Noc z 14 na 15 lipca 2016 roku pozostanie zapewne w pamięci wielu gdańszczan. W zaledwie kilka godzin ulice zamieniły się w rwące potoki, a w wielu miejscach woda sięgała dachów zaparkowanych samochodów. W powodzi ucierpiał także ogród zoologiczny. O akcji ratunkowej zwierząt opowiada dyrektor oliwskiego Zoo Michał Targowski.

Panie dyrektorze, jak wyglądała ta pamiętna noc? 

Kiedy ogród funkcjonował dwadzieścia lat temu, nie było tu utwardzonych alejek, a jedynie polne dróżki. Wówczas każde opady deszczu powodowały, że drogi były wypłukane, a przez to nieprzejezdne. Jedną z inwestycji na wiele lat, której się podjęliśmy, i z której byliśmy bardzo dumni, były właśnie drogi. Odpowiednio wyprofilowane, z kostką brukową, rynnami ściekowymi, świetnie zdawały egzamin. Przyszedł jednak ten nieszczęsny czwartek 14 lipca. Około 19:00 nic złego się jeszcze nie działo, ale trzy godziny później sytuacja była już niebezpieczna i stworzyliśmy na miejscu sztab kryzysowy.

Co wzbudzało największy niepokój?

Przede wszystkim podnosił się poziom wód w naszych stawach. Wszystko to, co spływało z górnej części lasów i z obwodnicy, wpadało do naturalnych stawów. Z racji tego, że są one ze sobą połączone, woda mocno przybierała, więc przed północą zaczęliśmy zabezpieczać m.in. domki dla antylop i zebr. Na bieżąco monitorowaliśmy również, jak wygląda sytuacja u żyraf i lwów. To nowe pawilony, więc i zagrożenie było mniejsze, ale musieliśmy trzymać rękę na pulsie. Byliśmy świadomi, że zostanie zalany kurnik oraz domki na wyspach i na stawach. Wkrótce zniknęły wyspy gibonów i pelikanów, a woda przelewała się na alejki dla zwiedzających.

Jak wyglądała akcja ratowania zwierząt?

Aby kapibarom nie stała się krzywda, wypuściliśmy je na wybieg. Liczyliśmy, że tapirom i hipopotamom, które mają na wybiegach baseny, nic nie grozi. I rzeczywiście, woda wlewała się właśnie do tych basenów. Odpłynął niestety domek dla jeleni. O tej porze roku jednak, zwierzęta na szczęście z niego nie korzystają. Udało nam się zamknąć tygrysy, bo też baliśmy się, że ich wybieg jest narażony na zniszczenia. Dla części naszych mieszkańców była to jednak radosna przygoda. Wielbłądy skuliły się razem pod drzewami. Wyglądały, jak schowana pod peleryną rodzinka. Co chwilę tylko, któryś z osobników wyglądał, czy już wszystko jest w porządku. Foki i pingwiny bardzo się cieszyły, a najbardziej całe wydarzenie podobało się chyba kapibarom.

No właśnie. Jak skończyła się ich „wędrówka”?

Około godz. 1:30 zobaczyliśmy je… przy wybiegu lwów, oczywiście zamkniętych. Po prostu odpłynęły. Na wybiegu kapibar woda osiągnęła poziom ponad trzech metrów. Byliśmy zupełnie bezradni, na szczęście nic złego się nie wydarzyło. Kapibary odłapane zostały w piątek w godzina popołudniowych – jedna w okolicach wybiegu dla lwów, a druga przy parkingu. Musieliśmy poczekać, aż ich wybieg będzie nadawał się do zamieszkania. Dopiero wieczorem mogły wrócić na swoje stare śmieci.

Kiedy sytuacja w oliwskim Zoo zaczęła się stabilizować i wracać do normy?

Woda zaczęła opadać dopiero w piątek wieczorem. Podjąłem decyzję, że cały dzień ogród zoologiczny będzie zamknięty dla zwiedzających, także ze względów bezpieczeństwa. Wizualne zniszczenia są ogromne. Podmyta została cała skarpa, na której znajdował się ogród oraz malownicza ścieżka, w tym także dla osób niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich. Zniszczeniu uległa także część parku linowego. Specjaliści uznali, że w sobotę możemy już otwierać Zoo. Trochę przez łzy śmialiśmy się, że sobota 16 lipca była jednym z najbardziej obleganych dni w tym roku. Nasi goście chcieli po prostu zobaczyć, jak wygląda zalane zoo. 

Jak duże są zniszczenia po ulewie?

Do chwili obecnej te newralgiczne miejsca, jak wyspa gibonów, wyspa pelikanów, czy pawilon tapirów przypominają wielkie jezioro. Najważniejsze jednak, że zwierzętom nic się nie stało. Straty wynoszą około 1 miliona złotych. Nie zostaliśmy jednak sami. Miasto z rezerwy budżetowej przeznaczy znaczną kwotę na odbudowę. Na szczęście oliwskie Zoo jest też ubezpieczone. Jest nam o tyle przykro, że wiosną tego roku przeprowadziliśmy wiele prac melioracyjnych. Wspaniale odnowione zostały m.in. stawy i wyspy, które teraz zostały zalane. Z czasem jednak i to odbudujemy. Myślę, że w przyszłym roku nie będzie już śladu po powodzi. Na każdej tragedii rośnie nowe życie, które często jest nawet piękniejsze. Dzięki tym wydarzeniom, m.in. jelenie dostaną nowy pawilon, bo muszą mieć zapewnione schronienie, jeszcze przed nadejściem zimy.