Chyba żaden inny program w historii polskiej telewizji nie był tak szalony jak Lalamido. Wyrastał w oparach słynnego Totartu i ruchów alternatywnych, a skończył po efektownym występie przed premierem. Najsłynniejsza czwórka prowadzących – Krzysztof Skiba, Paweł Konnak „Konjo”, Wiganna Papina i Wiesia Warszawska zawładnęli sercami i duszami młodych widzów lat 90. i na stałe trafili do panteonu sław absurdu. A wraz z nimi spore grono innych trójmiejskich artystów i twórców. Wkrótce od jego startu minie 30 lat. Prestiżowi udało się zebrać całą czwórkę. I to chyba po raz pierwszy od ich ostatniego wspólnego występu. 

Profuzyjni metafizycy telewizji

W dzisiejszych czasach realizacja identycznego programu nie byłaby już raczej możliwa. I nie chodzi bynajmniej o grafikę, stylistykę, ale szaleństwo, a przede wszystkim swobodę wypowiedzi. Lata 90. to okres wybuchu wolności i odreagowania po latach komunizmu. 

- Myślę że "Lalamido" był dzieckiem obłąkanych lat 90. i ściśle rezonował z odlotem swojego czasu. Choć wiekopomne idejki naszego wylewu medialnego wciąż są obecne chociażby w twórczości Tymona Tymańskiego i Big Cyca, w naszych książkach czy akcjach scenicznych – ocenia Paweł Konnak „Konjo”.

- Myślę, że w owym czasie ludzie się „odmrozili” potrzebowali przestrzeni i świeżego powietrza, a przede wszystkim dobrego humoru. I my im to wszystko daliśmy! Dlatego to było i jest takie cenne i niezapomniane! Ludzie chcieli się w końcu cieszyć życiem i oddychać pełną piersią a powietrze nad morzem jest cudowne – dodaje Wiganna Papina.

Pomysł był prosty – program miał pokazywać teledyski młodych, rockowych kapel, najczęściej spoza głównego nurtu, wywiady z artystami, pomiędzy nimi komiczne scenki i skecze, a wszystko podane w dynamicznej i kolorowej oprawie graficznej. I tak właśnie było, ale zebrane w nim osobowości, głównie z trójmiejskiej sceny artystycznej i ich wizja świata spowodowała, że Lalamido stało się pozycją kultową.

Metafizyka społeczna i działania maniakalne

Żeby zrozumieć fenomen „Lalamido” warto cofnąć się do lat 80. kiedy kształtują się osobowości twórcze jego głównych bohaterów. Trójmiasto słynie wtedy nie tylko z Solidarności, ale także ruchów artystyczno – happeningowych. Jedną z widocznych postaci jest Paweł Konnak „Konjo”, student filologii na UG, który wydaje podziemny magazyn „Gangrena – Tadży - Pao Młodzieży Wegetującej”. Redaguje też wychodzące poza cenzurą magazyny „Futurfoto” oraz „Higiena – Przegląd Archeologiczny Metafizyki Społecznej”. Co jednak najważniejsze współtworzy Tranzystoryjną Formację Totart, której działalność staje się sławna w całej Polsce. Jej członkowie opisują się też jako Imprzejawnikowy Solanarchistyczny Kabaret Profuzyjny „Zlew Polski”, Koncern Metafizyczno - Rozrywkowy "Pigułka Progresji", czy też Totart Siódmej Generacji Scorpions. W ramach formacji działa m.in. grupa poetycka „Zlali Mi Się Do Środka”. 

W tym samym czasie Krzysztof Skiba tworzy w Gdańsku wraz z kolegami anarchistyczny Ruch Społeczeństwa Alternatywnego, potem zostaje m.in. członkiem ruchu Wolność i Pokój, następnie liderem łódzkiej Galerii Działań Maniakalnych zwanej Pomarańczową Alternatywą Łódź, organizatorem i pomysłodawcą niezliczonych happeningów ulicznych ośmieszających władze i propagandę PRL, za co wielokrotnie jest aresztowany. Największą popularność zyskuje w punkrockowej kapeli Big Cyc.

- Zakumplowaliśmy się już w roku 1985, podczas wspólnych akcji politycznych i artystycznych wymierzonych w bolszewickiego najeźdźcę – opowiada Konjo.

Od tego momentu można uznać, że rozpoczyna się ich wspólna historia, która doprowadza ich „Lalamido”.

Lekki program wakacyjny

W 1990 roku gdańska TVP nadaje program „Telewizja Neptuna” realizowany przez trójkę producentów: Beatę Dunajewską, Magdalenę Kunicką - Paszkiewicz i Yacha Paszkiewicza. Beata Dunajewska pracuje w lokalnej TVP, Magdalena Kunicka – Paszkiewicz ma na koncie m.in. zarządzanie klubem muzycznym Burdel na Suchaninie, a Yach Paszkiewicz jest uznanym twórcą video artu. Paweł Konnak „Konjo” zostaje prowadzącym jako tzw. VJ (Video Jockey). 

- Był to sympatyczny wylew popkulturowy a'la wczesne MTV, czyli zakręcony prowadzący, co po betonie medialnym komuny dla wielu widzów było niezłym szokiem kulturowym, kolorowa oprawa scenograficzna, klipy młodych odlotowych kapel, ześwirowane z nimi wywiady – wspomina Konjo. - Dziś taka estetyka nikogo nie rusza, wzbudza oldskulowy sentyment, ale w 1990 i 1991 roku to był wynalazek na miarę odkrycia istnienia walonek, schabowego i zlewozmywaka w wersji dla niesłyszących.

Na początku lat 90., trwa festiwal dopiero co uzyskanej wolności. Szybko przekraczane są kolejne granice, jakby nadrabiano stracone lata, a odreagowywano minione lata zakazów. Rynek telewizyjny próbuje gonić zachód. I właśnie wtedy lokalna „Telewizja Neptuna” przekształca się w ogólnopolskie „Lalamido”. 

- Agencja Filmowa Profilm otrzymała zlecenie od TVP 2 na produkcję 30 minutowego magazynu rozrywkowego na wakacje. Sama TVP prawdopodobnie absolutnie nie miała pojęcia w co się pakuje. Umowa na program była tylko na 2 miesiące. Po wakacjach program miał być zdjęty z anteny. W założeniach miał być to lekki magazyn muzyczno - rozrywkowy w którym obok teledysków, a jeszcze wówczas ich pojawianie się na antenie budziło zawsze sensację, przeprowadzać miano błahe wywiady z artystami plus pokazy wakacyjnej mody i jakieś żarty – opowiada Krzysztof Skiba.

Agencja Filmowa Profilm należy do działaczy dawnego podziemia – Macieja Grzywaczewskiego i Arkadiusza Rybickiego. Pierwszy zostaje później m.in. szefem TVP1, a drugi wiceministrem kultury w rządzie Jerzego Buzka, a następnie szefem PO na Pomorzu. Nagrania powstają w gdyńskim studiu firmy Elgaz. W latach 90. to jedna z najbogatszych i najbardziej rozpoznawalnych firm Trójmiasta. Jej właściciel Janusz Leksztoń, zaczął swoją przygodę z biznesem od produkcji kotłów, by szybko rozszerzać działalność, m.in. o własną telewizję, agencję reklamową, a nawet linie lotnicze. Później jego biznes rozpada się w atmosferze skandali. Wtedy jednak Elgaz uruchamia jedno z pierwszych, prywatnych studiów telewizyjnych w Polsce.

- Byliśmy absolutnie niezależni godzinowo i realizacyjnie. W Elgazie nie tylko nagrywano program, ale także go montowano i robiono całą postprodukcję. Z TVP wiązała nas tylko umowa, która mówiła o dostarczeniu w określonym terminie nowego odcinka. I to było nasze szczęście. Gdyby program był realizowany siłami TVP kontrola byłaby o wiele większa, a możliwości realizacyjne – paradoksalnie skromniejsze. Nam się zdarzało kończyć zdjęcia o 3 w nocy. W TVP nie byłoby to możliwe – mówi Skiba.

Rewolucja estetyczno - graficzna

Premierowy odcinek ukazuje się w czerwcu 1992 roku. 

Na samym początku za treści odpowiada wspomniana trójka producentów, ale już od 1993 roku autorem całości jest duet Konjo – Skiba. 

- Ustalaliśmy wspólnie z Konjem i Wiganną tematy przyszłych odcinków. Konjo pisał swoje zapowiedzi, plus jeden skecz i wierszyk. Ja pisałem swój wykład i ze dwa skecze. Wiganna opracowywała pokazy mody. Konjo pisał Wiesi teksty do kącika epistolarnego. Wspólnie z Konjem pisaliśmy jeszcze absurdalne newsy i układaliśmy sceny do Eksperymentalnego Teatrzyku Lalamido. Konjo robił wywiady z zespołami – wylicza Skiba. - Warto wspomnieć, że na początku lat 90. nie było jeszcze w Polsce MTV ani VIVY. Telewizji muzycznych, które wprowadziły specyficzną estetykę telewizyjną jak ruchoma, żywa kamera, dynamiczni konferansjerzy, komputerowa, migająca grafika, anarchistyczne, często przekroczone żarty. Naszym szczęściem było dobranie świetnej ekipy. Yach Paszkiewicz był w latach 90. nowatorem w dziedzinie drapania po taśmie filmowej, Joanna Kabała i Andrzej Awsiej – dzieci artystycznego podziemia stworzyli tak odjechane tła komputerowe i tzw. jingle, które od razu odróżniały nas od siermiężnej estetyki starej telewizji. Do tego dynamika Konja i absurdalne żarty reszty ekipy – dopełniały całość. 

Spódnice z kapusty i narzędzi budowlanych

Autorski duet Skiba – Konjo od samego początku uzupełniają dwie barwne dziewczyny: Wiganna Papina i Wiesia Warszawska. 

- Zaistniałam w „Lalamido” pewnie zanim powstało – śmieje się Wiganna Papina. - Chyba byłam postacią, która żyła w innej rzeczywistości. Obracaliśmy się z Konjem w specyficznej alternatywnej subkulturze i pewnego poranka zostałam zaproszona do studia na próbę. To nie był casting, bo byłam tylko ja. Płynnie weszłam na żywo opowiadając jakaś wesołą historyjkę i tak już zostało. Jednak niezwykle ważny był fakt, że wyglądałam niebanalnie - z czerwonymi włosami, z czerwonym żabotem, w cekinowym staniku, krótkich aksamitnych spodenkach i obowiązkowo w pończoszkach kabaretkach. W moim wizerunku objawiała się miłość do wielkiej mody gdyż tuż przed powstaniem programu mieszkałam rok w Italii.

Wiganna Papina bardzo mocno udziela się także poza planem, przygotowuje stylizacje i kostiumy. 

Wiesia Warszawska, wykształcona muzycznie, związana jest wówczas z Teatrem Muzycznym w Gdyni. 

- Któregoś dnia podekscytowane koleżanki wbiegły na próbę z okrzykiem „casting, casting do tv”. Zgłosiłam się więc i ja i … nieoczekiwanie dla mnie wygrałam – wspomina Wiesia Warszawska. - Chociaż, śp. Jurek Gruza powiedział wtedy „Wiesia, ty mówisz, śpiewasz i wyglądasz - spodziewałem się!”.

- Pokazy zwariowanej mody w wykonaniu Wiganny były jej całkowicie autorskimi pomysłami. Do legendy przeszła jej odzież z makaronu i mięsa, spódnice z kapusty, czy staniki z pęczków rzodkiewek. Robiła tez stroje z gazet, czarnych worków na śmieci czy narzędzi budowlanych – opowiada Skiba. - A Wiesia obsługiwała Kącik Epistolarny „Ciepłe Udko”. Miesięcznie dostawało po 3 tysiące listów z czego 90 procent to były propozycje matrymonialne. Grała też w skeczach, a nawet śpiewała w piosence Big Cyca. 

A ich imiona? Prawdziwe czy sceniczne?

- Wiganna była gotowcem zarówno pod kątem imienia i wizerunku. Historia imienia jest krótka i prawdziwa. Moja mama chciała Jadwigę po babci, a mój tata Joannę po filmie Matka Joanna od Aniołów. Od urodzenia jestem wiec Wiganną gdyż Jad-Wiga i Jo-Anna w połączeniu tworzą właśnie imię Wiganna – wyjaśnia Wiganna. - Wychowana w postkomunistycznej, szarej rzeczywistości miałam dzikie pragnienie ożywienia świata przynajmniej kolorami. Do kompletu jeśli chodzi o umysł wychowała mnie mama Wiosna, która była dziennikarką i obieżyświatem obdarzoną alternatywnym poczuciem humoru, do tego piękna i kochająca modę! Czyli wyssałam to z mlekiem matki.

- Wtedy wszyscy używali pełnych imion, a ja za moim... niezbyt przepadałam – wyjaśnia Wiesia. - Używałam zdrobnienia, chyba od zawsze. Więc jak grzecznie przedstawiłam się producentom na pierwszym spotkaniu to zgodnie orzekli: „jej nie trzeba nic zmieniać, i tak nikt nie uwierzy, że można się nazywać „Wiesia Warszawska” – śmieje się Wiesia

„Pierdła w trakcie romansu” 

Program robi furorę. Po przaśnych latach PRL-u – dynamiczny, kolorowy, absurdalny, pełen barwnych i nietuzinkowych postaci przyciąga masę młodzieży. Stałym elementem jest muzyka i sztuka. Dlatego Lalamido wypełnia się mnóstwem artystów, tych zawodowych, jak i totalnych naturszczyków, w większości z Trójmiasta.

Dariusz „Brzóska” Brzóskiewicz w każdym odcinku prezentuje dwa wiersze w stylu haiku i jeden głupi dowcip.

- Brzóska to stary frontowiec Totartu. Grywał w skeczach, ale zasłynął jako odtwórca własnych haiku – mówi Skiba.

Innym frontowcem Totartu jest Paweł „Paulus” Mazur, który zasłynął m.in. ze „zlewu”, metody pisarstwa polegającej na bezrefleksyjnym zapisie strumienia myśli. W Lalamido tworzy ruchomy komiks „Twins”. Obydwaj udzielają się także w skeczach. 

Wielką gwiazdą jest Witold Szymański, któremu nadano pseudonim „Pan Witek, gość z Atlantydy”. To ekscentryczny, uliczny grajek w kowbojskim kapeluszu z gitarą wykonujący proste piosenki, z których największą okazuje się „Mój koń nie mieści mi się w dłoń”.

- Witek to moje autorskie odkrycie. Spotkałem go pod dworcem we Wrzeszczu gdzie wykonywał swoje słynne potem hity. Zabrałem go na koncert, który w tym dniu prowadziłem i tak rozpoczęła się nasza kooperacja – mówi Konjo.

 Ekipa Lalamido nagrywa Witkowi wiele teledysków, które emitowane są w programie, jednak w późniejszych latach współpraca zrywa się, gdy ten angażuje się w działalność polityczną, zakłada jednoosobową partię Odrodzenie Narodowe Centrum, a jego program wyborczy zawiera elementy „Mein Kampf”.

W Lalamido występuje też Grzegorz Skawiński, który wykonuje parodie muzyczne.

- Z Grześkiem poznaliśmy się na początku lat 90. podczas licznych koncertów rockowych z jego udziałem. Od razu się polubiliśmy i wyczuliśmy w nim niepospolity potencjał kabaretowy. Wszystkie jego parodie z "Lalamido" były super, a mi szczególnie utkwiły te, które żerowały na dorobku grupy Tercet Egzotyczny – opowiada Konjo.

Poza tym niezliczona liczba pojedyńczych występów wszelkiej maści artystów, muzyków i szaleńców. 

- Darek Malejonek – rasowy rastaman i punkowiec,  kojarzony z legendarnymi formacjami dla polskiego rocka takimi jak Houk, Armia czy Izrael śpiewał w białym garniturze i cylindrze piosenkę  „Ekscentryczny dance” Felicjana Andrzejczaka z mocno kiczowatym i głupkowatym tekstem. O tym wykonaniu wspominał nawet Kazik Staszewski, że nie mógł uwierzyć, że to dzieje się naprawdę – opowiada Skiba.

Dwóch muzyków zespołu Piersi na potrzeby Lalamido wykonuje romantyczny utwór o kochance, która „pierdła w trakcie romansu”. Ich duet nazwany Jezioro i Płomienie do dzisiaj jest jednym z poszukiwanych nagrań. 

- Nie zapominajmy też o wrocławskim poecie zakręconym, Władysławie Demiurgu Zaporowskim i nawiedzonym akordeoniście Czacho – dodaje Konjo.

- Czacho był nauczycielem w technikum. To były czasy masowych zwolnień w stoczniach. I on przebierał się za stoczniowca, któremu odbiło ze szczęścia dlatego gra na akordeonie piosenki – wtóruje Skiba.

Joint na śniadanie

Program szybko zyskuje status kultowego. Szefowa dwójki, Nina Terentiew jest zachwycona, a w 1993 roku Skiba, Konjo, Wiganna i Wiesia w Operze Leśnej w Sopocie odbierają Grand Prix. Ale i mocno balansuje na granicy obyczajowej. Z godziny 8.30 w soboty zostaje przeniesiony na piątki, najpierw na 19.00, a potem na 23.30. Na osłodę zostaje wydłużony czas, z 30 do 40 minut. Autorzy więc brną dalej testując granicę do jakiej mogą się posunąć. W programie występuje Agnieszka, wielokrotna miss konkursów mokrego podkoszulka. 

- To było nagrywanie niby konkursu z cyklu „Wielcy mistrzowie malarstwa europejskiego. Zgadnij jaki to obraz”. Konkurs dotyczył słynnego obrazu „Śniadanie na trawie” Eduarda Maneta z 1863 roku, a którego oryginał jest w Paryżu w Luwrze. Jak na XIX wiek był to skandal, bo na kocyku siedzi sobie dwóch ubranych panów i goła baba. Obok kosz z owocami i rozrzucone ubrania kobiety. W tej przesympatycznej atmosferze panowie na luzie oddają się konwersacji podczas śniadania. W naszej wersji odtworzyliśmy skrupulatnie scenę z obrazu, a samo śniadanie na trawie było w wersji wspólnego palenia jointa – opowiada Skiba.

- Chłopcy wymyślili nazwę ciastkarni pt. ”Słodka dziurka im. Teresy Orlowsky”. Wtedy producenci pojawili się na planie gdyż był to jednak program dla młodzieży, ale… i tak poszło na antenie – mówi Wiganna Papina. - Mogliśmy właściwie wszystko. I politycznie i lifestylowo nie było granic – dodaje.

Co ciekawe nie było ingerencji w treść programu, ani prób wstrzymania emisji. 

-  Co nie zmienia faktu, że już wówczas atakowała nas prasa prawicowa, zarzucając demoralizację młodzieży i szyderę z tzw. zwykłych Polaków – mówi Konjo.

Oprócz dyżurnych twórców w Lalamido występują znani muzycy, którzy udzielają krótkich wywiadów, a także puszczane są ich teledyski. Przez program przetacza się cała czołówka tzw. sceny alternatywnej, m.in.: Dezerter, Bielizna, KSU, Blenders, Golden Life, Acid Drinkers, Tymon Tymański, czy też O.N.A, IRA. Dla niektórych była to szansa na szersze zaistnienie, jak np. Liroy’a. Za kulisami jest równie gorąco jak na wizji.

- Konjo miał przeprowadzić wywiad z Pawłem Kukizem, ale ten ze zmęczenia nie był w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie. Może jedno zdanie było zrozumiałe. W trakcie wywiadu demonstracyjnie rozwalił o ścianę swoją nową płytę. – Pamiętam też, że jeden z członków zespołu nosił za nim telefon komórkowy, a wtedy to były takie pięciokilowe radiostacje – opowiada Skiba.

- I rzucił tym telefonem w Skibę, który namawiał go na ten wywiad. Nazwał go „bolszewikiem” i „agentem Oleksego” – uzupełnia historię Konjo.

Gacie w dół, koniec zabawy

Jest 1999 rok. Lalamido nadaje już siódmy rok. Na liczniku ma 200 odcinków. Wiesię Warszawską zastępuje Magda Bem. W katowickim spodku trwa gala rozdawania nagród radiowych. Na widowni jest m.in. Jerzy Buzek, premier z ramienia AWS. W pewnym momencie na scenę wchodzi Skiba i pyta publiczność co ma pokazać premierowi – dupę czy kolano? Wybór pada na to pierwsze, więc Skiba się odwraca, wypina i pokazuje goły zad. Premier oburzony opuszcza widownię.

- Po skandalu z premierem Buzkiem, kiedy zdjąłem gacie Profilm nie dostał przedłużenia umowy na kolejne odcinki. Pożegnano nas w białych rękawiczkach mówiąc magiczne słowa, że „formuła programu już się wyczerpała” – mówi Skiba.

Lalamido przechodzi do historii i stopniowo zyskuje status legendy. W sieci krążą nagrania, działa profil na FB, a ludzie poszukują wybranych nagrań. W 2017 w Poznaniu odbywa się koncert z okazji 25 - lecia Lalamido. Jest Siba i Wiganna. Im więcej mija lat tym bardziej trudno uwierzyć, że tak totalnie nieskrępowany program leciał na antenie publicznej telewizji. Czy mógłby ponownie pojawić się w przestrzeni publicznej?

- Nie wiem – zastanawia się Wiesia Warszawska. - Byliśmy pionierami. Prezentowaliśmy co tydzień kilka zespołów muzycznych, bardzo znanych, ale też nie znanych nikomu. W naszym programie były nowości, o których nie można było się inaczej dowiedzieć, jak tylko jeszcze ewentualnie z radia. Trzeba sobie wyobrazić, że nie było mediów społecznościowych, Youtube’a, czy innych środków internetowego przekazu, a tu co tydzień pojawia się czwórka szaleńców przedstawiająca surrealistyczne i kosmiczne spojrzenie na rzeczywistość, mocno przeplatane teledyskami, wywiadami i nowinkami z alternatywnej sceny muzycznej.

- Jak śpiewał Bob Dylan: "Odpowiedź zna tylko wiatr..." mam ochotę na udział w wielu wydarzeniach artowych. Nie wykluczam żadnej opcji – deklaruje Konjo.

- Bardzo chętnie mogę popracować nad reaktywacją, ale tylko w tym samym składzie. Tym bardziej, że mamy teraz świetne przygotowanie zawodowe i lata praktyki bo wszyscy pozostaliśmy artystami rewiowymi. Zawsze mam ochotę na optymizm, radość i pozytywne wibracje a tym jest wlasnie Lalamido – mówi Wiganna Papina.

Najbardziej ostrożny jest Skiba, dzisiaj najbardziej aktywny scenicznie z całej czwórki.

- Myślę, że to były inne zwariowane czasy. Nie da się dzisiaj zrobić powtórki Lalamido. Kilka lat temu zrobiłem w urodziny Lalamido koncert z udziałem zespołów, które tam się pokazywały. Wystąpili  m.in. IRA, Sztywny Pal Azji, KSU, Kobranocka i Big Cyc. Koncert odbył się w Poznaniu w hali Areny. Sprzedano około 5 tysięcy biletów – mówi Skiba. – No, ale zbliża się kolejny jubileusz…

Krzysztof Skiba

Lalamido było ważnym, ale jednak epizodem w mojej drodze artystycznej. Napisałem wiele piosenek i nagrałam z Big Cycem 18 płyt. Zagrałem 4 tysiące koncertów i imprez. Prowadziłem kilka programów telewizyjnych dla Polsatu i TVP 2. Wydałem kilka książek z opowiadaniami, felietonami i wspomnieniami z czasów PRL i Pomarańczowej Alternatywy. Nagrywałem zabawne felietony dla AntyRadia. Jednak takiej atmosfery twórczej i fantastycznie wesołej jak w czasach Lalamido nie przeżyłem już nigdy. Robię spektakle komediowe w stylu stand up comedy i promuję swoje książki. W czasach PiS wyrzucono mnie z TVP. Ciągle nagrywam piosenki i kręcę teledyski, a nawet gram epizody w serialach. Schudłem ostatnio 25 kg. Wszyscy namawiają mnie abym założył partie polityczną, ale uważam, że to gorsze od pracy szambonurka.     

WIGANNA PAPINA

Tak, zdecydowanie moje życie można podzielić na okresy „przed” Lalamido, czas Lalamido i „po” Lalamido gdyż potem nic nie było już takie samo i musiałam opuścić moją ukochaną Gdynię i prznieść się do miejsca moich narodzin czyli Warszawy, którą tez kocham. Pozostałam w zawodzie stylistki, kostiumografki, charakteryzatorki i aktorki, a Warszawa pozwoliła mi rozwinąć skrzydła zawodowe na wielu płaszczyznach i poziomach. Warsztat zawodowy wyrobiłam sobie praktykując prawie przez 8 lat trwania programu .

Właśnie dla sztuki porzuciłam wyuczony zawód geografa z tytułem mgr przed nazwiskiem. Z kabaretu trafiłam prosto do wielkiej polityki współpracując m.in. z Moniką Olejnik, później przyszedł czas na 10 edycji programu „Taniec z Gwiazdami” i kostiumy do kultowego serialu „Niania Frania”. Równolegle też prowadziłam kąciki modowe w porannych pasmach śniadaniowych „Dzień Dobry TVN” i „Pytanie na Sniadanie”TVP2  jednocześnie stylizując pary prowadzących, m.in. Dorotę Wellman i Marcina Prokopa oraz Marzenę Rogalską i Tomka Kamela. W moim dossier zawodowym były tez kampanie prezydenckie i parlamentarne dla różnych opcji politycznych gdyż stylista musi być politycznie obojętny. Tworzyłam też abstrakcyjne kostiumy teatralne np. do sztuki „Tango” Sławomira Mrożka dla Opery Kameralnej w Warszawie (przedstawienie jest też grane w Operze Bałtyckiej w Gdańsku), kostiumy do teatrów telewizji z udziałem m.in. Borysa Szyca, Jana Nowickiego, Krzysztofa Globisza, Jolanty Fraszyńskiej.

Pod moją opieką wizerunkową od lat są: Alicja Resich Modlińska, Jolanta Fajkowska, Grażyna Torbicka, Barbara Włodarczyk - to fantastyczne kobiety znające swoją wartość.

Od ponad 20 lat współpracuję z moim ukochanym sopockim klubem Spatif tworząc szalone kostiumy na abstrakcyjne imprezy okolicznościowe takie jak Halloween, tematyczne bale sylwestrowe, Jasełka, obchody Dnia Kobiet etc.

Uwielbiam wolność i dlatego porzuciłam korporację. Jestem teraz wolnym strzelcem i sama wybieram projekty przy których chcę pracować. Nad morzem mogę przewietrzyć umysł i poczuć wiatr we włosach jeżdżąc na rolkach. 

Najważniejszą osobą w moim życiu jest mój syn, z którego jestem dumna. Syn posiada kotkę o imieniu Piesek i czasem pozwala mi się nią opiekować. Mam wiec kota, czasem. Urodziłam się po po prostu szczęśliwa czego i państwu życzę, bo zawsze można „urodzić się na nowo”. „Życie jest piękne, a ludzie są dobrzy”- to moje motto.

 

WIESIA WARSZAWSKA

Po Lalamido świat już nie był taki sam. Spotkała mnie rozpoznawalność nawet w środku dnia, na ulicy, a na dźwięk wypowiadanych słów „Wiesia Warszawska” dosłownie pojawiał się uśmiech na ustach spotykanych osób. Nie byłam na to przygotowana, ale było to bardzo miłe. Pracując później w agencji i szkole dla modelek, którą założyłam, by uzbierać na swoją wymarzoną pracownię aranżacji wnętrz ta rozpoznawalność bardzo mi się przydała. Dodała mi skrzydeł. Na szacunek i wiarygodność musiałam sobie jednak już sama zapracować.

Całe swoje życie byłam związana z designem, ze sztuką, z modą, z artyzmem, ze śpiewem i z muzyką. Odkąd pamiętam przerabiałam lub sama szyłam sobie ubrania, mój tato na szczęście nie wyrzucił mnie z domu za swój ślubny garnitur, który kompletnie przerobiłam i przez rok nosiłam do szkoły mając pod spodem tylko własnoręcznie ufarbowany podkoszulek - rzecz jasna męski i rzecz jasna na czarno! Dziś na szczęście jest mi łatwiej, gdyż ubiera mnie wspaniała synowa, która święci ogromne sukcesy na polu mody kobiecej ze swoim studio Ismena. Na potrzeby dzisiejszej sesji specjalnie dla mnie wykonała tą piękną kreację. niemniej tacie za garnitur pięknie dziękuję!

Z meblami jeździłam regularnie po pokoju i po domu, wprawiając rodziców w osłupienie doszczętnie je ograbiając z wszelkich zdobień i dodatków. To zamiłowanie do dekoracji odbiło się później w najpiękniejszej możliwej dla mnie formie, stało się moją profesją i moim sposobem na życie. Kocham architekturę, minimalizm i sztukę. W tej kolejności.

Jestem niepoprawną optymistką, wielką miłośniczką zwierząt, natury i czerwonego wina. Weganka, ekolożka i demokratka z przekonań. Wolność słowa to moja filozofia życiowa, a najważniejsza jest dla mnie rodzina. Dziś i zawsze. Dziękuję za każdy dzień spędzony z najbliższymi. i jeszcze jedna rzecz się zmieniła u mnie: nie żyję już by pracować, tylko pracuję by żyć.

Kocham i jestem kochana. Jestem szczęśliwa. Mam najwspanialszego partnera i syna na świecie.

Paweł "Konjo" Knnak

Po zdjęciu z anteny "Lalamido" od roku 2001 byłem m.in. nadwornym konferansjerem Ich Troje. Do roku 2007 poprowadziłem na całym świecie około 500 koncertów kapeli Michała Wiśniewskiego. Do roku 2017 prowadziłem około stu imprez rocznie. W latach 2010 -2018 napisałem kilka książek dla Narodowego Centrum Kultury, opisujących dzieje sarmackiej socjety alternatywnej i nie tylko. Wydałem też pięć tomów poetyckich, z których "Król festynów" z roku 2009 był nominowany do zaszczytnej literackiej Nagrody Nike. Chwilowo moją największą porażką jest fakt, iż od kilku lat prowadzę mało higieniczny tryb życia. Ale ponieważ wciąż jestem piękny i młody to wierzę, iż wszystko jeszcze przede mną.