i zapada milczenie. Zdarzało się?

To był mój sposób, jak nie chciałam z kimś rozmawiać. Przykład w Spatiffie – czym się zajmujesz? Jestem hafciarką i koniec rozmowy (śmiech). W zasadzie z hafciarką się nie rozmawia. Z projektantką tak!

Jesteś osobą otwartą czy raczej skupiona na swoim dziele tworzenia artystka?

Kiedyś byłam szalenie towarzyska. Od dwóch lat się to zmieniło. Ludzi często myli mój wygląd. Odbierają mnie jako straszną sukę, pewnie przez czerń i krótkie włosy.

Fale do pasa przeszkadzałyby w hafcie? Krótka fryzura to jakaś forma wyrazu?

Zawsze chciałam mieć krótkie włosy. Mieszkając z rodzicami nie mogłam ich ściąć ponieważ tato uważał, że prawdziwa kobieta ma długie włosy.

Podkreślasz często fascynację Salvadorem Dali. Dlaczego akurat on? 

Fascynował mnie jego charakter. Kilka razy zwiedziłam jego dom, przeczytałam trzy biografie. Polubiłam za pewnego rodzaju odwagę. Poznałam kelnera w restauracji, do której chodził Salvador z żoną Galą, opowiedział mi jaki był. Dalego nienawidziła cała wioska. Kiedyś nie było pojęcia marketing, a on był prekursorem w Hiszpanii. Zaczął wykupywać domki rybackie, które połączył w potężną willę, kompletnie pojechaną. Jako pierwszy miał basen. Basen w kształcie penisa! Dzieci z wioski przybiegały raz na jakiś czas z ręcznikami i krzyczały: Panie Dali, wpuść nas. Jak miał dobry dzień, wolno im było wejść. O poranku, jak relacjonował kelner Dali wchodził do restauracji w jedwabnym szlafroku, z laską, w skórzanych pięknych kapciach, z fajką, w okularach, siadał i pił poranną kawę. Wszyscy reagowali na niego jak na dziwaka, ekscentryka. Ja lubię takie historie. Lubię ludzi, którzy nie wstydzą się krytyki ze strony tłumu.

Radzisz sobie z krytyką?

Jeżeli miałabym zadowolić cały świat byłabym wariatką. Trzeba liczyć się z różnicą poglądów.

Podbijasz warszawskie salony i celebryckie ścianki?

Nie interesują mnie.

Da się tak nie bywać?

Wiadomo, wszystko wtedy trzy razy wolniej idzie, ale to nie jest mój świat. Nie chcę też światowych salonów.

Jaki masz pomysł na siebie?

Interesują mnie klientki, które nie potrzebują fleszy, błysku. Ja jestem taką kobietą, ale na skalę mniejszych pieniędzy. Mnie nie stać na to, co robię. Nie stać mnie na moje kreacje.

Wiele Polek stać?

Dużo Polek, ale mentalnie wielu jednak nie stać. Ludzie dzisiaj wolą metki, rzeczy słynne, często zmieniające się trendy. Moja klientka nie znajdzie co roku nowego. Połączy za to kolekcję sprzed 4 lat z tym co właśnie powstaje w pracowni. Rzeczy zawsze będą do siebie pasować. Tworzę garderobę własnych marzeń, styl mam taki sam, nie jestem zmienną kobietą. Cały czas zmieniać? Dostałabym zajoba!

Co znajdę w Twojej pracowni?

Kreacje ethical fashion, wyłącznie pojedyncze sztuki.  Traktuję je jako rodzaj rzeźby, a nie modę codzienną. Moje kreacje tworzone są tylko i wyłącznie z tkanin i ozdób tworzonych na terenach UE, współpracuję z firmami, które sprawdzam i wiem, że nie łamią praw pracowników, ponadto tkaniny nie są farbowane szkodliwymi środkami chemicznymi, które stosuje się w Azji, a u nas są one zabronione.

Długo szukałaś swojego stylu?

Nie, nakreślił go mój ojciec. Gdy byłam mała mieliśmy niedzielny rytuał pójścia na giełdę samochodową. Handlowano tam wszystkim. Podczas tych spacerów tata dużo ze mną rozmawiał, zawsze mi powtarzał: „Pamiętaj córcia, kobieta musi mieć coś w głowie, aby być szanowana przez mężczyznę” Powiedział mi też, że mężczyznę dużo bardziej podnieca to co jest zakryte, a nie odkryte. Utknęło mi to w głowie. Po 19 roku życia do spodenek założyłam trapery, a nie szpilki. Noszę sukienki do ziemi albo ołówkowe, i to wpoił mi ojciec. Nauczył mnie wielu rzeczy. Skonstruował w taki sposób, że jestem w stanie wyfugować kafle, pomalować dom, zrobić ogród, do tego świetnie ugotować i gdybym musiała, zabiłabym kurczaka. Do tego nauczył mnie stylu i delikatności kobiecej. Potrafię haftować i wiem jaką suknię dobrać idąc do opery, ale jestem taką dziewczyną - chłopcem. Podsumowując, nauczył mnie szeroko pojętego przetrwania.

W tej sytuacji partnerzy są w stanie sprostać wolnej duszy o dużym poczuciu niezależności? 

Wolę, aby facet był pracownikiem fizycznym niż zapatrzonym w pracę biznesmenem, który nie potrafi wkręcić żarówki. Nie wytrzymałabym z metroseksualnym facetem, nie zainteresowałby mnie. Wolę mechanika samochodowego, który świetnie gotuje.

Największe domy mody są spełnieniem zawodowych marzeń?

Nie. Moim nie. Nie chcę być wielkim domem mody. Doszłam do tego wniosku czytając biografię Coco Chanel, widząc co się stało z Galliano, do tego jak Gaultier zrezygnował w końcu z pret a porter  stwierdzając, że oczekiwania rynku wobec projektantów są potężne. Ta presja sprzedaży nie jest tym o czym marzę. Szanuję swój święty spokój, dlatego właśnie chcę mieć malamuta, uniknąć marketingu i niskich kosztów produkcji. Nie chcę przykładać ręki do zjawiska taniej siły roboczej. Kiedyś jedna ze znajomych osób powiedziała: „Alicja, jak Ty robisz takie drogie rzeczy, to zamiast w kryształach powinnaś robić w diamentach”. Nie, przenigdy! Alicja dokładnie wie, jak ma wyglądać jej kraina czarów. Jest w niej tu i teraz. Pochylona i szczęśliwa.