Samotna odyseja przez apokaliptyczne sztormy

Jeden jacht, jeden człowiek, jedno wyzwanie, jeden cel. Samotnie opłynąć świat dookoła przez najtrudniejsze akweny świata, bez zawijania do portów i bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz. Tego zadania podjęło się 20 śmiałków, którzy 10 listopada staną na starcie regat Vendee Globe - najbardziej ekstremalnego i najbardziej prestiżowego żeglarskiego wyścigu na świecie. Wśród nich żeglarz z Gdańska, 39 letni Zbigniew „Gutek” Gutkowski”.

Pochodzą z różnych sfer i raczej nie można ich nazwać przeciętnymi ludźmi. Dla jednych to śmiałkowie, dla innych szaleńcy, a połączyło ich to samo marzenie: samotna żegluga dookoła globu w wydaniu najbardziej ekstremalnym. Dla „Gutka” będzie to najtrudniejsze wyzwanie w życiu, ale też realizacją kolejnego celu żeglarskiej karierze. W ubiegłym roku Gutkowski zajął drugie miejsce w regatach Velux 5 Oceans, również samotnych, ale etapowych. W Vendee Globe nie ma takiej możliwości. Jakikolwiek kontakt z lądem, bez względu na okoliczności, eliminuje zawodnika z rywalizacji.

– To przedsięwzięcie jest zupełnie nieporównywalne do Velux 5 Oceans. To absolutny Mount Everest żeglarstwa. Triumf w tej imprezie można porównać do zdobycia złotego medalu olimpijskiego. O ich prestiżu świadczy zresztą fakt, że zwycięzca zostaje uhonorowany tytułem najlepszego żeglarza roku na świecie - powiedział gdańszczanin.

Aby tego dokonać śmiałkowie wyruszają na spotkanie z najbardziej nieokiełznanymi żywiołami, z jakimi kiedykolwiek mierzył się samotnie człowiek. Walczyć będą z wiatrem o sile huraganu i falami o wysokości sześciopiętrowych budynków przy temperaturach wahających się między żarem tropików i arktycznymi mrozami. „Gutka” czekają długie godziny spędzone w samotności, na małej przestrzeni. Będzie musiał stawić czoła wyczerpaniu fizycznemu i psychicznemu, jakiego jeszcze nie zaznał, a sen stanie się luksusem, na jaki nie będzie mógł sobie pozwolić. Właśnie brak snu może być najbardziej dokuczliwy, szczególnie na Oceanie Południowym, gdzie najczęściej panują sztormowe warunki. Żeglarze radzą sobie z tym problemem przystosowując organizm do kilkunastominutowych drzemek.

– Brak snu jest jedną z najtrudniejszych rzeczy w tego typu regatach. Naturalne zmęczenie niekorzystnie wpływa na podświadomość. Gdy człowiek jest przemęczony, dużo łatwiej dopuszcza do siebie pesymistyczne myśli, gorzej znosi regaty i wszelkie trudności pod względem psychicznym. Ten wyścig wygrywa się głównie głową – mówi gdański śmiałek.

Regaty Vendee Globe odbywają się raz na cztery lata. Uczestnicy wypływają z Les Sables-d’Olonne i po pokonaniu około 30 tysięcy mil morskich mają wrócić do tego portu. Żeglarze płynąć będą ku Przylądkowi Dobrej Nadziei, potem najtrudniejszym szlakiem oceanicznym zbliżą się do niegościnnych brzegów Antarktydy, opłyną Australię, następnie wpłyną na Pacyfik, a stamtąd podążać będą pasatami ku brzegom Europy. Wszyscy zdani są na własne siły i nie mogą otrzymać żadnej pomocy z zewnątrz. W szóstej edycji z grona 30 żeglarzy do mety dotarło zaledwie 12. Z reguły ten wyścig kończy najwyżej 40 procent startujących. Wypadki to chleb powszedni. Ważne, aby wyjść z nich cało.

– Małe przetarcie miałem w regatach Velux 5 Oceans. Na początku rejsu uderzyłem głową w generator i krew mi zalała oczy. Z czoła zwisał mi wielki kawałek skóry, byłem niemalże oskalpowany. Mogłem wezwać pomoc i zakończyć swój udział w regatach, ale nie chciałem tego. Postanowiłem sam sobie zszyć ranę. Tylko uwierz, że zupełnie inaczej takie szycie wygląda w szpitalu, a inaczej kiedy jesteś sam na łodzi, która płynie w przechyle w gorącej strefie tropikalnej. Zważywszy, że zawsze bałem się krwi uważam, że przełamałem jedną ze swoich barier. Na wzmocnienie przed całą operacją wziąłem kroplówkę soli i zjadłem dwie tabliczki czekolady, żeby uzupełnić magnez i żelazo, po czym umyłem i ogoliłem głowę, i zacząłem szyć. Kiedy dopłynąłem do Kapsztadu i obejrzał mnie tam lekarz uznał, że świetnie mi poszło, bo w warunkach portowych nie zszyłby mnie lepiej – opowiada Gutek.

Takich przeżyć nie życzymy Gutkowskiemu w Vendee Globee. Najtrudniejsze zadanie czeka żeglarzy na owianym złą sławą Oceanie Południowym, gdzie potężne wiatry i huragany są nieodłącznymi towarzyszami podróży. Wśród sztormów i ogromnych fal łatwo o spotkanie z zabójczą dla jachtu górą lodową, czy krą antarktycznego lodu. Jak bardzo niebezpieczne są wody Oceanu Południowego świadczą wypadki z poprzednich edycji Vendee Globe.
To właśnie tutaj w 1997 roku, w czasie gwałtownego sztormu, wraz ze swoim jachtem zaginął Kanadyjczyk Gerry Roufs a francuski, legendarny żeglarz Ives Parlier zderzył się z górą lodową. Jego szczęśliwie uratowano. Szczęście miał także

Tony Bullimore, który przez 4 dni uwięziony był w kadłubie pod wodą w dryfującej do góry dnem łodzi. Jego odnalazła australijska Marynarka Wojenna. Wypadek miał też Raphael Dinelli, który nie zdążył uciec przed gwałtownym, frontowym sztormem. Skrajnie wyczerpany, bliski śmierci został w ostatniej chwili uratowany przez płynącego rywala Pete’a Gossa.

– Znam doskonale historię Vendee Globe i byłbym głupcem, gdybym się nie bał. Myślę, o tym, co mnie czeka, o tym, że może mnie spotkać coś złego. Kto nie czuje obaw, ten traci instynkt samozachowawczy i szybko kończy swoją przygodę w tych regatach. Jestem jednak dobrej myśli, znam siebie doskonale, wiem na co mnie stać. Vendee Globe to wyzwanie, które taki żeglarz jak ja po prostu musi podjąć. Ja muszę się ścigać, spokojne rejsy przez Atlantyk to nie dla mnie – śmieje się żeglarz.

Aktualny rekord regat Vendee Globe został ustanowiony w 2009 roku, przez Francuza Michela Desjoyeaux i wynosi 84 dni 3 godzin 9 minut i 8 sekund. Początkowo Gutek miał płynąć na jachcie, na którym pod nazwą Operon Racing zajął w maju ubiegłego roku drugie miejsce w regatach Velux 5 Oceans, ale ostatecznie będzie rywalizował na znacznie nowszej i szybszej jednostce „Energa”.

– Moja poprzednia łódka, która zwodowana została w 1992 roku, w ciągu doby pokonywała 370 mil. Na nowym jachcie, który ma piąć lat, mogę przepłynąć 400 mil. Dzięki tej jednostce nie będą w tej rywalizacji statystą, mogę realnie nawet myśleć o zwycięstwie – mówi Zbigniew Gutkowski.

Zmiana jachtu regatowego na dużo nowocześniejszy a przy tym o wiele droższy możliwa była dzięki nawiązaniu współpracy Zbigniewa Gutkowskiego z Grupą ENERGA oraz inauguracją programu Energa Sailing. Jego celem jest promowanie żeglarstwa jako dyscypliny sportowej oraz sposobu rekreacji.

– Kapitan Gutkowski pokazuje pasję, duże zaangażowanie i jest profesjonalistą. To sprawiło, że w zarządzie ENERGA SA nie mieliśmy żadnych wątpliwości w momencie, gdy zaprezentował nam projekt Vendée Globe – mówi Mirosław Bieliński, prezes zarządu Energa S.A. – Uznaliśmy, że powinniśmy być sponsorem tego przedsięwzięcia i to najlepiej takim, który będzie dobrze widoczny, dlatego nasze logo jest i na żaglu i na kadłubie, za co jesteśmy wdzięczni. Bardzo zależy nam również na tym, aby pan kapitan po zakończeniu rejsu zaangażował się w przedsięwzięcia ENERGI – mamy duży program wspierający tysiące młodych sportowców w rozwijaniu swoich talentów i pasji. Teraz, wspólnie ze Zbyszkiem Gutkowskim, jako ambasadorem projektu ENERGA Sailing, będziemy chcieli zachęcić młodych ludzi do uprawiania także tak pięknego sportu, jakim jest żeglarstwo – dodaje Mirosław Bieliński.

Zbigniew Gutkowski na razie myślami jest zupełnie gdzie indziej, ale on sam doskonale rozumie poczucie misji i wie, jak ważna jest pasja w życiu młodego człowieka. Jako kilkuletni chłopiec z zazdrością patrzył, na kolorowe żagle łopoczące na wodzie i będące swoistym kontrastem dla szarej PRL-owskiej rzeczywistości. Tuż pod domem miał JachtKlub Stoczni Gdańskiej, potrafił długimi godzinami wpatrywać się w to, co dzieje się na wodzie. Niestety, do klubu nie było wtedy tak łatwo się dostać. Już myślał, że będzie mistrzem ping ponga (był w tym bardzo dobry – przyp. red.), ale gdy miał 9 lat zapisał się w szkole na kółko geograficzne z elementami żeglarstwa. Uchyliła się dla niego furtka do wielkiego świata.

– Żeglarstwo było dla mnie kolorowym urozmaiceniem życia w gównianej rzeczywistości. Od pierwszego kontaktu z wodą, od pierwszych podmuchów wiatru w żagle, wiedziałem jednak, że to jest mój sposób na życie. Wtedy nie marzyłem jednak, że kiedyś będę opływał samotnie kulę ziemską, że będę startował w wielkich regatach. Nawet o tym nie myślałem. Jeszcze nie tak dawno nie marzyłem nawet o Vendee Globe. Zacząłem o tym myśleć, gdy na horyzoncie zaświtała taka możliwość – opowiada Zbigniew Gutkowski.

Vendee Globe to samotna odyseja ku krańcom ludzkich możliwości i ostateczne wyzwanie. Jak z tym wyzwaniem poradzi sobie Zbigniew „Gutek” Gutkowski? Trzymajmy kciuki.