Pseudonimy od zawsze towarzyszą każdemu z nas. Przeszukując w myślach, czy przeglądając w telefonie listy swoich znajomych, ciężko wskazać kogoś, kto nie ma ksywki. Szczególnie jednak upodobali je sobie sportowcy. Na parkietach i w szatniach zawodników rzadko padają imiona. Jesteście ciekawi jakie przezwiska mają trójmiejski gwiazdy sportu? Zapewniamy, że ciekawe i oryginalne.

Prawdziwą kopalnią pseudonimów są drużyny koszykarskie. Niemal tradycją już jest, że każdy nowy zawodnik w drużynie, szczególnie z zagranicy, musi otrzymać "ksywkę". 

MENCIU, WACA I GRUBY

– My, tutejsi, mamy swoje utarte pseudonimy – mówi koszykarz Trefla Sopot, Adam Waczyński, który sam nosi ksywkę "Waca" – utworzoną, jak to często bywa, od nazwiska. – Mój pseudonim, może faktycznie, nie jest wyszukany, ale identyfikują mnie z nim zawodnicy, trenerzy, kibice i cała koszykarska Polska. Nikt nie zapyta „a kto to Waca?” – śmieje się zawodnik. 

Swój pseudonim Adam nosi od wielu lat. Tak zwracają się do niego znajomi, przyjaciele, a czasem nawet rodzina. Ale nie zawsze tak było. "Waca" na chwilę pamięcią wraca do wczesnych lat szkolnych i z uśmiechem na twarzy wspomina czasy, kiedy zawsze rano, gdy wchodził do klasy wołał do kolegów „Co tam Menciu?”. Później sam został "Menciem". 

Przezwisko najczęściej pochodzi od nazwiska, ale też od wyglądu. Czy wiecie, że Adam Korol, mistrz olimpijski we wioślarstwie w dzieciństwie miał przezwisko "Gruby". Dziś patrząc na tego herosa polskiego sportu, który nawet po zakończeniu kariery utrzymuje wysportowaną sylwetkę, trudno w to uwierzyć. 

– Strasznie nie lubiłem tego przezwiska, to było dość przykre, szczególnie dla młodego chłopca. Ale prawdę mówiąc, kiedy oglądam zdjęcia z przeszłości, a szczególnie jedne, gdy schylam się po wiosło, dochodzę do wniosku, że moi koledzy dużo się nie pomylili – wspomina Adam Korol. 

Obecnie wioślarz nosi "ksywkę" utworzoną od nazwiska. Wszyscy, a zwłaszcza koledzy z wioślarskiej osady, mówią do niego "Krol". Nasz mistrz zaznacza również, że często samo jego nazwisko przysparzało sporo kłopotów i było przekręcane na wszelkie możliwe sposoby. 

CISOLLA Z GDAŃSKA

Alberto Cisolla to bardzo znany siatkarz pochodzący z Włoch. Cisolla to również pseudonim Wojtka Żalińskiego, siatkarza Lotosu Trefla Gdańsk. Powstał 8-9 lat temu. Wtedy siatkarz ten był na topie, a Wojtek, jako młody zawodnik, dopiero wchodził do zespołu seniorów. 

– Tak do końca nie wiem skąd kolegom przyszło do głowy, aby mnie tak nazwać? (śmiech) Niektórzy mówią, że w podobny sposób jestem zbudowany, podobnie się poruszam i kształt mojej sylwetki jest zbliżony do tego oryginalnego Cisolli. Nie miałbym nic przeciwko, gdybym jeszcze umiejętności miał podobne – śmieje się zawodnik. 

Cieszy go, że ktoś zauważył w nim cechy i podobieństwo do tak znanego i dobrego zawodnika. 

– To w pewien sposób nobilitujące. Dobrze, że nie noszę obraźliwej, czy niezbyt miłej "ksywki". Dobrze, że nie jestem jakiś "Długi", albo "Krzywy" – zaznacza siatkarz. 

Jego pseudonim jest znany kolegom z drużyny i osobom powiązanym z siatkówką. 

– Szerszego zasięgu mój pseudonim nie osiąga. Kibicom raczej nie jest znany. Ale, my, na parkiecie zwracamy się do siebie za pomocą właśnie przydomków. Prawdę powiedziawszy, ja najczęściej kiedy pomyślę o danej osobie, to najpierw przychodzi mi na myśl jej ksywka, a dopiero później imię i nazwisko – kończy zawodnik.

KURCZAK, CHICKEN, CZIKA

Ciekawe pseudonimy noszą również siatkarki Atomu Trefl Sopot. "Barbie" to jeden z pseudonimów Marioli Zenik. Tak do końca nie wiadomo dlaczego jedna z najlepszych libero świata nosi takie przezwisko. Od kultowej lalki jest dużo ładniejsza i przede wszystkim jest naturalna, czego o prawdziwej Barbie nie można powiedzieć. W kadrze Polski na Mariolę wołali także "Mała". Od nazwiska pochodzi także pseudonim Klaudii Kaczorowskiej – "Kacza" lub "Kaczka". Z kolei Briżitka Molnar to po prostu "Biki". Najciekawszą "ksywkę" ma chyba jednak Anna Podolec. 

– Jestem "Czika". Tak mnie nazwały koleżanka na obozie sportowym, gdy miałam 15 lat. Co ciekawe, "ksywka" ta ewaluowała w czasie. Zmieniała się. Najpierw bowiem byłam "Kurczakiem", później przemianowali mnie na angielskiego "Chickena", aż w końcu, żeby było krócej i w damskiej formie, wyszła „Czika” – opowiada Anna Podolec. 

Co ciekawe „Kurczak” wziął się od gumki do włosów z postacią właśnie małego żółtego kurczaczka. 

– To zabawne. Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że będę nosiła przydomek przez jakąś gumkę do włosów z kurczakiem, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Przyzwyczaiłam się do tej ksywki i mogę powiedzieć, że nawet ją lubię. Czasem, jak ktoś zwróci się do mnie po imieniu to przyznaję, że czuję się dość dziwnie – śmieje się siatkarka.

SIUDYM, CZYLI KRÓL ARTUR

Ciekawa historia wiąże się także z pseudonimem Artura Siódmiaka. Gwiazda polskiej piłki ręcznej fanom, znajomym i przyjaciołom znana jest jako "Siudym".

– Mój pseudonim niewątpliwie ewoluował w czasie. W podstawówce byłem „Siódemą”. Na studiach „Siódema” przekształciła się w „Siudyma” – opowiada Artur Siódmiak. – Siudym wziął się od nazwiska aktora, Marka Siudyma, który występował w uwielbianym przeze mnie Kabarecie Olgi Lipińskiej. Ktoś mnie tak kiedyś nazwał i tak już zostało. Po drodze były jakieś inne pseudonimy, ale miały krótką żywotność. Ten przetrwał i ma się dobrze – opowiada piłkarz ręczny. 

Na dobre przyległ do niego jednak jeszcze jeden pseudonim. Narodził się w Niemczech po pamiętnej bramce w meczu z Norwegią podczas mistrzostw świata w Chorwacji. Rzut przez niemal całe boisko do pustej bramki zapewnił nam wygraną 31:30 i awans do półfinału imprezy. Od tej pory Siódmiak nazywany jest "Królem Arturem". 

GRUCHA I CZERWONA

O tym, że pseudonim mówi dużo o nas samych, przekonana jest Sylwia Gruchała. Piękna i utytułowana florecistka twierdzi, że "ksywka" zawiera w sobie cząstkę naszej osobowości. 

– W światku sportowym jestem „Grucha” – mówi Sylwia. – Bardzo lubię tą swoją ksywkę. Od początku reaguję na nią pozytywnie. Ktoś może pomyśleć, że to mocne, męskie przezwisko, ale ja właśnie taka jestem. Konkretna babka ze mnie. Mam w sobie sporo męskich cech, ale na tą męskość się nie złoszczę. Bo to tak, jakbym złościła się na siebie, a ja przecież siebie maksymalnie toleruję. „Grucha” jest w stu procentach kompatybilna ze mną – śmieje się Sylwia.

Ze swoim pseudonimem identyfikuje się także Karolina Kalska, piłkarka ręczna Vistalu Gdynia, znana sympatykom jako "Czerwona". To przezwisko jeszcze z czasów beztroskiej młodości. Jak każda nastoletnia dziewczyna, także i Karolina przeżywała okres buntu, czego wyrazem było pofarbowanie włosów na czerwono. Od tamtej pory trener nie zwracał się do niej inaczej jak właśnie „Czerwona”. I tak już zostało, choć dzisiaj coraz częściej znajomi zwracają się niej także per "Piłkara". To "ksywka" wzięta od nazwy bloga prowadzonego przez Karolinę. 

– My, piłkarki ręczne kojarzone jesteśmy z męskimi sylwetkami, z wielkimi babami oraz ze strojem wyjściowym w formie dresu. To zupełnie mija się z prawdą! Nie kryjemy swojej kobiecości, a wręcz przeciwnie. Lubimy ją eksponować. Lubimy wyglądać fajnie i kobieco, a ja na przekór wszystkim błędnym wyobrażeniom, pokazuję i odkrywam tą drugą stronę "Piłkary" – szykowną, elegancką, kobiecą i piękną – kończy Karolina Kalska vel "Czerwona" vel "Piłkara".