Kto z Państwa miał okazję przejechać się prawdziwym wojennym Jeepem? Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście – koniecznie musicie. Wrażenia są piorunujące i zupełnie inne od jazdy jakimkolwiek innym oldtimerem. Ten legendarny, wielozadaniowy pojazd, który był ikoną II Wojny Światowej, w idealnym stanie zachował się właśnie w Trójmieście.

W tym roku pierwszy Jeep obchodzi swoje okrągłe, 80. urodziny. Co ciekawe, produkowano je zaledwie cztery lata. Ostatni zjechał z taśmy montażowej w sierpniu 1945 roku. 639 245 samochodom nie wróżono długiego życia. Mimo to przetrwało ich zaskakująco wiele. Produkowany przez Willysa i Forda słynny wojenny „Jeep” stał się pojazdem kultowym, a my w Trójmieście możemy cieszyć oko całkiem sporą liczbą bardzo ciekawych egzemplarzy. Wróćmy jednak do początku… 

W 1940 roku amerykański resort obrony ogłosił przetarg na lekki samochód rozpoznawczy z napędem na obie osie. Wystartowały w nim dwie firmy - American Bantam Car i Willys-Overland. Przetarg wygrał Bantam, który podjął się budowy prototypu w wymaganym czasie 49 dni, podczas gdy Willys, mimo nieco tańszej oferty, potrzebował na wykonanie zlecenia 120 dni. Mimo to Willys postanowił zbudować własne auto. Co ciekawe, opierał się na planach Bantama, przekazanych mu przez amerykańską armię. Tak Willys, jak i Bantam wykorzystywały tę samą technikę przeniesienia napędu, jednak Willys, wskutek zastosowania mocniejszego silnika, miał lepsze osiągi. W pierwszej połowie 1941 armia amerykańska wybrała konstrukcję Willysa jako podstawowy samochód terenowy i w efekcie w lipcu tego samego roku zleciła firmie Willys-Overland produkcję pierwszych 16 000 sztuk kultowego Willysa. Produkcyjny Willys MB różnił się od prototypowego MA wieloma szczegółami. Najbardziej charakterystyczną zmianą była rezygnacja ze spawanej kratownicy osłony chłodnicy na rzecz charakterystycznej, wytłaczanej, która do dziś jest znakiem rozpoznawczym współczesnych Jeepów. Od 1941 do 1945 roku wyprodukowano 639 245 sztuk Jeepów standardowego modelu, z tego 361 149 Willysów MB i 277 896 Fordów GPW. Willysy użytkowały wszystkie armie alianckie w tym Polacy, na wschodzie i zachodzie. Jeszcze w 1945 roku otrzymaliśmy też wysłużone Jeepy w ramach programu UNRRA. Były to pierwsze samochody z importu, jakie pojawiły się w powojennej Polsce.

Kiedy ostatnie sprowadzone nad Wisłę, wojenne Jeepy dożywały swoich dni, bezlitośnie zajeżdżane w latach 80. XX wieku przez pierwszych miłośników rajdów terenowych, Jeep stawał się, to obok Harley’a Dawidsona, drugą najpoważniejszą legendą Ameryki. My na wielki powrót kultowego auta zwycięstwa musieliśmy poczekać aż do nowego tysiąclecia. Wtedy to, głównie za sprawą rekonstruktorów, do Polski zaczęły ponownie wracać Fordy GPW i Willysy MB. Po rekonstruktorach na pierwotną Jeepomanię zachorowali także kolekcjonerzy i dzięki temu w każdym dużym mieście znajdziemy obecnie przynajmniej kilka takich pojazdów. Często, mimo że wyglądają tak samo, bardzo mocno się od siebie różnią.

Utarło się, że Jeep to auto, które, jeżeli ma się odpowiednio zasobne konto, wyremontować nie jest specjalnie trudno. Bazę do remontu znajdziemy już za kwotę 60 tysięcy złotych. Jeżeli będziemy mieli szczęście i nie kupimy totalnej ruiny i nie będziemy bazować na oryginalnych częściach, powinniśmy zamknąć się z remontem w kwocie do 160 tysięcy złotych. Ułatwi to bogate zaplecze zamienników i wyspecjalizowane warsztaty. Jeden z bardziej znanych znajduje się nawet w Trójmieście. Jeżeli szczęścia będzie mniej albo zechcemy wyremontować nasz samochód z wykorzystaniem maksymalnej liczby części z epoki, wtedy szybko przekroczymy 200 000 złotych. Będziemy jednak posiadać egzemplarz muzealny.

Istnieje jednak jeszcze jedna droga. Odbudowa jeepa z maksymalnym odtworzeniem wierności z zewnątrz, ale… z użyciem powojennych silników, skrzyń biegów, a nawet napędów 4X4. Takie samochody różnią się szczegółami od oryginałów, ale mają lepsze własności terenowe i drogowe, co sprawia że nadają się do bardziej wytężonej eksploatacji. To plusy. Minusem są przycinki i złośliwości ze strony purystów. Co kto lubi.

Samochód, który jest bohaterem naszej sesji to prawdziwy rarytas. Jeden z ostatnich, wyprodukowany w 1945 roku, w stanie poważnej ruiny trafił w ręce wyjątkowego purysty – Dariusza Gałązki, człowieka znanego z tego, że od lat przemierza drogi Pomorza na wojennym DKW Nz 350, na którym zachowało się nawet oryginalne malowanie z Wehrmachtu. Na remont Jeepa namówił go syn. Obaj mieli już odpowiednie doświadczenie, pracując przy remontach Jeepów w specjalistycznym warsztacie Carrington Serwis z Osowej. Zdecydowali się na rzadszego i droższego Forda GPW. Darek nie byłby sobą, gdyby od razu nie zaczął zbierać oryginalnych części z epoki, ograniczając maksymalnie liczbę kopii, co dało niezwykły efekt. Oryginalne są nie tylko nadwozie, szyba, przeniesienie napędu, czy silnik, ale również małe tabliczki, felgi, resory, a nawet materiałowy pokrowiec od karabinu Garand. Mimo tak daleko posuniętej oryginalności, Darek pojawia się swoim ulubieńcem na zlotach rekonstrukcyjnych i rajdach klasyków. Wzbudzając podziw i dając nam okazję obcować z prawdziwą historią.