Nie jest łatwo znaleźć ludzi, którym chce się coś robić.

Nie zawodowo, bo przecież większość z nas pracuje i nie tylko po to, by się utrzymać, ale i zapewne z wyższych pobudek. Nie chodzi też o kwestie prywatne, bo to oczywiste, że na tym polu jesteśmy aktywni. Chodzi o działalność publiczną, powodowaną potrzebą działania na rzecz innych, a której celem nie jest osiągnięcie korzyści. Gdy jeszcze dodamy do tego działanie bez wsparcia instytucjonalnego, a wręcz pod prąd i wbrew schematom to lista nazwisk robi się jeszcze krótsza. Co nie znaczy, że jej nie ma. Właśnie takim człowiekiem jest bohater naszej okładki. Postać trudno definiowalna, do tego idąca pod prąd. A w zasadzie nie tylko pod prąd, ale i wbrew oczekiwaniom środowiska, którego jest częścią. I tego medycznego i świata sztuki.

Bo oto mamy faceta, który jest chirurgiem z dużym doświadczeniem, dorobkiem naukowym i osiągnięciami. Członkiem różnych krajowych i międzynarodowych gremiów medycznych. Z racji osiągnięć i stażu w idealnym momencie do odcinania kuponów, czyli wygodnego i bezpiecznego życia, podróży, dobrych hoteli, obfitych dotacji. Tymczasem jego głowa jest pełna prowokacyjnej twórczości z poczuciem misji. Do tego stopnia, że niedawno postanowił odbyć studia na ASP, by zostać dyplomowanym artystą, a po tym stwierdzić, że nie było mu to potrzebne, bo chciał tylko udowodnić, że tytuł naukowy nic nie zmienia. W jego przypadku na pewno, bo trudno zmienić Śmietańskiego. Tak samo jak trudno go zaszufladkować. Lekarz i naukowiec operujący twardymi danymi i stąpający twardo po ziemi, a jednocześnie buntownik kwestionujący istniejący porządek rzeczy. A w zasadzie obowiązujący system. Trochę jak samotny mściciel w westernach próbujący walczyć z panującym, wszechobecnym złem. Można się z nim z wielu kwestiach nie zgadzać, wchodzić w polemikę, ale i trudno też odmówić racji w wielu sprawach.

Jego zaangażowanie jest na tyle duże, że planuje wspólnie z innymi członkami SMRk+, grupy artystycznej uruchomić laboratorium sztuki na terenie dawnej stoczni. Muzeum nieskrępowanej, a dla wielu kontrowersyjnej sztuki, przekraczającej czasem granice. Bez tego – jak sam twierdzi nie można stawiać trudnych pytań i prowokować do myślenia. A właśnie to wg niego jest głównym celem sztuki. W tym także bio– artu i science –artu, którymi się zajmuje.

Na swoje projekty nie sięga po pieniądze publiczne, gdyż uważa, że poprzez sposób i warunki dystrybucji ograniczają wolność wypowiedzi i tworzenia.

To nie jedyny buntownik w tym wydaniu. W „Prestiżu”, w roli felietonisty debiutuje Kamil Sadkowski. Kulinarny obieżyświat – jak o sobie mówi, spec od kuchni, który zdobywał doświadczenie w gastronomii, by ostatecznie założyć własną akademię kulinarną. Co ważne Kamil jest też bardzo doświadczonym autorem. Kilka lat temu, wspólnie z Jakubem Milszewskim napisał książkę „Gastrobanda” poświęconą kulisom gastronomii. Dodam, że niekoniecznie tym pozytywnym. Z tego też powodu zamiast prowadzić własną restaurację woli zachęcać ludzi do samodzielnego gotowania i obudzenia w sobie kulinarnej pasji. Z taką też misją pojawił się w „Prestiżu”. Witamy na pokładzie!