Powrót do natury to już fakt. Coraz częściej sięgamy po to, co z natury – kosmetyki, ubrania, leki czy żywność. Chcemy być eko i bio – bo wierzymy, że to nas uleczy i zapewni długie życie. Najlepiej zna się na tym Michał Konkel. To specjalista, jakich mało współcześnie. Prowadzi zajęcia z fitoterapii – czyli leczenia ziołami – na które z miesiąca na miesiąc przychodzi coraz więcej chętnych.

Moda na powrót do natury trwa w najlepsze. Konsumenci są coraz bardziej świadomi swoich wyborów i to oni wywierają wpływ na to, co oferuje dzisiejszy rynek. Jednak czy w świecie, który jest tak intensywnie zmieniany przez człowieka i jemu podporządkowany jesteśmy w stanie wrócić do tego, co naturalne?

- Naturalne, no właśnie… Wydaje mi się, że już wyznaczenie samej granicy tego, czy coś jest naturalne, czy nie, może czasem stanowić nie lada wyzwanie – mówi Michał Konkel, przyrodnik i właściciel Centrum Fitoterapii „Słowiański Zielnik”. - Dla jednych naturalne będzie tylko to, co zbiorą ze stanu dzikiego, inni włączą do tego zbioru rzeczy samodzielnie wyhodowane albo zakupione od ściśle wyselekcjonowanych osób. Dla niektórych zaś naturalne będą produkty, które mają na swym opakowaniu odpowiedni napis, mimo że same z naturą mają niewiele wspólnego – podkreśla.

„Dzika kuchnia”

Pojawiają się głosy, że do naturalnego stanu można wrócić jedynie poprzez zerwanie z tym, co nowoczesne przy jednoczesnym zaakceptowaniu prostego życia „jak kiedyś”. Wydaje się to jednak nierealne – osób, które śmiało zrezygnowałyby z dogodności współczesnego życia jest mało...

- Korzystanie z natury nie oznacza uwstecznienia, nie widzę zatem związku ze zmęczeniem nowoczesnością. Co do tempa współczesnego życia, to faktycznie, potrafi ono być zawrotne i daje się ostro we znaki. Skoro natura i tak zapewnia nam wszystko, co jest nam potrzebne, po co wymyślać koło od nowa. Z pewnością produkty syntetyczne są szybkie w działaniu (jeśli chodzi o leki), często nieskomplikowane w przygotowaniu i wygodniejsze w przyjmowaniu, ale parafrazując pewne powiedzenie: produkty takie posiadają może i swoje plusy, chodzi jednak o to, by te plusy nie przysłoniły nam minusów – dodaje Konkel.

Rynek jest wręcz zalany produktami prosto z natury lub czerpiącymi z jej dobrodziejstwa – kosmetyki, leki, ubrania, jedzenie czy usługi. Barierą w głównej mierze pozostaje jednak cena produktów naturalnych i BIO, która jest stosunkowo wyższa od tych zwykłych. Na to jest także metoda – własna kreatywność, wolny czas i… rękodzieło.

- Zjawisko kontaktu z naturą uległo w ostatnim czasie wzmocnieniu i to na różnych płaszczyznach. Niektórym wystarcza sam spacer, inni szukają w roślinach remedium na różnorodne bolączki, natomiast młodsi widzą w nich alternatywę dla tradycyjnych produktów spożywczych. „Dzika kuchnia” staje się coraz bardziej popularna, a zaryzykował bym nawet stwierdzenie, że modna. Kolejnym aspektem są z pewnością kosmetyki naturalne i nie mówię tu o kosmetykach, które z etykietką eco czy naturalny, stawiane są dumnie na drogeryjnych półkach, a o kosmetykach wytwarzanych w domu. Ich wielką zaletą jest fakt, że można je „skroić na miarę”. Tego nie zaoferują nam produkty wytwarzane masowo. W tej dziedzinie prym wiodą oczywiście kobiety, zielarskie wiedźmy, które swymi recepturami potrafią zdziałać prawdziwe cuda – tłumaczy Michał Konkel.

Skarby natury

Pierwszym skojarzeniem ze słowem natura jest roślinność. I to zupełnie nieprzypadkowo, bo to właśnie w takich obrazach myślimy o tym, co pierwotne, zdrowe, ekologiczne i naturalne. Swego czasu pojawił się trend ogrodów w mieszkaniu, tzw. „urban jungle”, które miały zbliżyć do zielonego świata. Do roślin wracamy również w sytuacjach, kiedy jesteśmy chorzy i potrzebujemy odpowiedniej kuracji. Znały się na tym najlepiej nasze matki, babki i prababki, które miały największy kontakt z naturą. Współcześnie taką alternatywną metodą leczenia jest fitoterapia. Czym jest?

- Fitoterapia to leczenie za pomocą ziół, a ściślej, związków czynnych zawartych w ziołach. To dość ważne uszczegółowienie, ponieważ wiele osób nie do końca zdaje sobie sprawę, w jaki sposób to działa, a sprawa jest dość jasna. Jeśli w roślinie znajdują się związki działające w interesującym nas kierunku, to roślina będzie skuteczna. To oczywiście wielki skrót, ale podłoże wygląda w ten właśnie sposób – tłumaczy przyrodnik.

Należy jednak pamiętać, żeby nie rezygnować z leczenia pod opieką lekarza. Każda sytuacja i choroba jest inna, więc trzeba wszystkie aspekty skonsultować ze specjalistą. Michał Konkel oprócz leczenia ziołami, zajmuje się również prowadzeniem zajęć w tym zakresie. I jak mówi – chętnych nie brakuje.

- Zakres zajęć jest szeroki i zmienny w zależności od potrzeb. Prowadzę spacery zielarskie, podczas których opowiadam o roślinach czy grzybach, jakie napotykamy po drodze. Mówię o ich miejscu w systematyce, opisuję właściwości lecznicze, kosmetyczne, a także, jeśli nie ma przeciwskazań, mówię jak i z czym to zjeść. Często podczas spacerów próbujemy różnych dzikich przysmaków lub zbieramy „plony” i przygotowujemy coś po zakończeniu spaceru. Inne formy zajęć to różnego rodzaju warsztaty czy wykłady – dodaje.

Na zajęciach każdy znajdzie coś dla siebie. Podczas nich kursanci otrzymują niezbędną wiedzę na temat roślin, ziół, ale również minerałów, dawnych leków czy procedur, jakie można wykorzystać by przeżyć w kryzysowych sytuacjach, jak wojna czy katastrofa. Zioła są wszechstronne.

- Jeśli słowo zioła zmienimy na bardziej ogóle – rośliny, a słowo przeżyć na wegetację, to tak. Zioła oczywiście w sytuacjach kryzysowych mogą i staną się podstawą medycyny i niezaprzeczalnie będą wtedy numerem jeden, jeśli chodzi o ten aspekt. Będą także wspaniale sprawdzać się jako pożywienie, ale to właśnie tutaj widzę ich najsłabsze ogniwo. Jeśli podeszlibyśmy do tematu na poważnie i nie stosowali niczego innego z dostępnych w obrocie produktów, to wyżywić się samymi ziołami będzie bardzo ciężko. Nie jest to oczywiście niemożliwe, ale bardzo czasochłonne… Zatem, czy da się przeżyć korzystając tylko z ziół? Nie, ale zioła znacząco to przeżycie ułatwią – opowiada Michał Konkel.

Magiczne działanie?

Napary z ziół traktujemy często jako zamienniki tabletek. Kupujemy odpowiednie zioło, parzymy i czekamy na natychmiastowe efekty. Tymczasem prawda jest zupełnie inna. W wielu przypadkach przyjmować je trzeba przez dłuższy czas, by odczuć odpowiednie efekty działania. To że kogoś boli głowa z przemęczenia, czy odwodnienia, nie oznacza, że każdy ból głowy spowodowany będzie tym samym. Co za tym idzie, kuracja będzie inna. To samo odnieść możemy do innych objawów. Z drugiej strony problemem jest też samo parzenie.

- W większości wypadków kończy się na tym, że zwyczajnie zalewamy zioła, przygotowując napar. Tymczasem wiele ziół, by skorzystać z ich leczniczych właściwości, wymaga innego rozpuszczalnika niż woda. Czasem będzie to alkohol, ocet czy olej, a innym razem zwyczajne, sproszkowane ziele wymieszane na przykład z miodem. W przypadku liści i kwiatów wystarczy napar pozostawiony na 15 minut pod przykryciem. W przypadku twardszych części rośliny, np. korzeń, kłącze, potrzebne będzie wygotowanie. W niektórych przypadkach wysoka temperatura w ogóle nie jest wskazana i robimy macerat na zimno lub używamy innego rozpuszczalnika. Zależności jest sporo – objaśnia specjalista.

Od czego więc warto zacząć swoją leczniczą przygodę z ziołami?

- Jeśli miałbym jednak polecić coś osobom początkującym, to skierowałbym ich uwagę na drzewa szpilkowe. Nasze sosny, świerki, jodły czy modrzewie to wspaniałe naturalne apteki o bardzo szerokim spektrum. Przetwory z tych drzew dadzą nam możliwość przeciwdziałania wirusom, bakteriom, czy grzybom. Zadziałają między innymi wzmacniająco, przeciwzapalnie, przeciwkaszlowo, wykrztuśnie, napotnie, przeciwgorączkowo, moczopędnie, odkażająco, uspokajająco, nasennie, czy żółciopędnie. Niedługo znów zacznie się sezon na ich pączki i odrosty. Te ostatnie są szczególnie bogate w witaminę C – poleca Konkel.

W lecznictwie dobrze sprawdzają się te produkty, które rozgrzewają. Z tych dostępnych w domu warto postawić na cynamon, goździki, imbir, kurkumę czy chilli. W leczeniu nie zaszkodzą również majeranek, tymianek, rumianek, macierzanka, owoce rokitnika czy róży.

Zielarski spacer

Najbardziej zdrowe i pożądane zioła są te, których pochodzenie znamy – z lasu, łąki czy innego bliskiego nam zielnika. Dobrą metodą jest również samodzielna hodowla, ale ta łączy się z nakładem czasu i pracy, jakie trzeba na to poświęcić. Dlatego najlepszy będzie spacer i obserwowanie przyrody.

- Jeśli roślina żyje w Polsce i możemy ją zebrać, taka opcja zawsze będzie najlepsza. Problem pojawi się przy roślinach chronionych oraz tych, które sprzedawane są w sklepach zielarskich, a nie pochodzą z terenu naszego kraju. W tym wypadku, jeśli to możliwe, dobrze byłoby pozyskać je od zaufanej osoby, lub w miarę możliwości - wyhodować samemu. Większość suszu dostępnego w sprzedaży jest marnej jakości. Stąd najlepszą drogą jest pozyskanie i przygotowanie odpowiedniego surowca samemu. Jeśli chodzi o obawę zerwania nieodpowiedniej rośliny, to polecam wybranie się na spacer zielarski, podczas którego będzie można nauczyć się rozpoznawać zioła – tłumaczy botanik.

Jednak nie zawsze mamy taką możliwość. W okolicy brakuje zieleni, do lasu daleko albo po prostu brak nam wiedzy. Wtedy najlepszą opcją jest sklep. Tu możemy znowu zderzyć się ze ścianą – oferta jest spora. Dlatego warto postawić najważniejsze pytanie – saszetki czy sypane?

- Saszetki niestety przedstawiają najmniejszą wartość, są raczej odpadem. W takiej sytuacji polecam produkt sypki. To też jest trochę loteria, ale zdecydowanie lepszy wybór niż saszetki. A najlepszą firmą jest dobry znajomy, który wie co zbierać i jak przerabiać – żartuje przyrodnik.