Gdy ujarzmia się żywioł

Igrają z ogniem. Kiedy założyły trójmiejską grupę Mamadoo nie myślały, że dzięki niej staną się rozpoznawalne. Teraz Ania i Monika Derda, Kinga Kuczyńska i Mira Leśniewska jadą na największy w Europie festiwal muzyczny w Glastonbury. Tam na specjalnej scenie teatralnej, wraz z innymi artystami z Europy pokażą, jak się robi prawdziwe fireshow.

Izabela Małkowska: Jak się zaczęła wasza przygoda z fireshow?

Monika: To był zupełny przypadek. Ja i moja siostra Ania przyjaźnimy się z Kingą od wielu lat i kiedyś na wyjeździe wakacyjnym zobaczyłyśmy jedną z pierwszych w Polsce grup, która się tym zajmowała. Strasznie się to nam spodobało. Postanowiłyśmy, że spróbujemy dla zabawy. Później wspólnie się motywując starałyśmy się rozwijać tę pasję. A jeszcze później poznałyśmy Mirę, która niezależnie od nas zetknęła się z fireshow.

Mira: Pierwszy raz zobaczyłam fireshow na turnieju rycerskim. Pomyślałam wtedy: O Boże! Muszę koniecznie zacząć to robić! Na pierwszej Konwencji Ogniowej w Ostródzie poznałam Kingę i Anię. Zgadałyśmy się, że jesteśmy z Trójmiasta i stwierdziłyśmy, że fajnie byłoby się spotkać i cos wspólnie porobić.

Jak widać udało się. Macie jakieś pomysły na swoje przedstawienia? Są np. tematyczne?

Kinga: Tak, choć nie wszystkie. Ważne jest dla nas, aby fireshow było show. Żeby nie koncentrować się tylko na ogniu, ale na tym, jak go pokazać, w co „ubrać”, żeby było inaczej, niebanalnie.

I jak go pokazujecie?

Kinga: Staramy się robić to w sposób zabawny. Większość grup skupia się na mistycznym pokazaniu ognia. Na podkreśleniu, że jest to żywioł, który się okiełznuje. My chciałyśmy, aby było to show rozrywkowe, zrobione na wesoło, z pozytywną energią. I to się przyjęło.

Monika: Nie chciałyśmy kopiować tego, co już było. A kojarzenie ognia z mistycyzmem jest bardzo popularne i wiele grup idzie tym torem.

Ania: To też wynika z nas samych. Miałyśmy jedno podejście do pokazu mistycznego i żadna z nas się w tym nie odnalazła. Wtedy jeszcze bardziej utwierdziłyśmy się w przekonaniu, że pójdziemy w swoją stronę, bo to jest coś, co wynika z nas. Nie chcemy pokazywać się jako mistyczne istoty. Ta powaga nam nie pasuje.

Mira: Wystarczy na nas spojrzeć. Jesteśmy takie żywiołowe i kolorowe w codziennym życiu, tak samo jak w fireshow. Pełne kolorów, uśmiechnięte i ciągle żartujące. Nie jesteśmy mroczne w żadnym momencie.

Kinga: Pytałaś o tematy. Nie jesteśmy aktorkami. Fireshow w naszym wykonaniu nie jest do końca ani teatrem ani tańcem. Oczywiście jest tak, że nadajemy temat i klimat konkretnemu pokazowi, a w każdym show są zarówno elementy teatralne jak i taneczne, ale to, czym się zajmujemy znajduje się raczej na pograniczu tych sztuk.

Jak widać udało się. Tylko czy fireshow to nie ryzyko?

Mira: To właśnie bliskość „groźnego ognia” przyciąga widzów, a ryzyko zawsze istnieje, jednak wraz z doświadczeniem maleje. Czasem zdarzają nam się niegroźne wypadki, kiedy w grę wchodzą czynniki czysto losowe, jak mocny wiatr, ale jak widać wszystko z nami w porządku.

Ania: W fireshow, tak samo, jak w każdej dziedzinie, która wymaga sprawności fizycznej, nietrudno o kontuzję. Nasze ryzyko to poparzenia. Dlatego tak ważne są dla nas treningi i same pokazy, bo im bardziej jesteśmy pewne naszych umiejętności, tym mniejsze jest ryzyko, że coś pójdzie nie tak.

To jak jest z tymi poparzeniami?

Ania: Kiedyś maznęłam sobie ogniem w kilka miejsc na głowie. Kiedy wyczesałam włosy, okazało się, że dość dużo ich straciłam. Musiałam zmienić fryzurę, zrobić grzywkę. Było to dość bolesne, ale każda z nas ma modne podgolenia. Lansujemy nowe trendy.

Jak daleko jesteście więc w stanie posunąć się w ryzyku?

Monika: Dzisiaj to ryzyko jest znacznie mniejsze, a wiąże się to głównie ze zdobytym doświadczeniem. Myślę, że dużo więcej ryzykowałyśmy wprowadzając nasze niekonwencjonalne gadżety, czy eksperymentując ze strojami na samym początku naszej przygody z ogniem. Teraz dużo bardziej świadomie określamy granice tego, co jest rzeczywiście wykonalne z ogniem, a tego, co pozostanie tylko w sferze naszych fantazji.

Ile czasu trwa przygotowanie do takiego show? Da się to policzyć?

Monika: Stworzenie choreografii zawierającej tricki i opierającej się na tańcu jest bardzo skomplikowane. Bo my nie jesteśmy tancerkami, a zawsze staramy się, aby to było tanecznie atrakcyjne. Bardzo trudno jest też włączyć do choreografii tanecznej ogień, który rządzi się swoimi prawami i z tym też trzeba sobie poradzić. Dlatego potrafimy nad jedną choreografią pracować całą zimę. Cała praca polega jednak na tym, że robić to synchronicznie na cztery osoby. I to są godziny prób.

A stroje? Kto ponosi koszty?

Ania: My wszystkie. Inwestujemy dużo pieniędzy w Mamadoo. Stale wymyślamy jakąś nową stylistykę dla siebie. W wielu takich kwestiach pomagają nam też bliscy i znajomi.

A propos pieniędzy: robicie coś zawodowo poza show?

Kinga: Jesteśmy w dość trudnym momencie, kiedy wszystkie kończymy studia. Do tej pory mogłyśmy pogodzić studiowanie czy dodatkowe zajęcia zarobkowe, bo pokazy odbywają się głownie latem. Jednak przyszedł taki moment, aby zweryfikować swoje plany. Najbliższe miesiące pokażą, czy mamy czas na Mamadoo i pracę zawodową jednocześnie, czy nie.

Czyli trzeba iść do pracy. Gdzie?

Ania: Ostatnio robiąc pokaz usłyszałam takie zdanie: po co się uczyć, skoro można zająć się fireshow, po co komu dyplom, skoro można robić fireshow. A my wszystkie mamy już wykształcenie wyższe, każda z nas ma swój wyuczony zawód i mimo tego zajmujemy się fireshow. Ja skończyłam filologię rosyjską. Mogłabym dalej pracować na uniwerku.

To może uderzycie teraz z promocją na wschód?

Ania: Tak, może zajmę się PR-em na wschodzie (śmiech)

Monika: Ja skończyłam marketing. Przez dwa lata pracowałam w zawodzie i nadal chcę w nim pracować, choć teraz mam przerwę. To, co osiągnęłam w Mamadoo jest dla mnie świetnym doświadczeniem zawodowym i na pewno mocno na tym skorzystałam.

Mira: A ja właśnie kończę studia na psychologii. Rozważam pracę w policji jako psycholog. Myślę, że to ciekawa praca.

Kinga: Ja skończyłam filologię polską i kulturoznawstwo i podobnie jak Monika, to co robię w Mamadoo i wokół Mamadoo, też dało mi duże doświadczenie. Bo tak naprawdę wszystkim zajmujemy się same. Same się promujemy, same jesteśmy sobie menadżerkami. Dało nam to bardzo zróżnicowane doświadczenie, które możemy wykorzystać w pracy zawodowej. Chciałabym zajmować się kulturą, organizacją festiwali, wydarzeń kulturalnych.

Na razie spełniacie się w tym, co kochacie, a propozycje nadchodzą same. W jakim charakterze jedziecie na legendarny festiwal Glastonbury?

Kinga: Jest to głównie festiwal muzyczny, ale jego oferta jest bardzo rozbudowana. Istnieje tam też scena teatralna, na której będziemy występować. Damy sześć pokazów, trzy z nich autorskie, a pozostałe to występ w ramach większego pokazu zrealizowanego przez kilkunastu artystów. Festiwal w Glastonbury obchodzi 40 - lecie istnienia, a pokaz ma obrazować ten okres od lat 70. po nowe milenium.

Na co tak po cichu liczycie po festiwalu w Glastonbury?

Kinga: Że poznamy nowych ludzi, z tej samej branży, nawiążemy interesujące kontakty i że pójdą za tym ciekawe propozycje, kolejny wyjazd za granicę.

Show po Stanach?

Kinga: Bardzo chętnie (śmiech)

Ania: Np. zaproszenia od innych grup do jakichś projektów. Jeśli się spodobamy za granicą, nasza sieć kontaktów na zagraniczne festiwale rozwinie się.

Jakie są wasze cele na najbliższy czas?

Ania: W tym roku postanowiłyśmy, że festiwale będą naszym celem. I to się chyba udaje. Byłyśmy ostatnio w Czechach, teraz jedziemy do Glastonbury. Wcześniej dwa razy pod rząd byłyśmy zapraszane na Heineken Opener Festival.

Kinga: My osiągnęłyśmy już cel, którego pragnęłyśmy na początku. Jesteśmy rozpoznawalną marką. A teraz chcemy iść dalej, chcemy występować za granicą. Chcemy spełniać się, zarabiać pieniądze i jeszcze podróżować. To może sprawić, że przełożymy nasze kariery zawodowe o kilka lat, że będziemy się realizować w fireshow.

Jaka jest dla Was ta granica wiekowa, w której trzeba zejść ze sceny?

Kinga: Tu nie chodzi o granicę. Dziedzina sztuki, którą się zajmujemy, jest wyczerpująca fizycznie. Poza tym to takie życie trupy teatralnej, która podróżuje ciągle na walizkach, a niekoniecznie chcemy to robić cały rok. Kiedyś musimy sobie odpuścić i zająć się czymś normalniejszym i zdrowszym.

Mira: Szczególnie w tym wymiarze kobiecym. Pewnie prędzej czy później pomyślimy o takich rzeczach jak rodzina, dzieci. Trudno mi sobie wyobrazić samą siebie w siódmym czy ósmym miesiącu ciąży, w środku sezonu, codziennie próby, potem wyjazdy, kilkanaście godzin w podróży...

Czyli z jednej strony pasja, ale z drugiej zagląda wam w oczy proza życia?

Mira: Trafiłaś na taki moment, w którym zaczynamy o tym myśleć.

Izabela Małkowska

Fireshow - jest to część sztuki kuglarskiej i zarazem jeden z najbardziej widowiskowych rodzajów performance’u. Polega na tańcu z różnymi, płonącymi przedmiotami. Mamadoo to grupa z Trójmiasta i pierwsza żeńska grupa fireshow w Polsce. Połączyła je radosna chęć pokazania kobiecej i figlarnej natury fireshow. Pokazy Mamadoo to wybuchowa mieszanka synchronicznych choreografii z elementami tańca, humoru i zaskakujących płonących gadżetów. Fireshow Mamadoo przedstawia inną stronę ognia – ognia jako źródła zabawy i radości, a także pretekstu do humorystycznych scenek taneczno-pantomimicznych.