Roman Perucki.

Będziemy grać do końca świata

Dyrektor Polskiej Filharmonii Bałtyckiej i pedagog, ale przede wszystkim muzyk - organista i główny organista Katedry Oliwskiej - bo jak mówi o sobie, muzykiem się jest, a stanowiska się tylko piastuje. Choć w Filharmonii zagrano już tysiące koncertów, wciąż jeszcze nie wszystkie dzieła muzyczne zostały tam wykonane, przyznaje. Dlatego zapewnia, że planują grać do końca świata, a nawet o jeden dzień dłużej. O muzyce, wrażliwości i potrzebie obcowania z kulturą wysoką rozmawiamy z Romanem Peruckim.

Dawał pan koncerty organowe w najwspanialszych miejscach koncertowych na świecie: w Paryżu, Manchesterze, Liverpoolu, Nowym Jorku, Melbourne czy Moskwie. Jakie to uczcie grać koncert np. w katedrze Notre- Dame w Paryżu?

W każdym miejscu najważniejszy jest odbiór publiczności. Dla mnie, jako dla muzyka, nie ma znaczenia, czy jest to wielka katedra we Francji, czy kameralne miejsce we Włoszech. Na całym świecie są ludzie, którzy potrzebują kultury wyższej, uniesień. A jeśli my mamy dar w postaci talentu, musimy go oddawać odbiorcom. W takiej sytuacji żyje się dla sztuki, przez sztukę i dzięki sztuce, a jeśli jeszcze to przynosi radość i można z tego wyżyć, to najpiękniejsza rzecz, jaką można sobie wyobrazić.

Czyli kontekst – miejsce nie jest tak ważne, jak sama muzyka i odbiorca, który przychodzi posłuchać koncertu na żywo?

Ważny jest jeszcze instrument. Miejsce oczywiście też, bo inspiruje, ale sam instrument dla muzyka gra ogromną rolę. Nie ma takiego drugiego instrumentu jak organy: ogromny i drogi. On umożliwia, zagranie koncertu, do którego potrzeba by 70-80 muzyków, przy pomocy rąk i nóg jednego artysty. Zresztą z tego względu zaczęto używać instrumentów symfonicznych w Niemczech czy we Francji, bo okazało się, że utrzymanie tak dużej orkiestry jest po prostu drogie.

Ile kosztują organy?

To zależy od ilości głosów – to mogą być 2 miliony, może być też 20 milionów złotych, jak było w przypadku organów we Wrocławiu.

A oliwskie organy ile są warte?

Są bezcenne i zapewne należą do najdroższych w Polsce. Na pewno droższe niż organy wrocławskie. Snycerka jest wykonana z niezwykłą precyzją i składa się na nie aż 80 piszczałek.

Dlaczego jeszcze są szczególne?

To jedne z najsłynniejszych organów w Europie. Posiadają element tzw. theatrum instrumentatorum – czyli np. ruszające się figurki aniołów, trąbki czy słońca, dzięki czemu instrument oddziałuje nie tylko na zmysł słuchu. Oddziaływanie na wszystkie zmysły jednocześnie nie jest zatem wymysłem XX wieku.

Czasy się jednak zmieniają, a granica między popkulturą i kulturą wysoką coraz bardziej się zaciera. Wciąż mimo wszystko potrzebujemy kultury wysokiej? Czy muzyka nadal łagodzi obyczaje?

Człowiek jest postacią wielowymiarową, a ludzie, którzy mają kontakt ze swoją wrażliwością, potrzebują ciągłego ubogacania się. Muzyka jest dziedziną, która wymaga nieco skupienia. Potrzebuje też wiedzy i z tym jest trochę problem, bo młodsze pokolenie coraz rzadziej wie, co to jest cis-dur albo B-dur. W wieku XVI- XVIII artyści grali tylko swoje utwory lub ewentualnie utwory swoich przyjaciół. Nie było wówczas zapisów nut tylko pisane odręcznie manuskrypty. Od Mendelssohna, czyli od XIX wieku zaczęło się to zmieniać. Mendelssohn zaczął grać Bacha, zaczęto wracać do muzyki dawnej. Niektóre dzieła są ponadczasowe i to one wniosły coś do historii. Z tej perspektywy zaczynamy mówić o tzw. muzyce rozrywkowej i muzyce klasycznej. Może za kilka stuleci znajdziemy coś odkrywczego w muzyce nam współczesnej. Tak było z twórczością np. Haendla. Muszę przyznać, że wielu odbiorców zaczęło korzystać z oferty Filharmonii, będąc wcześniej u nas na koncercie rozrywkowym. Otwarcie sią na publiczność, otwiera też drogę dostępu do kultury. Nie lekceważyłbym zatem roli muzyki rozrywkowej.

Czy jednak idąc tym tropem możemy się spodziewać, że do kanonu klasyki wejdzie muzyka pop lub hard-rockowa?

Jestem dziś bardziej wyrozumiały w tej kwestii. Hard rock nie jest moim światem muzycznym, nie mniej jednak są w tym gatunku utwory znakomite. Oznacza to, że są świetnie wykonane, a artysta ma pewną wrażliwość na wyczucie nie tylko słowa, dźwięku, ale też barwy, tonu, ekspresji czy sposobu przekazania.

Mówi pan, że nie ma ludzi niewrażliwych. Jak to jest z tą wrażliwością na muzykę klasyczną?


To jest tak, jak z doświadczaniem natury, np. z chodzeniem po lesie. Na początku nic szczególnego nie widzimy. Potem, gdy jesteśmy wypoczęci, zaczynamy dostrzegać, że gałęzie są w jakiś sposób poukładane, że promyk słońca przez nie przechodzi, że kolory i kształty liści są różne. Zaczynamy dostrzegać, coś, czego wcześniej nie zauważaliśmy. Podobnie jest z wrażliwością na muzykę czy sztukę w ogóle. Ktoś, kto jej nie odczuwa, po prostu nie został do tego odpowiednio pobudzony – nie miał czasu, nie miał ochoty, nie miał odpowiedniego towarzystwa.

Co wydarzy się w tym roku w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej?

Dobra instytucja dąży do ciągłego rozwoju i wzrostu potencjału. Będziemy zatem grać do końca świata i o jeden dzień dłużej, niezależnie od tego, co nas spotyka. Ze względu na obecną sytuację, gdy odstęp między muzykami musi wynosić 1,5 metra, gramy w mniejszym składzie. Musieliśmy więc zrezygnować z większej symfoniki. Trzeba zatem na wiele sytuacji reagować na bieżąco, na co jesteśmy świetnie przygotowani. Gramy dzieła możliwe do wykonania przez orkiestrę 60 osobową, a nie 80. W lutym zagramy dużą symfonikę z Michałem Nestorowiczem. Zagra też po raz pierwszy w Polsce Lucas Debargue, czy trębacz Roman Leleus. Planujemy też wszystkie festiwale: Gdański Festiwal Muzyczny i Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej w Oliwie oraz letnie cykle na całym Wybrzeżu, a także koncerty Chopin na wodami Motławy i Muzykę w zabytkach starego Gdańska w czasie Jarmarku św. Dominika oraz koncerty familijne. Do końca sierpnia planujemy około 150 koncertów własnych oraz współorganizowanych z Gdańskim Festiwalem Muzycznym. Oprócz tego pojawią się koncerty gościnne, bardziej przystępne. Dzięki tym wszystkim wydarzeniom obiekt żyje, a co roku odwiedza nas od 250 – 350 tys. osób. Mimo pandemii i obostrzeń utrzymuje się wysoka frekwencja, ale też od tego czasu wszystkie nasze koncerty można oglądać i słuchać na You Tubie. Oczywiście nie jest to, to samo, co wysłuchanie koncertu na żywo, dlatego zawsze zachęcam do przyjścia do filharmonii. Poza tym mogę już ogłosić, że w tym roku przedłużamy kontrakt na kolejne cztery lata dotychczasowemu, znakomitemu szefowi naszej orkiestry George’owi Tchitchinadze.