Wszystko zaczęło się od starego, przypadkowo zakupionego porcelanowego serwisu do kawy, co szybko przerodziło się w pasję i kolekcjonerstwo, a finalnie doprowadziło do stworzenia marki Rzecz: Pospolita - Sztuka użytkowa. Za wszystkim stoi gdańszczanka Dominika Burdyl, która wymarłe rzemiosło i porcelanę ponownie wprowadza na salony, jednak na swoich własnych zasadach.

Czasami mamy w życiu to szczęście, że nasza praca jest naszą pasją. Tak było i w tym przypadku, choć zupełnie przypadkowo. Ciągoty do rzeczy ładnych miała zawsze. Ładnych subiektywnie, bo czy ładny może być stary dzbanek pomalowany niechlujnie, nie wiadomo czym i gdzie? Właśnie ta potrzeba obcowania z „ładnymi”, pospolitymi rzeczami zaowocowała powstaniem marki „Rzecz: Pospolita – Sztuka użytkowa”. Drobnymi krokami kilka ładnych rzeczy przeobraziło się w obszerną kolekcję polskiej porcelany zdobionej ręcznie przez dziesiątki znakomitych, sławnych rzemieślników, jak i bezimiennych twórców ludowych zapomnianych przez historię. Unikatowość połączona ze znakomitym warsztatem nieustannie skłaniała do poszukiwań technik i nazwisk, miejsc i historii, a finalnie do własnych prób przelania farby ze stalówki na szkliwo.

- Potrzeba wyrażenia się artystycznie naturalnie przybrała kształt najbliższy temu, z czym obcowało się na co dzień. To ona zmuszała do poszukiwania informacji w jaki sposób dawno temu zdobiono porcelanę tak, że do dziś opiera się ona upływającemu czasowi - opowiada Dominika Burdyl, właścicielka marki. - Po wielu miesiącach i owocnej wizycie u niegdysiejszej malarki opolskiej porcelany udało się połączyć stare techniki z nowoczesnymi farbami. Całe szczęście porcelana jest dokładnie tak samo piękna jak kiedyś - dodaje.

Produkty wychodzące spod ręki Dominiki możecie dziś spotkać zarówno w kraju, jak i za granicą. U prywatnych pasjonatów porcelany, jak i zjeść z nich w restauracjach.

- Cała koncepcja opiera się na tym, aby porcelana była dostępna dla każdego. Aby była sztuką użytkową, a nie tylko ozdobnym bibelotem z babcinej gabloty - podkreśla Dominika.

W ofercie znajdziemy talerze, patery, kubki i filiżanki różnych rozmiarów tylko i wyłącznie polskich producentów. Po malowaniu każdy produkt ponownie wypalany jest w piecu do ceramiki. Jeśli chodzi o zdobienia to ewidentnie odstają od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w kontakcie z luksusową porcelaną. O wiele częściej znajdziemy tu czaszki i nietoperze niż kwiaty i serduszka. No chyba, że te czysto anatomiczne. Nic nie stoi na przeszkodzi, aby zamówić bardziej spersonalizowane wzory, jednak artystka zastrzega, że sama marka ma pewną wizję i nie planuje od niej odchodzić za daleko, więc niestety nie zrealizuje wszystkich zleceń, a tylko te wpasowujące się fason.

Porcelana to jedno, a samo rzemiosło to drugie. Dominika stara się promować starą technikę zdobienia porcelany stalówką na różne sposoby. Często spotkacie ją na targach, eventach czy naszym Gdańskim Jarmarku Dominikańskim, gdzie można na żywo zobaczyć jak maluje talerze czy kubki. To jednak nie wszystko. Gdyby ktoś chciał spróbować własnych sił to jest też taka możliwość na warsztatach zdobniczych, które odbywają się zazwyczaj kilka razy w miesiącu. Mimo, że nie jest to rzemiosło najprostsze to każdy wychodzi z nich z uśmiechem na ustach i oczywiście, po późniejszym wypale, własnoręcznie ozdobioną porcelaną.

Jak pokazuje rynek jest dziś miejsce dla rzemieślników kultywujących stare rzemiosła w nowoczesnym wydaniu. Są również klienci mający zupełnie inne potrzeby niż stereotypowy nabywca porcelany. Nie zapominajmy też, że to świetny sposób na podkreślenie indywidualizmu, a także dobra inwestycja. Bo kto by pomyślał 50 lat temu, że patery Stefana Kniata czy talerze zdobione przez Elżbietę Piwek-Białoborską będą dziś osiągały tak niebotyczne ceny na aukcjach.