Wyprawa do Maroka, to zawsze podróż po niesamowite wrażenia i odrobinę adrenaliny. Już sama wędrówka do Marrakeszu przenosi nas w świat „Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Pełne magicznej atmosfery i orientalnego nastroju miasto, długo nie da o sobie zapomnieć, kusząc barwami, zapachami i melodią wszystkich języków świata

Maroko jawi się jako kraj magiczny, nieco tajemniczy. Jest tak w rzeczywistości, choć poza swą magią, to też kraj pełen kontrastów. Kto by przypuszczał, że właśnie tu można poszaleć samochodem terenowym po złotych piaskach Sahary, ale też wcielić się w rolę karawaniarzy, którzy od tysięcy lat przemierzali tędy szlak prowadzący z legendarnego Timbuktu. 

NA STYKU KULTUR

Majestatyczne góry Antyatlasu, wielkie unikatowe lasy arganowe, baśniowe wioski berberskie, słynący z uprawy szafranu Talouine oraz znany z produkcji kolorowych dywanów Taznakht to puzzle, które składają się na piękny obraz Maroka. Wizerunek ten jednak nie istnieje bez Marrakesz, miasta będącego kwintesencją Maroka i jedną z jego najlepszych wizytówek. Marrakesz ma wiele twarzy. Zmienia się z każdą godziną dnia i porą roku. Jest tak niezmiennie od tysiąca lat. Dziś jest trzecim co do wielkości miastem Maroka, ustępującym jedynie Rabatowi i Casablance. 

Dla wielu jednak serce kraju bije właśnie tutaj, w niezwykłej aglomeracji znajdującej się w paśmie górskim Atlas Wysoki
i położonej na wysokości 497 m. n.p.m. Osada dająca zaczątek temu co widzimy dzisiaj, powstała pod koniec XI wieku i szybko stała się stolicą imperium arabskiego. To miejsce styku kultur arabskiej i afrykańskiej zmieniło się przez lata, choć w sercu pozostało takie samo. Baza dla karawan przemierzających Saharę jest jednocześnie miastem międzynarodowych konferencji i imprez kulturalnych, sympozjów naukowych. 

WISIENKA NA TORCIE

Ktokolwiek tu trafia, trafić musi też do mediny, czyli na stare miasto, na którym budowle stoją od tysiąca lat. Właśnie tu odnajdziemy kulturę arabskiego świata i poznamy prawdziwe życie mieszkańców Maroka i samego Marrakeszu. Mimo pierwszego wrażenia totalnego chaosu, wszystko jest dobrze zorganizowane. Plac Jemaa el Fna to chluba Maroka, niesamowite miejsce i przysłowiowa wisienka na torcie. Wielu turystom Marrakesz kojarzy się przede wszystkim z tym gwarnym placem, położonym w samym jego sercu. Pełno tu muzyków, zaklinaczy węży, treserów zwierząt, kobiet robiących hennę, opowiadaczy historii, kuglarzy i znachorów. Obecni są performerzy wszelkiej maści i rodzaju. Dzięki nim to miejsce tętni życiem i wydaje się być centrum świata.  

Wiadomo o nim, że jest największy w tutejszej medinie. Nie wiadomo natomiast, jak powstał. Również pochodzenie nazwy nie jest do końca zbadane. Być może oznacza „plac bez meczetu” lub „zgromadzenie umarłych”. Ta druga nazwa wykorzystywana jest częściej w opowieściach o największej atrakcji turystycznej miasta. Zapewne dlatego, że aż do XIX wieku wystawiano tu na widok publiczny głowy straconych kryminalistów, zatknięte na wysokich tyczkach. Dramaty się tu skończyły, a od dobrych kilku lat plac określa się jako majstersztyk ustnej oraz niematerialnej spuścizny ludzkości i znajdujący się pod ochroną UNESCO. 

KULINARNE DOZNANIA

Późnym popołudniem z minuty na minutę przybywa tu ludzi, a prawdziwe życie rozpoczyna się na placu o zachodzie słońca, atakując wszystkie nasze zmysły. Wtedy można poczuć się jak w teatrze, gdy trwa jeden wielki spektakl. Trudno opisać mieszający się nieustannie egzotyczny miks kolorów, dźwięków i zapachów. Przy otwartych do późnych godzin nocnych stoiskach serwowane są gastronomiczne specjalności z całego Maroka, a plac staje się jedną wielką restauracją na świeżym powietrzu. Mówi się nawet, że to największe barbecue pod gołym niebem na świecie. Suszone daktyle, figi, rodzynki i morele, przeróżne orzechy, migdały, laski wanilii, kosze wypełnione po brzegi soczystymi owocami i warzywami. 

Dookoła pachnie grillowane mięso, warzywa duszone w glinianych tajine. Kuchnia to nieodłączny element tutejszego kolorytu. Nie można jej nie spróbować. Jednak, by do końca poczuć smak Maroka, najlepiej wstąpić do miejscowych herbaciarni na „berber whisky”. Wielbiciele alkoholu mogą poczuć się nieco zawiedzeni, bowiem obiecująco brzmiąca nazwa kryje w sobie zieloną herbatę z dużą ilością mięty i cukru. Jest jednocześnie narodowym trunkiem, napojem orzeźwiającym i lekarstwem. Tu piją ją głównie mężczyźni, przesiadujący w herbaciarniach długie godziny, rozmawiając i stale obserwując ulicę.

ZGIEŁK SUKU 

Najważniejszą częścią mediny, czyli starego miasta, jest suk, czyli bazar. W labiryntach wąskich uliczek można znaleźć wszystkie skarby świata - od produktów spożywczych po wyroby rzemieślnicze i ubrania, a nawet żywe zwierzęta. Zgiełk, hałas i lekki zawrót głowy. Trudno skupić wzrok na jednym przedmiocie. W każdym zakątku czekają na nas inne wrażenia i inne produkty. Zależy, gdzie trafimy - na suk farbiarzy wełny, suk producentów obuwia skórzanego, czy suk kowali. Bez lokalnego przewodnika nie sposób jest się tu rozeznać. 

Farbiarnie i garbarnie nie zmieniły się od średniowiecza. Nie ma chińskiej tandety. Są wyłącznie wyroby lokalnych rzemieślników, którzy dbają o jakość materiałów i precyzję wykonania. Cen nikt nie zna z góry, nawet sprzedawca, ponieważ dysponuje na wszelki wypadek kilkoma cenami. Może być ona dużo wyższa lub niższa w zależności od tego, kim jest potencjalny klient. Wyższe kwoty serwowane są zwykle turystom, ale pomiędzy nimi również mogą być różnice, uzależnione od narodowości. Warto się targować, by z satysfakcją kupić coś nawet za 10 proc. wyjściowej ceny. 

W MURACH I POZA NIMI

Tuż obok stoisk i kramów ulokowane są meczety i muzułmańskie miejsca kultu. Wiele z nich dostępnych jest również dla turystów, chcących podziwiać bogate wnętrze i misterne zdobienia ścian. Medyna to oczywiście także zabytki. Wśród nich wyróżniają się jej mury i bramy miejskie, pałac El Badi, Dar el-Makhzen (Pałac Królewski), czy meczet Kutubijja. Sam w sobie jest też architektonicznym dziełem sztuki. Zbudowany za czasów panowania
Almohadów (w XII wieku), stał się wzorem dla wielu wież meczetów w Maroku i nie tylko. Równie imponujący jak sama budowla, jest otaczający go teren z pozostałościami filarów dawnego meczetu i wspaniałym ogrodem.

Są też słynne marokańskie riady, z których słynie miasto. Tradycyjne wysokie domy z wewnętrznymi galeriami i dziedzińcem z fontanną lub ogrodem, ukryte są w zaułkach ciasnych uliczek mediny. Odizolowane od zewnętrznego świata dawniej chroniły prywatność rodziny, dawały cień i osłaniały od wiatru. Dziś stają się eleganckimi hotelami dla tych, którzy chcą doświadczyć marokańskiego stylu w luksusowym wydaniu, albo wymarzonymi rezydencjami, symbolem wysokiego społecznego statusu.  

KOLORYT MARRAKESZU

Koloryt Marrakeszu pobudza zmysły. Czy można się dziwić, że od wieków przyjeżdżali do miasta zainspirowani światłem i kolorem malarze? Francuz Jacques Majorelle, który mieszkał tu w latach 20., zaprojektował ogród, do dziś będący jedną z największych atrakcji miasta. W 1980 roku piękną willę w stylu mauretańskim, właśnie z ogrodem, kupił i odnowił Yves Saint Laurent, który w Maroku stworzył swój drugi dom. Ogród nabrał blasku i stał się jedną z atrakcji miasta, prawdziwą perłą wśród ogrodów świata. Zresztą, co wydaje się dziwne, Marrakesz zachwyca swymi zielonymi oazami, które odnajdziemy za murami, ale ciągle w sercu miasta. Czy właśnie te miejsca odwiedzają Jennifer Lopez, Jennifer Anniston, Lindsay Lohan, Penelope Cruz, czy Orlando Bloom? Trudno powiedzieć. Wiadomo na pewno, że spotkać ich można właśnie w tym mieście, w jednym z najbardziej luksusowych hoteli w Afryce
 - La Mamounia.