- Komponowanie to sztuka wyboru - konkretnego pomysłu, frazy, gatunku, niezależnie od tego, czy będzie to wybór pomiędzy muzyką rozrywkową, klasyczną, jazzem czy syntezą każdej z nich – mówi Krzysztof Falkowski, młody, utalentowany trójmiejski kompozytor, którego utwory znane są już m.in. w Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Danii, a nawet w… Peru.  W rozmowie z Prestiżem opowiada o muzycznym powołaniu, twórczym wymuszaniu oraz swoim czasie poszukiwań.

Mały chłopiec sięga do kredensu w kuchni i drobnymi rączkami wyciąga metalowe garnki, które potem z niemałym wysiłkiem przenosi do salonu. Puste naczynia rozstawia wokół siebie w półokręgu. Każde z nich reprezentuje inny dźwięk. Rondle, patelnie, garnuszki  oraz wielkie garnce – to one teraz w dziecięcej zabawie imitują perkusje. Chłopczyk staje przed nimi i drewnianymi łyżkami, wybija rytm. Z czasem zamiast zabawkowych instrumentów pojawia się pierwsza prawdziwa perkusja…

- Być może zabrzmi to górnolotnie, ale muzyka to dla mnie rodzaj powołania. Nie pojmuję jej w kategorii pracy czy profesji. Darze ją ogromną pasją, towarzyszy mi w każdej sekundzie dnia i chociaż czasem mam jej dość i marzę o ciszy, to nie potrafię sobie wyobrazić życia bez niej. To swego rodzaju uzależnienie. Inaczej jest z komponowaniem czy występowaniem: jest to ciężka praca, zajmująca naprawdę sporo czasu i wysiłku – mówi dla „Prestiżu” Krzysztof Falkowski.

Światowa muzyka

Od dziecięcych zabaw poprzez naukę w szkole powszechnej, Szkole Muzycznej I stopnia w Wejherowie oraz II stopnia w Gdyni, a także Akademię Muzyczną w Gdańsku, aż po występy na świecie. Tak w skrócie można przedstawić karierę muzyczną młodego kompozytora, którego utwory zostały wydane przez Norweskie Wydawnictwo Muzyczne.

- Będąc kompozytorem, częściej niż ja, to moja muzyka odwiedza różne miejsca. Niewątpliwie najbardziej „egzotycznym” był Uniwersytet Muzyczny w Peru. Natomiast jednym z ważniejszych dla mnie był koncert w Sali Koncertowej Radiowej Orkiestry Symfonicznej we Frankfurcie czy Królewskiej Akademii Muzycznej w Danii. Na polskim gruncie to Filharmonia Bałtycka. Fascynuje mnie, że o niektórych koncertach z moją muzyką dowiaduje się po fakcie od osób trzecich – tłumaczy Falkowski.  

Konkursy stanowią znaczną część życia muzyka, tak jak każdego innego młodego artysty. Wiele z nich kończy się tylko udziałem, ale równie sporo udaje się wygrać. Tak było w przypadku m.in. Ogólnopolskiego Konkursu Kompozytorskiego „Niepodległa” w Gdańsku, na który stworzył zwycięski utwór „Z nadzieją na wolność”.

- Konkursy kompozytorskie, jak każde konkursy, mają swoje plusy i minusy. Otwierają ścieżki, generują nowe kontakty. Niedawno udało mi się zdobyć drugie miejsce na Międzynarodowym Konkursie Kompozytorskim „Warsaw Wind Ensemble Composing Contest 2020” w kategorii polskiej, co zaowocowało współpracą z Polskim Wydawnictwem Muzycznym oraz kolejnymi wykonaniami w Stanach Zjednoczonych. Są to pewnego rodzaju „trampoliny” w karierze – chwali się muzyk.

Warto także wspomnieć o najważniejszej wygranej, tym bardziej że Krzysztof Falkowski stał się pierwszym laureatem spoza USA, który zdobył tę prestiżową nagrodę. Mowa o Międzynarodowym Konkursie „John Kuzma Young Composer Award”, organizowanym w Stanach Zjednoczonych. Oprócz wyróżnienia utworu „Ne Timeas, Maria”, udało się nawiązać nowe kontakty i współprace muzyczne, będące spełnieniem marzeń artysty.

- Wiadomość o wygranej w USA nie docierała do mnie przez niemal cały tydzień. Byłem przekonany, że ktoś się pomylił i źle zaadresował maila, chociaż zgadzało się nazwisko i tytuł utworu. Tego, że byłem pierwszym laureatem spoza USA, dowiedziałem się dopiero z późniejszej rozmowy z dyrygentem. Mam ogromną nadzieję na dalszą współpracę z Amerykanami – to, w jaki sposób mnie przyjęli i dziękowali za to, że napisałem dla nich taki utwór, było czymś niesamowitym. Jestem w stałym kontakcie z dyrygentem i liczę na kolejne wspólne wykonania – mówi młody kompozytor. 

Jednak wszystko miało swój początek w Trójmieście. To tu Krzysztof Falkowski stawiał pierwsze kroki muzyka i stawał się jednym z młodych twórców kulturalnego świata Gdańska czy Gdyni. 

- Trójmiasto jest niezwykle otwarte na każde przejawy kultury. Zauważam szczególne wsparcie dla młodych twórców – liczne stypendia i nagrody torują drogę osobom takim jak ja, dopiero wkraczającym w życie kulturalne. Ogromną pomocą służą również wykładowcy naszej Akademii Muzycznej, dzięki którym możemy występować również poza murami uczelni. Sam wielokrotnie miałem okazję brać udział w różnych przedsięwzięciach jak Benefis Dojrzałości w Filharmonii Bałtyckiej, koncerty i projekty organizowane przez Muzeum II Wojny Światowej, Koncerty Dyplomowe PPWSA w Teatrze Muzycznym czy Festiwal Carillonowy w Gdańsku. Trójmiasto stawia na promocję „swoich”, dzięki czemu nie jesteśmy anonimowymi artystami w lokalnym środowisku – komentuje Falkowski.

Słuchając siebie

Dla kompozytora równie ważne, jak występowanie na scenie, jest słuchanie muzyki. Podróże muzyczne przez nowe utwory i kompozytorów, często nieświadomie zmieniają postrzeganie procesu twórczego i rozumienia tego, czym jest muzyka.

- Siedząc na widowni, słuchając swojego utworu, stresuję się 10 razy bardziej niż gdy samemu występuję na scenie. Jest to ogromna dawka adrenaliny, gdy słyszę, że to, co jeszcze niedawno miałem tylko w głowie, rozbrzmiewa wokół ku uciesze słuchaczy. Dopóki utwór się nie skończy, czuję się jak na rollercoasterze – śmieje się Falkowski. 

Słuchanie własnej muzyki, wykonywanej przez innych artystów z pewnością jest wielką nagrodą po latach ciężkiej pracy. Ale jeszcze większą są wykonywane przez idoli autorskie kompozycje. 

- Ogromnym zaszczytem dla mnie było wykonanie mojego utworu „Burning Bars” przez kwartet Katarzyny Myćki. W czasach szkolnych, grając na perkusji, często słuchałem jej występów. Była dla mnie mistrzynią marimby. Wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że któregoś dnia grać będzie moje utwory. Być może kiedyś przyjdzie czas, że staniemy razem na scenie, chociaż zdecydowanie pewniej czułbym się w roli dyrygenta niż marimbafonisty.  Zadedykowałem jej inny utwór, który mam nadzieję, jeszcze w tym roku doczeka się premiery – cieszy się artysta. Aranżerskie kategorie 

W domu rodzinnym Krzysztofa Falkowskiego muzyka była na porządku dziennym. Babcia śpiewa w chórze, dziadek wiele lat grał na sakshornie, z taty śmieją się w domu, że gra praktycznie na wszystkim - na trąbce, akordeonie, gitarze, organach, a nawet perkusji. Całą rodzinę spaja mama, która stała się organizatorem życia rodzinnego. Echa tego odnaleźć możemy w twórczości Falkowskiego, który świadomie łączy różne style.

- Naturalną była dla mnie od dziecka muzyka popularna. W szkole muzycznej i na studiach pokochałem muzykę klasyczną i filmową. Nie potrafię zdecydować się na jeden gatunek, stąd moje próby łączenia ich w utworach. Od dziecka otaczając się tymi dwoma perspektywami muzycznymi z czasem stały się one dla mnie spójne, mimo ogromnych różnic między sobą. Uważam, że w muzyce rozrywkowej, podobnie jak w klasycznej, często usłyszeć można bardzo ciekawe zabiegi kompozytorskie, instrumentacyjne, interpretacyjne – tłumaczy młody twórca.

Inspiracjami do tworzenia są tacy artyści jak: John Williams, Krzysztof Penderecki czy nawet  Micheal Jackson. Jednak w swojej twórczości kompozytor stara się mieć kontrolę nad proporcjami wykorzystywanych gatunków.

- Nie powiedziałbym, że impulsem do tworzenia jest łączenie przeciwności. Jest nim sama chęć dokonania aktu twórczego, upustu pewnych myśli, emocji. Według mnie komponowanie to sztuka wyboru - konkretnego pomysłu, frazy, gatunku, niezależnie od tego, czy będzie to wybór pomiędzy muzyką rozrywkową, klasyczną, jazzem czy syntezą każdej z nich – mówi. 

Falkowski wspomina również swoje jazzowe inspiracje, które w pewnym momencie życia odbiły się także w twórczości, szczególnie w warstwie harmonicznej i melodycznej niektórych utworów. Aktualny czas nazywa czasem poszukiwań, w którym stara się uprawiać wszystkie gatunki, łącząc je ze sobą. Jedyne czego nie chce, to zamykać się na konkretny model tworzenia.

- Eksperymentuję, poszukuję nowych wartości, dzięki czemu z czasem będę mógł wypracować swoją technikę i styl komponowania, będących wynikiem tych poszukiwań „przetrawionych” przez mój system wartości czy wrażliwość. W mojej pracy jako aranżera, często spotykam się z konkretnymi wytycznymi zamówienia, dotyczącymi stylu, obsady, charakteru itp. Cenię sobie jednak te aranże, w których dowolnie mogę żonglować pomysłami, przeróbkami. Uwielbiam w nich przemycać fragmenty utworów innych kompozytorów, charakterystyczne riffy, skale. Oczywiście wszystko musi mieć swój umiar, w tym moja głowa, aby nie zrobić z aranżacji pewnego rodzaju parodii utworu. Moim zdaniem aranżacja nie zna pojęcia gatunku. Chyba w tym cały jej urok, jest syntezą – podsumowuje Falkowski.

Twórcze wymuszanie

Proces twórczy to tajemnica zadziwiająca czasem samego artystę. Co więcej, nie ma jednego, stałego modelu tworzenia.

- Każdy utwór piszę w inny sposób. Jeden rozpoczynam od skomponowania leitmotivu, drugi od rytmu w perkusji, jeszcze inny od gotowego pochodu harmonicznego warunkującego inne parametry dzieła. Instrumentacja często zmienia się w trakcie komponowania. Wielokrotnie zaczynałem pisać utwór, np. na wibrafon, który w trakcie przerabiałem na fortepian, stwierdzając, że jednak najlepiej zabrzmi na kwartet smyczkowy – wspomina artysta.

Wszystkie komponowane utwory zazwyczaj są podyktowane pod sugestie i życzenia zamawiającego utwór, dla którego tworzy się daną kompozycję. Nie ma konkretnej metody komponowania, każdy robi to inaczej, ale należy mieć pewien motyw, wokół którego osnuwa muzykę. 

- Pisząc utwór mam na niego mniej lub bardziej określony pomysł. Często jednak długo tkwię w jednym miejscu, zanim ruszę dalej, ślęcząc nad „pustą kartka”. W kwestii komponowania doskonale zgadzam się z Pendereckim, który mawiał, że „komponowanie to proces wymuszania”. Czekając na wenę nic byśmy nie napisali. Oczywiście nie twierdzę, że nie ma czegoś takiego jak natchnienie. Mimo wszystko zdarza mi się ono dość często, jednak niestety ogranicza się ono wyłącznie do szczątkowych pomysłów, fragmentów melodii, harmonii czy nawet jednego taktu. Kształt utworu, brzmienie, efekt końcowy zależy jednak od ilości godzin spędzonych przed partyturą – przedstawia muzyk.

Komponowanie to ciężka praca, jednak Krzysztof Falkowski oprócz tego zajmuje się również innymi rzeczami w życiu. Pomimo mnogości zajęć, udaje mu się tworzyć również własny materiał. 

- Od pewnego czasu myślę nad autorską płytą. Materiału mam jednak na kilka albumów, dlatego muszę na spokojnie przemyśleć, jak miałaby ona wyglądać. Chciałbym, aby moja pierwsza płyta była wyjątkowa, spójna, dojrzała. Wydaje mi się, że im dłużej się pisze, tym lepszy utwory się tworzy. Wiąże się to z dojrzałością, doświadczeniem, wiedzą, którą wciąż zdobywam, dlatego nie śpieszę się z albumem. Mam to szczęście, że aktualnie czekam na kilka albumów, na których znajdzie się moja muzyka, zarówno autorska, jak i aranżacje. Niestety, pandemia skutecznie przedłuża ich wydania – mówi Krzysztof Falkowski.