Słuchanie na odtwarzaczu CD skompresowanych plików mp3, to dla nich zbrodnia na muzyce i tortura dla uszu. W poszukiwaniu dźwięku idealnego potrafią zatracić się całkowicie, chociaż wiedzą, że dźwięku idealnego ponoć nie ma. Bo każdy z nas ma inny słuch, każdy z nas szuka w muzyce czegoś własnego i każdy zwraca uwagę na inne aspekty. To jak poszukiwanie świętego Graala, ciągłe gonienie przysłowiowego „króliczka” . Ale audiofile, bo o nich mowa, o swojej pasji mówią, że jest najprzyjemniejsza i najbardziej fascynująca na świecie.

OO „czystości prądu”, kablach najlepiej przewodzących sygnał, wyższości wzmacniaczy lampowych nad tranzystorowymi i odwrotnie, najlepszych głośnikach i najgorszych przetwornikach, nośnikach czy źródłach dźwięku  - o tym audiofile mogą rozmawiać non stop. 

Audiofile i… „sprzętofile”

- Ludzie fascynujący się dźwiękiem Hi-End dzielą się na dwie grupy: na tych, którzy słuchają muzyki ze znakomitego systemu  oraz na tych, którzy słuchają przede wszystkim… sprzętu, testują możliwości systemu - przekonuje Sylwester Kulikiewicz, właściciel firmy Royal Home z Sopotu. - Ja należę do tej pierwszej grupy. Dla mnie pasja do poszukiwania dźwięku idealnego na sprzęcie Hi-End to możliwość przeżywania muzyki, z optymalnie najwyższą jakością dźwięku, a najwyższej jakości dźwięk, to taki, który potrafi wiernie oddać to, co słyszymy podczas idealnie nagłośnionych koncertów lub dokładnie taki, który został nagrany w studiu nagraniowym. Trzeba pamiętać, że nawet najbardziej wysublimowany i z najwyższej światowej półki system Ultra Hi-End, to tylko narzędzie do słuchania i odczuwania muzyki, do zatopienia się w świat cudownych, muzycznych doznań. Wiele osób o tym zapomina i testuje godzinami, wciąż na tych samych kilku płytach, nowe „zabawki dla dużych chłopców”, często gubiąc podstawowy cel. Audiofile z prawdziwego zdarzenia zazwyczaj posiadają kilkaset, czasem kilka tysięcy płyt, często winylowych, i dla nich najważniejsze jest delektowanie się muzyką, a nie tylko zachwyt nad nowymi, coraz droższymi komponentami systemu Hi-End - dodaje Sylwester.

Rzeczywiście, trafiają się wśród audiofilów osoby, dla których pytanie “jak brzmi nowa płyta zespołu X ” jest mniej ważne, czasem dziwne, bo sens ma tylko: “jak brzmią nowe kable firmy X”. Ale nie da się ukryć, że oba te aspekty ściśle się ze sobą łączą. Dla prawdziwego audiofila, zawsze na końcu najważniejsza jest jednak „uczta muzyczna”. 

40 tys. za metr... kabla 

- Dźwięk jest nośnikiem informacji o muzyce, a muzyka jest sztuką - twierdzi Andrzej Witek, audiofil i konstruktor sprzętu Hi-End’owego, właściciel firmy Sonus Oliva z Gdańska. - Audiofil to osoba, która ceni sprzęt, ale przede wszystkim kocha sztukę, muzykę. A sztukę w muzyce odnajdziemy tylko wtedy, gdy będziemy w stanie wychwycić w niej subtelne różnice, gdy będziemy z naszych głośników słyszeć naturalny dźwięk instrumentów. Tylko wtedy możemy czuć ją wszystkimi zmysłami, tylko wtedy możemy się nią w pełni delektować - dodaje Andrzej Witek.

Audiofil to osoba, która słyszy bardzo subtelne różnice i potrafi wskazać elementy całego systemu za to odpowiadające. Mało kto wie, że na przykład 95 procent złączy w technice audio wykonanych jest z mosiądzu. Dla audiofila to niedopuszczalne. Mosiężne złącza powodują bowiem, że zgłoski syczące i świszczące stają się „zapiaszczone”, a to już mocno drażni ucho. Audiofile inwestują zatem w gniazda lub wtyki wykonane ze srebra lub złota lub w złącza rodowane. Inwestują też w kable z czystego, najwyższej próby srebra, których metr może kosztować nawet 40 tysięcy zł. Często na sprzęt wydają kilkaset tysięcy zł.

- Sprzęt dla audiofila i wielkiego miłośnika muzyki, możemy podzielić na trzy grupy - mówi Sylwester Kulikiewicz. - Dla tych dysponujących mniejszym budżetem jest wysoka półka z rodziny Hi-Fi, czyli najwyższe modele firm takich jak: Denon, Marantz, Onkyo, czy Pioneer. Potem jest Hi-End, a najwyższy stopień wtajemniczenia to Ultra Hi-End i tutaj już możemy mówić o inwestycji nawet rzędu miliona złotych. Górna granica cenowa w tym fascynującym, ale bardzo kosztownym hobby, niestety... nie istnieje - dodaje Sylwester. 

Muzyka krystalicznie czysta

Na sprzęt można wydać kilkaset tysięcy złotych, można też i mniej niż 10 tysięcy. Jeśli dopiero zaczynamy swoją przygodę z wysublimowanym dźwiękiem, warto zacząć od tej niższej półki i stopniowo ulepszać swój system. 

Mówi się, że audiofil zauważy dużą różnicę, gdy słucha muzyki na sprzęcie za 10 tysięcy i za 50, czy 100 tysięcy. Powyżej 100 tysięcy te różnice są już na tyle subtelne, że tylko ktoś o bardzo dobrym słuchu będzie przywiązywał do nich wagę. Ale może też zdarzyć się tak, że sprzęt za 100 tysięcy będzie grał gorzej niż ten 10 razy tańszy. Czasem źle dobrany jeden przewód lub nieodpowiednie zasilanie potrafi zniweczyć cały trud i spore nakłady finansowe. Audiofile sprzeczają się ze sobą, które elementy systemu są najważniejsze, jedni mówią, że kable, inni, że kolumny, jeszcze ktoś powie, że pomieszczenie odsłuchowe. Ale tak naprawdę, wszystkie elementy systemu są tak samo ważne. Mówi się, że system gra tak, jak jego najsłabszy element.

Audiofile przywiązują dużą wagę do wszelkich aspektów mogących wpłynąć na odtworzenie zarejestrowanego dźwięku: pomieszczenia odsłuchowe, ich adaptacja (maty wytłumiające, ustroje akustyczne), wymiary oraz akustyka, idealne ustawienie głośników, ulokowanie miejsca odsłuchowego, jakość kabli, złączy, itp. Nie można jednak powiedzieć, że każdy, kto posiada drogi sprzęt audio, jest audiofilem. Bycie audiofilem wynika bardziej z tego, co jest motywacją do kupowania drogiego sprzętu. 

Winylowa magia

Zarówno dla Sylwestra, jak i dla Andrzeja Witka, tą motywacją jest po prostu słuchanie muzyki - krystalicznie czystej, optymalnie naturalnie brzmiącej muzyki, będącej ukojeniem dla duszy, dostarczającej emocji i wzruszeń. 

I choć ten pierwszy jest muzycznym praktykiem (17 lat edukacji muzycznej - przyp. red.), a ten drugi bardziej teoretykiem (inżynier dźwięku i teletransmisji - przyp. red.), to obaj są zgodni - w dobie niewiarygodnego postępu technologicznego najbardziej idealny dźwięk wciąż gwarantuje płyta winylowa. 

- Płyta analogowa to kwintesencja idealnego dźwięku i powie to każdy koneser muzyki. To dźwięk magiczny. Pod warunkiem, że płyta jest dobrze nagrana i że słuchamy jej na bardzo dobrym sprzęcie. Nie wystarczy położyć płyty na talerz gramofonu, trzeba też wszystko ze sobą odpowiednio zestroić. Jest mnóstwo czynników, które mogą zmienić brzmienie - wystarczy, że o ułamek milimetra przesunie się igła, czy też ustawimy ją pod złym kątem - mówi Andrzej Witek. 

Audiofile, choć nie wszyscy oczywiście, twierdzą, że słuchając tego samego utworu na płycie analogowej i płycie CD, można usłyszeć duże różnice. Przede wszystkim, dźwięk z płyty analogowej ma więcej przestrzeni, jest lepiej odseparowany. Zamykając oczy każdy instrument można słyszeć oddzielnie i niemal czuć, że muzycy stoją na wyciągnięcie ręki i każdego można wskazać palcem. 

Gdzie kończy się opowieść?

- Słuchanie dźwięków z czarnych płyt jest jak otworzenie okna na przywitanie pierwszych oznak wiosny, to prawdziwe wejście do magicznego świata muzyki - obrazowo przedstawia to Sylwek Kulikiewicz. - Zakochałem się w dźwięku płyty winylowej już jako młody chłopak, kiedy pracowałem jako DJ w sopockiej Bałtyckiej Agencji Artystycznej BART. Wyjmowanie płyty winylowej z okładki, jej czyszczenie przed odtworzeniem, położenie jej na talerz gramofonu to swoisty rytuał. Długo też szukałem gramofonu, który spełniłby moje oczekiwania. Udało mi się w końcu kupić gramofon jednej z najlepszych na świecie manufaktur słoweńskiego mistrza Franca Kuzmy – to jego topowy model Kuzma XL-4. To prawdziwy rarytas, gramofonowy Mount Everest o unikalnej konstrukcji, gwarantującej idealnie stabilną pracę talerza, pozbawioną drgań z silników, a co za tym idzie, jakichkolwiek zniekształceń - dodaje Sylwek.

Opisać to, co się słyszy, to nie problem. Sztuką jest opisać to, czego się nie słyszało - to stara audiofilska maksyma. Za tymi słowami kryje się to przysłowiowe gonienie króliczka, poszukiwanie idealnej formy powiązania treści muzyki z formą jej prezentacji. Bo jak określić coś, co jest tak niejednoznaczne? Jak zdefiniować dźwięk idealny? Czy jest do tego potrzebny słuch absolutny? Audiofilizm to takie „never ending story” i tylko od nas samych zależy, w którym miejscu zakończymy naszą własną opowieść, do którego miejsca będziemy ścigać króliczka.

Na mapie Trójmiasta jest kilka punktów, w których audiofile z pewnością znajdą coś dla siebie. W Gdańsku polecamy salon Premium Sound, w którym kupimy wysokiej jakości sprzęt Hi-Fi i Hi-End takich marek, jak Amphion, Hegel, Xavian, Harmonix, czy Onkyo. W Premium Sound znajduje się także specjalnie zaprojektowany pokój odsłuchowy, w którym można przetestować sprzęt, którym jesteśmy zainteresowani. 

W poszukiwaniu najlepszego sprzętu Hi-End’owego warto też zajrzeć do salonu Nord Audio w Gdyni. Tutaj zakochamy się w sprzęcie legendarnych marek, jak McIntosh, Thiel, VTL, Electrocompaniet, tutaj też kupimy kable marki Transparent – to prawdziwy Rolls-Royce w audiofilskim świecie. 

Warto zajrzeć także do salonów Albatros w Gdańsku i Gdyni oraz Top Hi-Fi w Sopocie i Denon w Galerii Bałtyckiej.