Mijo Line, Lovem  i Zoa Koncept - te trzy firmy łączy lokalność, natura i siła kobiet. Za każdą marką stoją oryginalne kobiece duety, które z sukcesem prowadzą niszowe biznesy. I choć czasem dochodzi między nimi do spięć, zgodnie mówią, że dzisiaj nie byłyby w stanie prowadzić firmy z kimś innym. Bo przecież nikt tak dobrze nie zrozumie kobiety jak inna kobieta.

- Zakładając firmę, nie myślałyśmy o wielkim biznesie – z pełnym przekonaniem mówią Mirka Bułak i Joanna Hoppe-Kowalska, twórczynie gdyńskiej pracowni Mijo Line, produkującej tekstylia z lnu. Dziewczyny poznały się kilka lat wcześniej, kiedy Joanna zatrudniła Mirkę do stworzenia projektu architektonicznego w swojej firmie. Między nimi od razu „zaiskrzyło”, połączyły je wspólne pasje, wyjazdy, koncerty, a w końcu przyjaźń. Dopiero po czasie wpadły na pomysł założenia własnej firmy. - Zamiast wciąż zachwycać się innymi, chciałyśmy tworzyć swoje projekty. A że łączyło nas podobne poczucie estetyki, to było o wiele łatwiej – przyznają.

MATERIAŁ, KTÓRY WRACA DO ŁASK

Postawiły na len, bo to materiał w pełni biodegradowalny, produkowany również w Europie. Były jednymi z pierwszych w Polsce, które podjęły się pracy z tą, uważaną za dość trudną, tkaniną. - Obecnie za sprawą nowych technologii len już na etapie produkcji nabiera miękkości i stabilizuje się pod względem kurczliwości, staje się miękki i miły w dotyku, a tym samym łatwy w prasowaniu – przekonują. - Spora liczba osób docenia go za trwałość, wysoką absorpcję wilgoci czy odporność na zużycie. Te zalety sprawiają, że zatacza coraz szersze kręgi. Znajdziemy go już nie tylko w produktach odzieżowych czy dekoracyjnych, ale na przykład w akcesoriach kąpielowych. Takich w ofercie naszej firmy jest już całkiem sporo – mówią.

Dziś, po pięciu latach istnienia Mijo Line, Mirka i Joanna wciąż dobrze się dogadują, choć prowadzenie własnego biznesu nie należy do łatwych. - Nie zawsze mamy takie samo zdanie, ale potrafimy rozmawiać i odpuszczać. Zarządzanie firmą, szczególnie w fazie rozwojowej i w czasach kryzysu, wymaga ciągłej weryfikacji, wymusza konieczność decydowania i sprawdzania różnych dróg rozwoju. My staramy się podejmować te kroki przy obopólnej zgodzie – podkreślają.

RÓŻNICE NA PLUS

Najbardziej zażarte dyskusje toczą jest zazwyczaj przy procesie powstawania nowego produktu. - Staramy się jednak doceniać różnice charakteru i brać to pod uwagę przy podziale obowiązków. Trwa przeciąganie liny, ale ostatecznie dążymy do tego, by nowy produkt był naszym wspólnym dziełem – wskazują. Jak mówią, w ciągu ostatnich pięciu lat bardzo się dotarły i nie wyobrażają sobie stawiania pierwszych kroków w biznesie z kimś innym, bo to właśnie prowadzenie w duecie kobiecego biznesu daje im poczucie jedności i równowagi. - Mamy podobną wrażliwość, uczuciowość i z łatwością rozumiemy swoje życiowe położenie. To chyba jest ta słynna siła kobiet.

NOWY POMYSŁ NA ŻYCIE

Plastyk Ewa Sienkiewicz i radiowiec Magda Osipiak na wspólny biznes związany z kosmetykami naturalnymi zdecydowały się, bo potrzebowały w życiu zmian. - Podczas jednego ze spotkań stwierdziłyśmy, że jesteśmy na tym samym etapie życia. Miałyśmy dosyć naszych dotychczasowych zajęć, czułyśmy, że zawodowo się wypaliłyśmy. A że obie dość mocno jesteśmy wkręcone w ekologię, to poszłyśmy w tę stronę – opowiadają twórczynie manufaktury kosmetyków naturalnych Lovem.

Poznały się już wiele lat wcześniej przez swoich ówczesnych partnerów. Wszyscy razem tworzyli  zgraną paczkę przyjaciół, która upodobała sobie sporty ekstremalne. - Razem wspinaliśmy się, żeglowaliśmy, a panowie latali na paralotniach – wyliczają. W międzyczasie związki się rozpadły, a ich kobieca przyjaźń przetrwała, a co więcej ewoluowała w stronę biznesową.

Skąd pomysł na kosmetyki naturalne? Z pasji i potrzeby. Zarówno Magda, jak i Ewa miały wcześniej duże problemy ze skórą. - Jestem alergikiem i samodzielnie przygotowywałam dla siebie jakieś testowe produkty w domu. Z kolei Magda dodała do tego swoją fachową wiedzę – tłumaczy Ewa. - Bardzo wkręciłam się w temat roślin i suplementacji. Stwierdziłam, że skoro zależy mi na tym, byśmy ja i moi bliscy odżywiali się zdrowo i naturalnie, to oczywiste było także to, że wszystko co nakładamy na swoją skórę również powinno być naturalne. Brakowało mi jednak treściwych i skoncentrowanych kosmetyków, bo mam bardzo suchą skórę. Jako, że takich preparatów nie znalazłam na rynku, to postanowiłam, że zrobię je sama. Potem tworzyłam kosmetyki dla rodziny, znajomych, dalszych znajomych… I tak się zaczęło – dodaje Magda.

EKO Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA

Teraz Magda jest odpowiedzialna za receptury kosmetyków oraz badania, z kolei Ewa za logistykę - poszukuje współpracowników, dystrybutorów i pilnuje remontów. Warto zaznaczyć, że ten duet od podstaw stworzył w Gdyni własne laboratorium i cały proces od powstania formulacji po zamawianie surowców, produkcję, pakowanie i wysyłanie kosmetyków nie ma przed nami żadnych tajemnic. 

Tworząc produkty, założycielki Lovem traktują organizm holistycznie, w oparciu o przekonanie, że wszyscy jesteśmy częścią natury. - Wierzymy, że natura daje nam wszystko czego potrzebujemy. Należy tylko rozsądnie z tego czerpać. Składniki kosmetyków dobierałyśmy tak, aby działały synergicznie. Nasze kosmetyki są naturalne w tylu procentach, na ile maksymalnie mogą, niektóre w stu, a niektóre w dziewięćdziesięciu kilku, bo nieliczne surowce pozyskiwane są obecnie tylko laboratoryjnie – tłumaczą pomysłodawczynie Lovem. Substancje, których używają do produkcji mają niezbędne certyfikaty, są w dużej części ekologiczne i oznaczone znakiem fair trade. Założycielki zrezygnowały z olejków eterycznych, by kosmetyki były jak najbardziej bezpieczne i jak najmniej uczulały. Wodę zamieniły na hydrolaty i ograniczyły ilość eko-konserwantów do minimalnej ilości gwarantującej jednak bezpieczeństwo. Zależało im też, żeby opakowania były biodegradowalne, dlatego kosmetyki pakują w biofotoniczne fioletowe szkło. - Jeśli stawiamy na eko, to musi być eko z prawdziwego zdarzenia – uśmiechają się. 

Ich duet w biznesie umie porozumieć się niemalże tak samo jak w sporcie. - Myślę, że wyszłyśmy z dobrej pozycji, ponieważ miałyśmy do siebie duże zaufanie. Wcześniej na skałkach wspinałyśmy się na jednej linie i wzajemnie asekurowałyśmy, co potencjalnie teraz bardzo nam pomogło. Przede wszystkim łączy nas wspólne zdanie w sprawach fundamentalnych. Mamy podobne poglądy, filozofię życia i poczucie estetyki. To jest podstawa – podkreślają. 

MIĘDZY PRACĄ A DOMEM

W przypadku Aleksandry i Joanny Janusz śmiało można powiedzieć, że łączy je możliwie najbliższa kobieca więź. To duet idealny: mama – z zawodu nauczycielka z milionem pomysłów na minutę, córka – studentka grafiki komputerowej z zacięciem na tworzenie ekologicznych, unikatowych projektów. Wspólnie pod marką ZOA concept działają na rynku już od trzech lat, a wszystko zaczęło się od samodzielnego tworzenia boksów prezentowych na potrzeby salonu sukien ślubnych, który prowadziła Joanna. Były w nich koszulki, przypinki, kule do kąpieli i sojowe świece. I to właśnie te ostatnie stały się inspiracją do stworzenia osobnego bytu. ZOA powstała głównie dlatego, by założycielki mogły dać upust swojej kreatywności. Sojowy wosk z olejkami eterycznymi umieszczają w betonowych słoikach, które od początku produkcji powstają w Polsce. Jest to dodatkowy atut tego produktu – po wypaleniu się świec słoiki mogą posłużyć np. jako doniczki czy pojemniki. Jest ekologicznie, w pełnym tego słowa
znaczeniu.

W życiu Aleksandry i Joanny relacje rodzinne przeplatają się z prowadzeniem firmy. Nieuniknione więc, że sprawy domowe „wchodzą” do biznesu. - Nie da się oddzielić ról matki i córki oraz wspólniczek. Często po powrocie do domu długo jeszcze rozmawiamy o tym, co dzieje się w firmie i co należy zrobić w najbliższej przyszłości – uśmiecha się Joanna. - Nawet jeśli czasem się sprzeczamy, to praca na tym nie cierpi. Umiemy w końcu powiedzieć pas i to rozgraniczyć. - Najczęściej kłócimy się o zdjęcia, które wstawiamy do internetu. Identyfikacja wizualna marki jest bardzo ważnym aspektem, dlatego staramy się, by pasowały do wizji nas obu – dodaje Aleksandra.

Bywa, że czasem doskwiera im różnica pokoleń. - Zdarza się, że nie rozumiem pewnych trendów, które na przykład rodzą się na Instagramie, choć staram się być biegła w nowinkach – wskazuje Joanna. Jednak koniec końców, zawsze znajdują wspólny język.

TAKIE SAME, A JEDNAK RÓŻNE

Zdecydowanie więcej je łączy niż dzieli. Mowa choćby o poczuciu estetyki. - Jako dziecko podglądałam jak mama się ubiera czy dekoruje dom. Mimowolnie przejęłam te zwyczaje – opowiada Aleksandra. - Nie jest jednak tak, że mamy identyczny styl. Mama woli minimalizm, ja preferuję nieco więcej koloru – mówi. Joanna dodaje, że te odmienne zdania działają wyłącznie na plus. - Dzięki temu w ofercie mamy różne produkty: z użyciem białego i szarego betonu, ale też nieco barwniejsze projekty.

- Nie wyobrażamy sobie prowadzenia biznesu z kimś innym. W naszym duecie każdy wie już co dokładnie ma robić – mówią zgodnie rozmówczynie. Joanna dba o księgowość, tworzy formy i szlifuje gotowe naczynia. Natomiast Aleksandra zalewa formy woskiem, dobiera zapachy oraz dba też o media społecznościowe i kontakt z zamawiającymi. Z kolei pomysły na nowe projekty rodzą się po obu stronach. 

- Jako mama czuję wielką dumę, gdy widzę jak Ola pracuje na rzecz naszej wspólnej firmy. Wiem, że bez czasu, który poświęciła Zoa Concept, nie odniosłybyśmy takiego sukcesu – mówi Joanna spoglądając na córkę. - Bez mamy na pewno nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz. W młodym wieku mogłam zacząć kreatywną, bardzo swobodną pracę. Muszę chyba częściej mówić na głos, że jestem jej za to wdzięczna – podsumowuje Aleksandra.