Działy się tu rzeczy niezwykłe. Były narciarskie pościgi, spektakularne wybuchy, porwanie, złamana ręka i nos. Zaopatrzona w wiedzę o wszystkich tutejszych ekscesach, zanurzam się w świat przystojnego agenta!

Gdyby nie James Bond, najprawdopodobniej szczyt szwajcarskiej góry Schilthorn służyłby włącznie do podziwiania okolicznych bajkowych wzniesień. Jednak wyczyny 007 w filmie „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” sprawiły, iż siedziba złowrogiego Ernsta Stavro Blofelda, przeciwnika najsłynniejszego szpiega świata, ściąga dziś tłumy z całego świata. Poza niewiarygodną panoramą Alp, serwuje się tu osławione martini, ale też kawę i burgery oznaczone 007.

Szwajcarska misja

„W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” jest jedynym filmem z serii, w całości nakręconym w Europie, Szwajcaria zaś odegrała tu kluczową rolę. Bond odbywa swą misję w Bernie, Grindelwaldzie, Sankt Moritz, Lauterbrunnen, Mürren, Interlaken, Saas-Fee, w pasmach Jury, Alp Szwajcarskich, Alp Berneńskich, na zboczach gór Eiger, Schilthorn, Titlis, Mönch, Jungfrau.

Po rezygnacji Connery'ego twórcy serii musieli znaleźć nowego aktora, albo... uśmiercić serię. Zdecydowali się na pierwszy wariant. Do roli Jamesa Bonda przesłuchano 413 aktorów. W końcu, w reklamie czekoladek Peter Hunt, znaleziono aktora idealnego. Do głównej roli wybrano Georga Roberta Lazenby – modela, a nie zawodowego aktora, do tego z dalekiej Australii. Lazenby stał się tym samym najmłodszym aktorem, który wcielił się w postać 007, zagrał go bowiem w wieku dwudziestu dziewięciu lat. Twórcy chcieli, by partnerowała mu Brigitte Bardot albo Catherine Deneuve. Różne zawiłości sprawiły jednak, iż partnerką 007 została Diana Rigg. Trudno uznać ich duet za idealny. Bardziej pasuje tu stwierdzenie, iż Lazenby i Rigg się nie dogadywali. Aktorka groziła nawet, że przy scenie miłosnej ze swoim partnerem naje się czosnku. Jak to możliwe, że w ocenie wielu osób, szósty film z cyklu przygód agenta brytyjskiego wywiadu, to najbardziej romantyczny Bond spośród wszystkich? Zapewne dlatego, że jest to jedyny film, w którym James Bond się ożenił.

Lazenby nie miał lekko. Podczas kręcenia filmu złamał rękę i nos. Twórcy wiedzieli, iż jego mocną stroną były walki wręcz. Lubił to i nie pozwalał na udział dublerów w scenach pojedynków. Zresztą często zdarzało mu się zapominać, że to tylko kreacja.

Smaczków z planu jest znacznie więcej. Czarnym charakterem został znakomity Telly Savalas, uwielbiany w ówczesnym czasie przez publiczność, później zaprezentowany światu w roli porucznika Kojaka. Piosenka przewodnia filmu, czyli „We Have All the Time in the World” była natomiast ostatnią, jaką nagrał Louis Armstrong, który zmarł zaledwie dwa lata później. Utwór stał się muzycznym tłem da produkcji, jednak znany jest jako pierwszy przewodni z serii o Bondzie, który nie zawiera tytułu filmu jako części tekstu.

Kiedy szumi w głowie

Silnie strzeżony ośrodek Blofelda wzniesiono na wypiętrzającym się na wysokość 2970 m n.p.m. szczycie Schilthorn. W tym miejscu, w szwajcarskich Alpach, w bazie Piz Gloria, czarny charakter stworzył swoje laboratorium. I tu nagrane zostały najbardziej spektakularne filmowe obrazy. Miejsce niewątpliwie jest imponujące. Góra z najpiękniejszą alpejską panoramą Szwajcarii, jest dziś jedną z największych atrakcji Regionu Jungfrau. Wizyta na szczycie daje szansę rozkoszowania się niezapomnianymi pejzażami sięgającymi od Alp Berneńskich, przez Prealpy Szwajcarskie, aż po Wogezy i Szwarcwald. Gwiazdą jest tu potężny skalny masyw Eiger, Mönch i Jungfrau z lodowcowym krajobrazem dookoła Wielkiego Lodowca Aletsch, najdłuższego lodowca w Alpach, docenionego przez światowe dziedzictwo UNESCO. Już tylko ten widok wart jest podróży na Schilthorn.

Nie dziwi więc, że krótko po zakończeniu zdjęć, działająca w tym miejscu futurystyczna restauracja, stała się najbardziej rozpoznawalnym szwajcarskim symbolem w filmach o przygodach agenta 007. Budowano ją w latach 1963-1968, według projektu Konrada Wolfa, który postanowił, iż Piz Gloria będzie miała 18 metrów średnicy i dokona pełnego obrotu wokół własnej osi w ciągu niespełna jednej godziny. Oszałamiające widoki to tylko część atrakcji, jakie serwuje Schilthorn. Z jednej strony zapierający dech w piersiach górski krajobraz przesuwa się w ciszy. Z drugiej zaś wszystko tutaj kręci się wokół słynnego Agenta 007. Nie brakuje też elementów, które oglądać można w filmie. Tłumy ściągają na okraszony szampanem hojny brunch Jamesa Bonda, ale też niezwykłego cheeseburgera z pieczęcią tutejszego bohatera 007. Danie idealne, by pochwalić się nim na instagramie. W barze natomiast przystojny barman serwuje kultowe drinki na bazie martini à la James Bond: wstrząśnięte, nie mieszane. Szumi w głowie, jak po ostatniej ze scen, gdy Piz Gloria spektakularnie wylatuje w powietrze. Na szczęście dzieje się tak tylko w filmie. Kto się chce o tym przekonać, musi zrobić rezerwację.

Być jak James Bond

Duch Jamesa Bonda jest na Schilthornie wszechobecny, a restauracja dedykowana filmowi to nie jedyna niespodzianka na szczycie. Kolejną jest „007 Walk of Fame” z gadżetem do robienia zdjęć, dzięki któremu można zrobić „bondowskie” ujęcie. Na specjalnej ścieżce umieszczono 15 paneli z informacjami i ciekawostkami związanymi z filmem, jego obsadą i kręconymi na Schilthornie scenami. Aktorzy odcisnęli tu swoje dłonie i złożyli autografy. Poniżej restauracji, we wnętrzu kompleksu Piz Gloria, można zaś podążać śladami ulubionego filmowego bohatera. Tutejsza wystawa wypełniona jest rekwizytami z planu.

„Nazywam się Bond, James Bond” - tymi słowy tutejszy bohater wita gości w otwartym w czerwcu 2013 roku interaktywnym parku rozrywki „Bond World 007”, w którym można poznać szczegóły dotyczące kręcenia, zobaczyć oryginalny scenariusz. To też miejsce, w którym z najsłynniejszym szpiegiem świata zamienić się można rolami i przeżyć wszystkie kluczowe sceny z filmu. Już samo podniesienie słuchawki stojącego w zasięgu ręki czerwonego telefonu skutkuje otrzymaniem pierwszego zlecenia. Wystarczy wsiąść do śmigłowca na oryginalnym podwoziu Air Glaciers Alouette III i zacząć sterować maszyną, prowadząc ją tuż obok skalistego, ośnieżonego łańcucha Alp. Jak w filmie! Nie ma przeszkód, by zamiast helikoptera wybrać pościg bobslejem, który również wystąpił w filmie. Co więcej, szalony rajd ze sobą w roli głównej można tu nagrać na pamiątkę. Natomiast każda z pań ma szansę w tym niecodziennym miejscu zamienić się w partnerkę 007. Wystarczy wkleić swoją twarz w filmowe kadry, cyknąć fotkę i gotowe.

Tutejszy świat agenta Jamesa Bonda to też pokazy filmów w tutejszym kinie serwującym najciekawsze urywki kręcone w Piz Glorii. Nawet łazienki pełne są atrakcji. Po włączeniu spłuczki w uszach dźwięczą fragmenty ścieżki dźwiękowej.

Samotność w Mürren

Do obrotowej restauracji znajdującej się na szczycie Schilthorn najwygodniej dojechać gondolą z Mürren, uroczej górskiej wioski zawieszonej na wysokości 1650 metrów n.p.m., nad wypełnioną zielenią doliną Lauterbrunnen, słusznie uchodzącą za jedną z najpiękniejszych w Alpach. Jest wąska, ograniczona pionowymi urwiskami, obsiana potężnymi wodospadami. W sumie jest ich aż 72.

Sama wioska postrzegana jest jako jedna z najbardziej niedostępnych miejscowości w Alpach. Na tę opinię wpływa fakt, iż nie można tu dojechać samochodem, co dodaje jej roku, ale też klimatu odizolowania. Na aurę Mürren wpływa też fakt, iż to dawna osada ludzi przybyłych z doliny Lötschental w Wallis i najdłużej stale zamieszkana wioska w kantonie Berno. Na stałe mieszka tu około 400 osób. Turystów są tysiące.

Urzekająca architekturą drewnianych domów miejscowość latem jest bajkowym miejscem znanym z tras wędrówkowych i zachodów słońca kładących się promieniami na wysokich szczytach Alp Berneńskich. Zimą można tu pomknąć trasą, którą w filmie gnał Bond, podczas brawurowej ucieczki przed pretorianami demonicznego Ernsta Stavro Blofelda. Ile w tym emocji przekona się każdy, kto pójdzie w ślady tajnego agenta i popędzi ze szczytu Schilthornu w dół.