Klasycznie z kotem na masce

Jaguar X 300 i Jaguar XJ Vanden Plas

Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat przez mój garaż przejechało prawie pół setki zabytków i klasyków. Każdy z nich był w mniejszym lub większym stopniu interesujący, ale tylko klasyczne Jaguary XJ samoistnie przeistaczają się w wielowątkową historię, która trafia do istotnych epizodów mojego życia. 

Od ponad ćwierć wieku trwale kohabituje z jakimś klasykiem, lub zabytkiem. Zabrzmiało to trochę jak fragment zapisu zajęć terapeutycznych, ale każdy musi mieć coś, co wywołuje u niego niezdrowy przypływ endorfin. 

Poczułem je pierwszy raz, kiedy na licealnych wagarach z grządki pełnej kapusty wyciągaliśmy zapomnianego streamlinera firmy Hanomag. Garbate auto, które wyprodukowano dwa dni przed wojną dało początek setkom samochodów. Testowych, prezentacyjnych, klasycznych, nowych. Dawno zapomniany strzał adrenaliny wrócił dopiero po dwóch dekadach, kiedy w moim życiu pojawił się pierwszy Jaguar. 

To był XJ – niezwykle udany, niezawodny i piękny model X 300, auto które połączyło charakterystyczne elementy wzornicze modeli lat 60. i 70. z techniką ostatniej dekady XX wieku. Samochód ten okazał się być pierwotnie własnością podstarzałej gwiazdy pop-u, która obecnie prowadzi sporą agencję modelek w Gandawie. Pozostawione w aucie wizytówki, drobne przedmioty, oraz internet ułożyły się wkrótce w dosyć ciekawą, bardzo ludzką etiudę z życia belgijskiego show biznesu.

Kolejny Jaguar, model XJC, kupiony został od kuzyna jedynego właściciela – zmarłego kilka lat wcześniej byłego prezesa rady nadzorczej portu lotniczego w Amsterdamie. Ostatnia kreacja założyciela Jaguara, Sir Williama Lyonsa to jedno z nieco ponad 500 takich aut na świecie. Na Pomorzu znajdują się tylko dwa jeżdżące egzemplarze tego samochodu. Kiedy kupowaliśmy go w nieco pretensjonalnym wnętrzu domu, położonego w willowej dzielnicy pod Rotterdamem, kuzyn pierwszego właściciela przypieczętował umowę sprzedaży sygnetem, zaopatrując ją w zamaszysty podpis. W wydziale komunikacji oglądano ją jak zjawisko. Czegoś takiego tu jeszcze nikt nie przyniósł.

Trzeba przyznać, że dokument idealnie pasował do samochodu, który trafił do produkcji dopiero na przełomie 1974/75 roku. Zarządzający w tym czasie Jaguarem menedżerowie koncernu British Leyland, przyszłość upatrywali w  sportowym modelu XJS, a nie w luksusowym coupe, które stworzone zostało dla osób, ceniących styl, komfort jazdy i prezencję. 

Kariera XJC trwała zaledwie nieco ponad trzy lata. Przez ten czas udało się zbudować tylko 10 tysięcy sztuk tego samochodu. Delikatne, podatne na rdzę i kosztowne w eksploatacji szybko zniknęły z europejskich ulic. W tym czasie w katalogach firmy królowały przestylizowane przez Pininfarinę, nieco większe i solidniej zbudowane modele serii III, które – już tylko w limuzynie – przetrwały na rynku aż do 1992 roku.

Jaguar XJ serii III to obecnie najbardziej rozpoznawalny klasyczny model tej marki. Na pewno pomógł mu w tym niezbyt udany następca – pudełkowaty i solidny, ale mało urodziwy XJ 40. Serię III można było jeszcze do niedawna kupić za niezbyt duże pieniądze. Dziś ich ceny szybują w górę. Najtaniej kupimy model z trudnym w naprawie i regulacji, oraz bardzo paliwożernym silnikiem V12. Tutaj ceny potrafiła zaczynać się od mniej niż 10 tysięcy złotych, ale – uwaga! Jak mówi Kuba Zadrożny, który w swoim warsztacie kilka razy w tygodniu uzdrawia jakiegoś niedomagającego kota – w takich egzemplarzach czeka nas oprócz silnika, także remont niezwykle trudnego w odbudowie nadwozia, a to się może zwyczajnie nie opłacać.

Obecnie dobra III seria to wydatek od 25 do 40 tysięcy złotych. Najlepsze są ostatnie modele z klasycznym, sześciocylindrowym silnikiem i rozwiązaniami znanymi z nowszego XJ 40. Pod koniec produkcji szczególną popularnością cieszył się luksusowy model Vanden Plas, ze specjalnym wnętrzem. Właśnie takie auto stało się kolejną opowieścią, parkującą w moim garażu.

W tej historii pojawia się niemiecka arystokracja. Takie rodziny jak von Below, von Krockow, von Donhoff, czy von Finckelstein. Przemierzając w rzadkich wolnych chwilach dwory i  pałace północnej Polski – te wyremontowane i te znajdujące się w stanie postępującej destrukcji – zaglądając do spalonego przez Rosjan Kamieńca Suskiego, do Rzucewa, czy Krokowej, zastanawiałem się, jak by to było przenieść się w czasie i trafić w sam środek klasycznej, arystokratycznej, niemieckiej codzienności. Niespodziewanie, model Van den Plas, okazał się wehikułem czasu, dzięki któremu przeniosłem się do wielkiego domu stojącego na ulicy mieniącej się nazwiskiem gospodarza. Funkcjonującego z dwoma dogami, panią do sprzątania i z laboratoryjnym porządkiem w mieszkaniu.

Rodzina von Bassner und Tressow podkreślała, że dużą część rodowych dóbr zostawiła w dzisiejszym Obwodzie Kaliningradzkim i na polskich Ziemiach Odzyskanych. Trudno się więc dziwić, że traktowali nas z pewną uprzejmą rezerwą. Kiedy jednak wyjeżdżaliśmy dopiero co kupionym Jaguarem, pani domu wyprowadzając psy, ukradkiem dała nam swój jaguarowski breloczek i etui na okulary. Miała sentyment, w końcu Vanden Plas, który opuścił budynek garażowy w majątku, był prezentem ślubnym od męża.