Kobieta sukcesu o wielu twarzach. Autorytet dla tysięcy Polek. Magdalena Witkiewicz to trójmiejska pisarka, autorka bestsellerów oraz spełniona matka. Dlaczego dla pisania porzuciła pracę w korporacji, jak znalazła się na Kilimandżaro i dlaczego jej książki zawsze kończą się dobrze? O tym w rozmowie z dziennikarką magazynu Prestiż.

Pani najnowsza powieść, „Pierwsza na liście”, uznana została przez czytelniczki za pani najlepszą. Zaskoczenie?

Każda kolejna powinna być jeszcze lepsza. Jest to pierwsza książka, która nie traktuje wyłącznie o relacjach damsko - męskich. Związki są oczywiście bardzo ważne, ale również te przyjacielskie. Moje bohaterki są trochę inne niż ja, ale emocje Patrycji – matki dwójki dzieci, która dowiaduje się o swojej chorobie, to także moje emocje. Stanęłam przed podobnymi dylematami.

Inspiracje czerpie pani z życia?

Do napisania powieści zainspirowały mnie trzy rzeczy. Pierwsza z nich to piosenka Krystyny Prońko i Majki Jeżowskiej pt. „On nie kochał nas”. Jest tam piękny tekst o przyjaźni: „Przyjaciółko mego serca, wróć”. Był też pobyt w szpitalu i myśl o tym, co napisałabym w liście pożegnalnym do dzieci. Kluczowa była wizyta w fundacji Urszuli Jaworskiej. Książki powstają w mojej głowie latami. Kiedy wracałam z Warszawy, wiedziałam już, że to jest to.

Porusza pani temat, który uznawany jest w naszym kraju za tabu. Hospicjum nie musi kojarzyć się z umieraniem, a oddanie szpiku może uratować komuś życie. Była pani częstym gościem Hospicjum im. Dutkiewicza w Gdańsku.

Trafiłam tam przez przypadek poprzez znajomą. Przyjechałam do hospicjum, w którym pracowała. Bardzo się bałam. Wydaje się, że jeśli przekroczymy próg takiego miejsca, natychmiast stanie się coś złego nam lub komuś z naszych bliskich. Ku mojemu zaskoczeniu, hospicjum naładowało mnie pozytywną energią. To, że się tam znalazłam, było niemal jak przeznaczenie. Na temat, który podjęłam, złożyło się bardzo wiele zbiegów okoliczności. Moja znajoma oddała szpik – tak można uratować komuś życie. To jest coś, co może spotkać każdego. Mam wśród czytelników bardzo różne kobiety; są to lekarki, ale także sprzątaczki, fryzjerki, profesorki. Jest to ogromny przekrój. Piszą do mnie maile, przychodzą na spotkania. Podejrzewam, że większość z nich nie dowiedziałaby się, na czym polega przeszczep. W książce przemyciłam te informacje. Moim założeniem było, iż jeśli po tej książce przynajmniej trzy osoby będą chciały oddać szpik, będzie to duży sukces. Wiem o pięciu.

Pisze pani o kobietach, dla kobiet. Ten debiut zaczął się właśnie w internecie, na forum internetowym.

Zaczęłam pisać na urlopie macierzyńskim, na forum dla mam. Sama nie wiedziałam, czy jest to fajne. Czytelniczki mnie wspierały. Fragment wysłałam też mamie. Magda, kto to napisał? – spytała. Bardzo była zaskoczona. Jest osobą, która zawsze powie mi prawdę, jest bardzo krytyczna. 

To wsparcie to reakcja zwrotna; kobiety wspierają panią, pani wspiera je...

Kobieca siła jest bardzo ważna w życiu. Czasami możemy liczyć na osoby, na które nie spodziewałybyśmy się, że możemy liczyć. 

Na Facebooku kontaktowała się pani z Januszem L. Wiśniewskim, znanym pisarzem, który bardzo pozytywnie przyjął pani książkę. Rozpoczęliście nawet współpracę. 

Wydawnictwo zwróciło się do niego, on przeczytał książkę, bardzo go wzruszyła. Była to dla mnie duża nobilitacja. Bardzo się cieszyłam. „Kulminacje” – wspólny projekt pisarski – był sporym wyzwaniem. Takim oddechem jest dla mnie pisanie książek dla dzieci. 

Właśnie, jest pani nie tylko bizneswoman, pisarką, ale przede wszystkim matką.

Z tą bizneswoman absolutnie się nie zgodzę! Jestem kurą domową w kapciach. 

Kura domowa wspinająca się na Kilimandżaro, robiąca patent nurka, kąpiąca się w lutym w Bałtyku?

Cały czas szukałam swojego miejsca w życiu. Lubię robić pewne rzeczy, żeby komuś zaimponować. Nie sobie, tylko właśnie komuś. Lubię błyszczeć, jak typowy zodiakalny Lew. Jeśli już błyszczę, to coraz bardziej, ale jeśli zdarzy mi się porażka, chowam się w skorupę. Muszę być non stop głaskana, przytulana i stymulowana. Wyprawa na Kilimandżaro wyszła spontanicznie. Wraz z moją znajomą, Iwoną Grabowską, byłyśmy po burzliwych rozstaniach. Pokazała mi zdjęcia gór. Jak ja bym chciała tam pojechać! – stwierdziłam. To pojedź – odparła. Powiadomiłam rodziców, że jadę, spojrzeli na mnie jak na wariatkę. To była babska wyprawa. A trzeba wiedzieć, że jestem też strasznym tchórzem. Patent nurka zrobiłam po to, żeby się przełamać. Była to pierwsza rzecz, którą zrobiłam w pełni dla siebie. Byłam tak konsekwentna, że ku swojemu zaskoczeniu, zebrałam w sumie grupę dziesięciu osób. Do morsowania kiedyś jeszcze wrócę. Firmy jako takiej już nie prowadzę. 

Zostawiła pani biznes dla pisania.

Zdecydowanie znalazłam moje miejsce w świecie. Uznałam, że serce ciągnie w stronę pisania. Czasem tylko brakuje mi podziwu, szpilek i garsonki. Poza tym, przy dwójce dzieci ciężko pracować na dwóch etatach. Mój mąż bardzo dużo pracuje. Pozostaje mi rola Matki Polki. Dostępny jest już e-book pt.”Selfie”, który napisałam wspólnie z Magdą Kuydowicz, dziennikarką TVN Style. Tam piszemy właśnie o Matkach Polkach, które muszą znaleźć na wszystko czas. Wystarczy spojrzeć, gdzie jesteśmy teraz. Udzielam wywiadu na siłowni. 

Nieprzypadkowo się tu spotykamy. Zadeklarowała pani znaleźć też czas dla siebie.

Postanowiłam zająć się sobą, zadbać o siebie. Zrzucić 40 kilo na czterdziestkę. 

Kobieta sukcesu stawia sobie nowe cele. Jest pani inspiracją dla tysięcy kobiet, co widać na forach internetowych. Prawdziwa kobieta chce się spełniać? 

Bardzo ciężko jest mi żyć z faktem, że odniosłam sukces. Cały czas podnoszę sobie poprzeczkę. Wszystko, co osiągnęłam, to efekt ciężkiej pracy. Na swojej drodze spotkałam też wielu życzliwych ludzi i pewnie, gdybym ich nie spotkała, byłoby inaczej. Nigdy nie była to kwestia koneksji, znajomości. Moje książki zwyczajnie się podobały. Czy ja jestem inspiracją? Jestem strasznie leniwa. Do tego jestem bałaganiarą. Mój mąż nie jest zadowolony z tego, że nie mam normalnego zawodu. Ciągle coś wymyślam. Gdybym nie była leniwa, dużo więcej rzeczy mogłabym robić. 

Czym dla pani jest feminizm? Jaki jest portret współczesnej kobiety, zwłaszcza w naszym kraju?

Mogę dać przykład czytelniczek. One bardzo często nie wierzą w siebie, boją się, nie są odważne. Wydaje im się, że gdy będą miały męskie oparcie, będą miały wszystko. Kobiety bywają uzależnione od mężczyzn, chociażby finansowo. Wydaje mi się, że ja też taka trochę jestem. Prawda jest taka, że jeśli sama czegoś nie zrobisz dla siebie, nie dostaniesz tego. Postawiłam sobie cel, aby schudnąć. Zrzuciłam już 15 kilo. Chcieć to móc. Najtrudniejsze to znaleźć siłę, która nas popchnie do przodu, to wysiłek. Chciałam dać im tego pozytywnego kopa „Szkołą żon” na przykład.

Matka Polka pisząca erotyk. Brzmi jak wyzwanie. 

Wydawnictwo Filia zleciło mi erotyk jako polską odpowiedź na Greya. Nie traktowałam tego poważnie. Zdecydowałam się pisać pod pseudonimem. Potem stwierdziłam, że raz się żyje. To był przeskok w moim pisaniu, przestałam się bać. Skoro złamałam swoje wewnętrzne tabu, zrobiłam ten skok, teraz mogę wiele. 

Porusza Pani też inne tabu – temat zdrady. Czy kobiety zwracają się o pomoc, poradę?

Po „Opowieści niewiernej” miałam setki listów. Napisała pani książkę o mnie – czytałam. To było dla mnie bardzo duże zaskoczenie. Napisała do mnie czytelniczka, że tkwi w nieszczęśliwym małżeństwie, ma kochanka, przyjaciela z dawnych lat, i chyba zdecyduje się na rozwód. Jest teraz bardzo szczęśliwa. Moje książki traktowane są jako porady. Książka może działać jak psychoterapia, może zmienić życie. Relacje międzyludzkie są jak zamki z piasku. 

Poza dalekimi podróżami, jest przede wszystkim zacisze domowe. Z Gdańskiem jest Pani związana także w swoich powieściach.

Ostatnio mówię, że nie mogę nigdzie wychodzić, bo muszę wreszcie pomieszkać. Naprawdę lubię dom. Siadam w fotelu, gdy wszyscy idą spać. Muszę teraz wymienić meble i boję się, że w tym nowym nie będę już umiała pisać. W zasadzie we wszystkich moich powieściach obecny jest Gdańsk. Na Kaszubach mam domek letniskowy i Kaszuby kocham tak samo. To moja oaza, miejsce na ziemi. Ładuję tam akumulatory. Najbardziej lubię to moje Matemblewo przy Parku Krajobrazowym. Uwielbiam Ulicę Mariacką. To najpiękniejsza ulica w Gdańsku. Poza tym, świetnie prezentuje się Wyspa Spichrzów. Morze lubię poza sezonem. Wtedy mogę pobyć sama. Nauczyłam się być sama.

Pani powieści zawsze kończą się dobrze. To duża rozbieżność między rzeczywistością a fikcją.

Nie do końca jest to tak. Moje książki pokazują, że we wszystkim należy znaleźć dobre strony. Książka ma być antidotum na rzeczywistość. Nie czytam literatury, która źle się kończy. Zdarza mi się sprawdzić koniec – gdy kończy się źle, po prostu nie czytam. Życie jest zbyt ciężkie, żeby jeszcze się czymś dołować. Oczywiście warto mieć jakiś dystans. Bałam się kiedyś przyznać, że jestem szczęśliwa, tak zostałam wychowana. Wiele z nas jest. W życiu trzeba mieć plany, cele. Teraz myślę – jeśli chcesz być szczęśliwa, po prostu bądź. 

Jaka jest definicja sukcesu? Pani priorytety się zmieniły. 

Jeśli myślę o sukcesie, widzę przed oczami moje dzieci. Jeśli patrzeć na zawodowy sukces, myślę, że on już jest. Pisanie było moją dojrzałą decyzją. Bardzo pomógł mi los. Chciałabym osiągnąć nakład 100 tysięcy. Wtedy podniosę poprzeczkę. Największym sukcesem jednak będzie, jak schudnę te 40 kilo (śmiech).