Agata Miłosz perfekcyjny make-up w trójmieście

Cyntia Zygmuntowicz

Z wykształcenia magister nauk społecznych, absolwentka amerykańskiej szkoły School of Style Los Angeles - New York oraz gdańskiej szkoły Stylab. Połowę swojego dzieciństwa spędziła na czarnym kontynencie, teraz zdobywa doświadczenie u najlepszych make-up’istów w Nowym Jorku. Talent i zmysł estetyczny ma we krwi. Od pewnego czasu współpracuje przy makijażach w znanych polskich programach telewizyjnych – Top Model, Hell’s Kitchen czy Top Chef Gwiazdy. O współpracy z największymi produkcjami polskiego show biznesu, swojej drodze i pasji opowiada Agata Miłosz – kobieta, która z pewnością wniesie dużo świeżości na trójmiejski rynek profesjonalnego makijażu.

Masz imponujące wykształcenie. Szkoliłaś się u samej DeShawn Hatcher – amerykańskiej ikony wizażu. Jak do tego doszło?

Od zawsze interesowałam sie wizażem, dosłownie kilogramami kupowałam kosmetyki, czytałam branżowe publikacje, śledziłam światowe trendy pojawiające się na wybiegach, i malowałam, eksperymentowałam – starając się odtwarzać to w makijażu. Parę lat temu postanowiłam usystematyzować wiedzę. Pierwsze kroki skierowałam do gdańskiej szkoły wizażu i stylizacji – „Stylab”. Po roku nauki już wiedziałam, że make-up to mój „cały świat”. Chciałam się doskonalić u najlepszych. Rozwiązanie było tylko jedno – Nowy Jork – światowe centrum makeup’u. Jeśli chcesz być na bieżąco, musisz mieć kontakt z nowojorskim światem. 

Tobie się udało. 

Pojechałam do Nowego Jorku, gdzie ukończyłam School of Style New York - Los Angeles. Potem przyszedł czas na szkolenia, najpierw u Raychel Wade, głównej makijażystki w najpopularniejszym ślubnym programie w USA „Randy to the Rescue”. Później trafiłam do makijażysty celebrytów i właściciela linii kosmetyków Dex New York, Dextera Phillipsa. Aż w końcu przyszedł czas na naukę i pracę u jednej z największych makijażystek w Stanach Zjednoczonych, DeShawn Hatcher. To ona dała mi siłę i wiarę, że jak się czegoś pragnie, to naprawdę można to zrobić. Moje marzenia zaczęły się urzeczywistniać. Rozpoczęłam pracę jako asystentka wizażystów oraz freelancerka na nowojorskim rynku „fashion”. 

I z takim bagażem doświadczeń wróciłaś do Polski… Wiadomo, że Polska to nie Ameryka. Jak odnalazłaś się na naszym rynku? 

Prawda jest taka, że amerykańskie doświadczenia pozwoliły mi zaistnieć na trójmiejskim rynku, i nie tylko, bo w zasadzie wszystko zaczęło się w Warszawie.
Zaczęłam jako asystentka make-up przy produkcji programu „Taniec z Gwiazdami”, gdzie poznałam Kamilę Wiedeńską - Strzelczyk,
make-up artist polskich gwiazd. Nadawałyśmy na tych samych falach i nasza współpraca zaczęła się rozwijać. Po „Tańcu z Gwiazdami” przyszedł czas na „Must Be the Music”, „The Voice of Poland” i „Top Chef”. Ostatnio pracowałam przy produkcji programu „Top Model”. Ponieważ program jest obecnie emitowany, to nie mogę zdradzić jego kulisów. Obiecuję, że zrobię to przy najbliższej okazji (śmiech).

Zapamiętam! Powiedz, dlaczego show biznes?

Jak przydarzy się Tobie taka szansa w życiu, to nie sposób z niej nie skorzystać. Zafascynował mnie świat dużych telewizyjnych produkcji, programów i reklam oraz praca z gwiazdami. Uwielbiam pracę przy programach, jest tam dużo energii, inspiracji i mnóstwo ciekawych ludzi. 

Masz w głowie jakąś gwiazdę, którą chciałabyś malować? Takie marzenie wizażystki?

To tak jak spytać lekarza, kogo chciałby leczyć (śmiech). Dla mnie każda klientka jest tak samo ważna i do każdej przyjeżdżam, aby pomóc jej wyglądać świetnie. Myślę, że wszystkie kobiety tak naprawdę pragną tego samego – czuć się sobą, ale jeszcze ładniejszą i z większą pewnością siebie. Makijaż jest środkiem, aby osiągnąć ten cel (!)

Czyli rozumiem, że każda kobieta z Trójmiasta jest w stanie umówić się do Ciebie na make- up?

Oczywiście. Dla mnie każda klientka to odpowiedzialność. Mam do czynienia z rożnymi formami makijażu i wszystkimi typami urody. Kiedyś inaczej malowało się modelkę, a inaczej Pannę Młodą, inaczej na co dzień, a jeszcze inaczej na tzw. wyjście. Obecnie istnieje większa dowolność. Makijaże się przenikają i nie są już to sprawy oczywiste, dlatego make-up artist powinna mieć duże doświadczenie i wyczucie. Kobieta w moim makijażu musi czuć się jak księżniczka. Nie zakładam innej opcji.

Twoją specjalizacją jest m.in. makijaż ślubny. Jak wygląda Twoja współpraca z klientką?

Bardzo lubię malować Panny Młode i Panów Młodych, ponieważ czuję ich dreszczyk emocji, wiem, że jest to najważniejszy moment w ich życiu, a ja muszę stanąć na wysokości zadania. W dniu ślubu często mają miejsce nieprzewidywalne sytuacje. Każdej Młodej Parze zależy, aby wszystko było super, ale czasem napięcie związane z organizacją ślubu sięga zenitu. Moja rola nie ogranicza się wtedy jedynie do makijażu, lecz często również do rozładowania emocji.  Tutaj chyba atutem jest moje doświadczenie życiowe i staż małżeński. Zawsze udaje mi się zakończyć wizytę u przyszłych małżonków z powodzeniem. Wbrew pozorom nie jest to łatwy zawód! Wymaga dużo empatii, zrozumienia i wyczucia. Mówię małżonków, ponieważ make-up dotyczy również Panów Młodych. Oni dojrzeli już do tego, aby także dobrze wyglądać w dniu swojego ślubu. 

Prowadzisz też kursy. Jak czujesz się w roli pedagoga?

Sprawia mi to przyjemność, cieszę się jak moja pasja udziela się innym. Prowadzę szkolenia indywidualne dla pań, które same chcą nauczyć się malować lub poprawiać swoją technikę oraz dla przyszłych make-up artist – zarówno tych początkujących, jak i pracujących w zawodzie, chcących podnieść swoje kwalifikacje. Staram się, aby klientka potrafiła wykorzystać swoje dotychczasowe kosmetyki, potem sporządzamy tzw. kartę twarzy, na której zapisuję, co ewentualnie powinna sobie dokupić (w rożnych wariantach cenowych). Uważam, że każda kobieta powinna potrafić się malować. Oczywiście, na wielka galę w obecnych czasach już nie robimy sobie samodzielnie makeup'u, bo na zdjęciach i na ściankach widać gołym okiem makijaż profesjonalny, natomiast na co dzień  musimy potrafić samodzielnie się malować. Źle zrobionym makijażem, źle dobranym kosmetykiem i złą techniką możemy zrobić sobie wielką krzywdę. Obecnie w Polsce obserwuję inwazję czarnych eyelinerów i grubych kresek, które w ciągu dnia „żyją własnym życiem”. Makijaż powinien być naszym najlepszym, najwierniejszym przyjacielem. Nie ma kobiet brzydkich, są tylko źle umalowane, ponieważ nie zawsze w porę orientują się, kiedy zaczynają obowiązywać nowe trendy i techniki. Przemysł kosmetyczny nieustannie rozwija się, kobiety powinny być otwarte na nowe pomysły. Cel zawsze jednak pozostaje ten sam, aby panie czuły się i wyglądały pięknie. Kontakt moich klientek ze mną zapewnia im zawsze aktualny makijaż.  

Nie boisz się konkurencji na trójmiejskim rynku?

Konkurencja zawsze działa pozytywnie, dzięki niej ciągle się doskonalimy, a nasze klientki są coraz lepiej obsługiwane. Moja mentorka i nauczycielka DeShawn Hatcher, makijażystka amerykańskich celebrytów, key make-up artist na New York Mercedes-Benz Fashion Week oraz Cotton Fashion Week Miami zawsze mi powtarzała, że chce mnie nauczyć jak najwięcej, ponieważ w swoim zespole chce mieć najlepiej wykwalifikowanych profesjonalistów, oraz że w pojedynkę ciężko się rozwijać, trzeba się nawzajem inspirować i wzajemnie sobie pomagać. W Ameryce taką odebrałam naukę, i takie są moje fundamenty. 

Czy masz marzenia związane z make up’em?

Nie wybiegam daleko w przyszłość, bo w tym zawodzie najwięcej dzieje się spontanicznie. O dalekich planach nie chcę mówić, aby nie zapeszać. Najbliższe plany to ponowny wyjazd do Nowego Yorku. Potrzebuję energii tego miasta. Jadę tam naładować makijażowe akumulatory, popracować z elitą makeup'ową przy sesjach, pokazach, reklamach, zobaczyć jakie będą najnowsze trendy, żeby potem przenieść je do Trójmiasta.