„Baby Benz” – takim mianem określało się Mercedesy klasy średniej w latach 80. i 90. Nie było wówczas ani klasy A, ani klasy B. To klasyczna 190 i później, pierwsza generacja Klasy C, były podstawą oferty tego producenta. Teraz mamy już piątą generację „C” i wcale nie jest to podstawa ofertowa. Ba! Coraz bliżej jej do topowej Klasy S! W naszym redakcyjnym teście bierzemy pod lupę najnowszego Mercedesa C200 od dealera BMG Goworowski. 

Mercedes klasy C zadebiutował w 1993 roku. Do momentu, kiedy producent wprowadził najmniejszą klasę A, ten model był najmniejszym autem w całej gamie Mercedesa. Od tego czasu sporo się zmieniło, a poczciwa C klasa aspiruje dziś do naprawdę luksusowej limuzyny. Zresztą nie bez powodu nazywa się ją „mniejszą S klasą”. 

Współczesna odsłona „Baby Benza” pełnymi garściami czerpie z osiągnięć inżynierów marki, kopiując wiele rozwiązań z flagowej, superluksusowej Klasy S. W momencie debiutu oferowana jest w wersji limuzyny i kombi w kilku wersjach napędowych. Prezentowany egzemplarz to C200, czyli wariant wyposażony w silnik benzynowy 1.5 o mocy 150 koni mechanicznych. Wspomagany jest on przez zelektryfikowany napęd tzw. miękką hybrydę z 48-woltową instalacją elektryczną oraz rozrusznikiem zintegrowanym z alternatorem. Elektryczne „wspomaganie” z jednej strony pozwala obniżyć zużycie paliwa, z drugiej – zapewnia dodatkowy „zastrzyk” momentu obrotowego podczas przyspieszania. Niedługo po premierze do oferty dołączą hybrydy plug-in o zasięgu w trybie elektrycznym wynoszącym ok. 100 km (WLTP).

Trzeba zaznaczyć, że nowy model C klasy urósł względem swojego poprzednika. Teraz jego długość wynosi 4751 mm, a szerokość 1820 mm. O 25 mm wzrósł też rozstaw osi, z pozoru może się to wydawać nieistotne, jednak przez to odczuwalnie zwiększyła się przestrzeń dla pasażerów. 

Już od pierwszych chwil za kierownicą można się poczuć wyjątkowo. Przestrzeń, jak przystało na Mercedesa, jest adekwatnie do reprezentowanej klasy, więcej niż wystarczająca. We wnętrzu również znajdziemy liczne nawiązania do „S-ki”, jednak w bardziej sportowej odsłonie. Podoba mi się, że Mercedes już od kilku lat utożsamia się z młodszymi, nie tylko wiekiem, ale i duchem, klientami. Sam kokpit jest lekko pochylony w kierunku kierowcy, co dodaje dynamiki. W prezentowanym egzemplarzu zastosowano ciemną podsufitkę i grubą, mięsistą kierownicę. Stylistycznie warto zwrócić uwagę również na motyw mercedesowskiej gwiazdy, która przewija się nie tylko w atrapie chłodnicy, ale także np. jako tło na dużym, centralnym wyświetlaczu. Na uwagę zasługuje także duża zwrotność, intuicyjna obsługa oraz większa interaktywność asystenta głosowego „Hej Mercedes”, który teraz rozpoznaje pasażerów po głosie.

Nowa Klasa C daje naprawdę dobre wrażenia z jazdy. To przede wszystkim komfort, także ten akustyczny, bowiem silnik dzięki współpracy z jednostką elektryczną jest momentami w ogóle niesłyszalny. Aby zostać właścicielem nowej klasy C, należy pozostawić minimum 173 900 zł w salonie Mercedesa – tyle bowiem kosztuje odmiana C 180 Limuzyna. Prezentowany egzemplarz to już koszt ćwierć miliona złotych. 

Podsumowując, Mercedes-Benz kontynuuje swoje działania z przeszłości, sukcesywnie upodabniając do siebie wszystkie modele. O ile dla posiadacza Klasy C, pomylenie z Klasą S nie jest ujmą, o tyle w drugą stronę niekoniecznie tak to zadziała. Czym kieruje się Mercedes stylizując wszystkie swoje modele na jedno kopyto? Ciężko powiedzieć, wiadomo na pewno, że w przypadku testowanego modelu sprawdza się to idealnie.