Przez takie konstrukcje jak Ford OSI, Opel GT i Audi 100 Coupé S, świat prawie uwierzył pod koniec lat 60. XX wieku, że Niemcy potrafią produkować piękne samochody. Trwało to jednak krótko, a każdy z tej trójki to obecnie gorący i nieczęsto spotykany klasyk.

Najmniejszy z tej trójki – Opel GT stylistycznie przejawiał wyraźną inspirację Ameryką, podobnie jak nieco większy Opel Rekord Fastback. Ford OSI i Audi 100 Coupé wyglądały tak, jakby zaprojektowano je pod słonecznym niebem Italii. W przypadku OSI takie skojarzenia były jak najbardziej uzasadnione. Za nadwozie tego samochodu odpowiadał bowiem Sergio Sartorelli. Audi 100 Coupé S zaprojektował jednak urodzony we Wrocławiu w 1940 roku, Niemiec - Hartmut Warkuss. Jak mu się to udało? Po pierwsze, przed podjęciem pracy dla Audi, młody Warkuss pracował we włoskiej filii Forda, odpowiedzialnej właśnie za OSI. Po drugie – facet po prostu miał talent. Oprócz pięknego fastbacka spod jego ręki wyszły także: jak Audi 100, zwane „cygarem”, VW Golf, Passat B5, czy VW Phaeton. Wszystkie stały się ponadczasowymi przebojami, ale żadne z nich nie było tak piękne jak smukły Grand Tourer, którego pokazano w 1969 roku, na targach we Frankfurcie. Napędzał go silnik benzynowy o pojemności 1.9 litra z prawie tak samo foremnej limuzyny Audi 100. Samochodu, który debiutując rok wcześniej, przywrócił do życia markę, stworzoną przez Augusta Horcha jeszcze w 1909 roku. Czterocylindrową jednostkę napędową wyposażono najpierw w dwa gaźniki. Całość generowała zupełnie przyzwoitą moc 115 KM. Bardziej rygorystyczne normy spalin, które już wtedy zaczęły obowiązywać w niektórych miejscach na świecie, sprawiły że pod maską Coupé S pojawił się silnik z wtryskiem, o mocy 112 km. Ale – to nie wszystko! W 1973 roku Audi razem z Porsche opracowało dwa prototypy oparte na Audi 100 Coupé S. Pierwszy otrzymał nazwę „V3”. Został wyposażony w prototypowy silnik V8 modelu 928 o mocy 350 KM. „V4” to kolejne 100 Coupé S z poszerzonym nadwoziem, aby pomieścić podwozie Porsche 928 i szerszy rozstaw kół. Oba potwory otworzyły drogę, której ukoronowaniem było, dekadę później, powstanie rajdowego Audi Quattro.

Coupé było pierwszym pozbawionym kompleksów produktem zakupionej w 1966 roku od Mercedesa, przez koncern VW, grupy Auto Union. Volkswagen zakopał pachnące dyktą i dwusuwem, przaśne DKW. Odkurzył Audi i w 1969 roku przejął dodatkowo popadłe w kłopoty za sprawą zbyt wizjonerskiej wiary w obrotowy silnik Wankla, ale mające szafy pełne świetnych projektów, NSU. Chciałbym zobaczyć miny menedżerów ze Stuttgartu, kiedy dotarło do nich, że upłynniając Auto Uniona, stworzyli sobie śmiertelną konkurencję.

Piękne coupé produkowane było do 1976 roku. W tym czasie powstało tylko 30 687 sztuk tego samochodu. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku niewielka liczba leciwych już egzemplarzy trafiła także do Polski. Już wtedy wzbudzały zainteresowanie właścicieli klasyków. W Trójmieście widywało się w pewnym momencie trzy. Metalicznie brązowego, kanarkowego i niebieskiego. Wszystkie szybko zniknęły z ulic. Najdłużej widywano niebieskiego. Pojawiał się on regularnie na terenie północnych Kaszub, aż też słuch o nim zaginął.

- Trafiłem na niego przypadkiem, szukając zupełnie czegoś innego. Stał opuszczony, ale ciągle jeszcze w dobrej kondycji. To było mniej więcej na przełomie wieków – mówi Waldemar Lewandowski, jeden z najstarszych stażem członków Sekcji Pojazdów Zabytkowych Automobilklubu Morskiego. - Ponieważ ten model robił na mnie zawsze szczególne wrażenie, odnalazłem właściciela i po krótkich targach stałem się jego właścicielem. Musiało jednak minąć jeszcze parę lat, aby doczekał się remontu i mógł wrócić na drogi – podkreśla.

Dziś niebieskie coupé nie stacjonuje już na północnych Kaszubach, lecz w Powiecie Gdańskim. Drugiego takiego w okolicy też nie ma. Samochód jest sprawny do tego stopnia, że regularnie możemy zobaczyć go w Pszczółkach, podczas „Klasyków na torze”, a tą zabawę znoszą tylko najtwardsze pojazdy.