Małgorzata Rakowiec

Ciekawa architektura, z odniesieniami do miejsca, gdzie powstaje – bryła bursztynu, zwieńczenie trybun w kształcie fali. Stojąc w środku, w miejscu przyszłej murawy, ogarnia człowieka chęć, żeby tu być, gdy zapełnią się miejsca, drużyny w szatni szykować się będą do starcia, a stadion wypełni ten specyficzny klimat napięcia tuż przed rywalizacją – pełnego nadziei, totalnie sprzecznej, że „nasi” zwyciężą.

W tym momencie i w tym miejscu trafiają do mnie te argumenty, które mówią o tym, że warto wydawać tyle pieniędzy na taki obiekt sportowy – bo to będzie miejsce dla wszystkich, że będą tu przychodziły całe rodziny, razem – miło i przyjemnie spędzać czas. Mają tu być bary, kafejki i sklepiki, widać już dokładnie gdzie będzie można zjeść ciastko i napić się kawy (piwa raczej nie, choć jeszcze nie wiadomo). Wokół stadionu powstać ma tor wrotkarski – to dla tych co wolą jeździć na rolkach, albo co lubią i piłkę i rolki. Stadion ma obudzić i rozwinąć całą dzielnicę, w której powstaje, do tej pory zaniedbaną i zniszczoną. Perspektywa bajeczna, i w te bajkę chce się wierzyć.

Tylko tak od czasu do czasu przychodzą informacje, które tę myśl burzą. Na przykład, że pseudo, ale jednak kibice (czyli ci co na mecze piłki nożnej chodzą i piłką się interesują) zdemolowali w bójce stadion – i to swój własny – podczas ważnego sportowego wydarzenia, meczu Pucharu Polski w Bydgoszczy.

Albo, że Portugalia burzy stadiony wybudowane specjalnie na Euro 2004, bo miast nie stać na dokładanie do ich utrzymania – koszt 1,2 miliona euro miesięcznie.

I chociaż na to przychodzą argumenty, że portugalski scenariusz nam nie grozi, bo są plany, co ma dziać się na stadionach po Euro (Portugalczycy takich planów nie mieli?), to i tak jakiś niepokój pozostaje.

Natomiast pseudokibice mają być zneutralizowani. Na gdańskim stadionie powstaje specjalne wejście, tylko dla fanów drużyny przeciwnej – podjeżdżać mają pod nie autokarami i od razu do tunelu i na trybunę dla nich specjalnie przeznaczoną. Tak, żeby punktów styku z kibicami drużyny przeciwnej było jak najmniej.

Trzymam kciuki. Bo mam nadzieję, że to całe przedsięwzięcie będzie warte tego, że wczoraj, (pewnie jak wielu kierowców) wjechałam w gigantyczną dziurę na miejskiej drodze – felga pogięta, a opona do wulkanizacji.

 

Małgorzata Rakowiec