– Po tym filmie zauważyłem, jak bardzo nie fair jest podział na bogatych i biednych. Mam poczucie, że klasa średnia i elity ludziom uboższym albo z gorszym wykształceniem częściej odbierają godność niż hiphopowcy używając określenia „pedalski” – mówi Piotr Witkowski, który dzięki roli rapera Chady w filmie „Proceder” trafił na listę najbardziej rozchwytywanych aktorów. Jak aktora gdańskiego Teatru Wybrzeże zmieniła rola kontrowersyjnego muzyka? Czego się nauczył o Polsce? O tym wszystkim rozmawia z Sylwią Gutowską.

Zostawiłeś „Proceder” za sobą?

Jeżdżę jeszcze na spotkania z widzami, ale trochę już się od tego odkleiłem. Kończę teraz trzeci film po „Procederze”.

Po roli Chady posypały się propozycje?

Miałem propocyzje zanim wyszedł „Proceder”. Teraz dopiero dostaję te po „Procederze”. W tym samym czasie dostałem trzy różne od konkurencyjnych stacji produkujących seriale. To bardzo miłe. Wybrałem tych, którzy byli pierwsi, a zarazem rola była dla mnie najciekawsza.

Na wiosnę robię jeden film, dużą rolę. Do tego dwa fajne epizody w styczniu i lutym.

Kiedy zagrasz główną rolę?

Dostałem też propozycję głównej roli, ale myślę, że to coś na 2021 rok.

Przed „Procederem” byłeś etatowym aktorem w Teatrze Wybrzeże. Jesteś nim nadal.

Cały czas. Dziś właśnie miałem rozmowę z dyrektorem Adamem Orzechowskim na ten temat. Częścią pracy musiałem się podzielić. Jak skończę serial, może uda się włożyć w kalendarz próby. To absurdalne, ale w tej chwili nie mogę pójść na siłownię bez konsultacji z moją agentką. Mój czas w ogóle do mnie nie należy.

Wszystko to spowodowała rola Chady. Nie byłeś pierwszym aktorem, który miał go zagrać. Na czym polegli inni?

Trzeba by porozmawiać z reżyserem i producentem. Nie wiem jak było. Michał mówił, że się bali, nie byli pewni.

Mieli czego się obawiać. To nie była kryształowa postać.

Na pewno to, co było przerażające, to czas na przygotowanie się. W ekspresowym tempie trzeba było nauczyć się rapować, ogarnąć deskorolkę, przygotować walki uliczne, których ostatecznie w filmie wiele nie ma. Przygotowań było o wiele więcej niż to widać na ekranie. Bardzo dużo rzeczy pozaaktorskich.

I trzeba było przypakować.

Też. To wszystko było trudnym wyzwaniem w wymiarze ludzkim. Poza tym trzeba było aktorsko zbudować postać, poświęcić czas na próby. Do tego research związany ze środowiskiem i rodziną. Nie wiem, czy ktoś się bał, czy się nie bał, czy może nie miał czasu. Michał [Węgrzyn] jest bardzo dobrym reżyserem i potrafi nawet z wątpliwych fragmentów scenariusza wyciągnąć to, co najlepsze. Jeśli ktoś nie miał w niego wiary, mógł pomyśleć, że na tym czy tamtym polegnie.

Na przykład na czym?

Były takie momenty w scenariuszu, które mogły być zrealizowane melodramatycznie albo w złym guście. Na szczęście Michał zawsze wierzy w prawdę między ludźmi i nie dał się wciągnąć w takie rejony.

Ten film powstał bardzo szybko po śmierci Chady, który zmarł w 2018 roku. Dlaczego akurat teraz?

To Tomek Chada chciał, żeby powstał ten film. Chciał swój przekaz – żeby nie popełniać jego błędów – przekazać innym odbiorcom niż tylko fanom hiphopu. Wymyślił ten film, bo podejrzewał, że nie najlepiej skończy.

Jak oceniasz tę postać?

Ja jej nie oceniam. Trudno ocenić Tomka. Dużo mi dał. Według mnie był bardzo pogubiony. Wrażliwy chłopak w dżungli. Znalazł sposób na odreagowanie w świecie przestępczym i narkotykach. Myślę, że narkotyki to jest taki szit, że kiedy się ich nadużywa, to rozchwianie emocjonalne sprawia, że nie ogarniasz samego siebie. Próbował sobie pomóc, ale myślał, że musi to zrobić sam, a wiadomo, że jak człowiek jest sam, to polegnie.

Narkotyki to jedno. A kradzieże?

Na początku były oczywiście kradzieże. Miałem dostęp do nagrań jego rozmów ze scenarzystami. Mówił tam, że w pewnym momencie miał tyle wyroków, że wiedział, że zaraz wróci do więzienia. Dlatego nie wrócił z przepustki. Wiedział, że za chwilę i tak mu coś odwieszą. Więzienie było częścią jego życia.

„Ja innego życia nie znam”.

Dokładnie. „Powiedz, o czym mam nawijać”. Siedział trzy razy. Wiadomo, że na końcu już nie kradł, bo to się nie opłacało i miał już pieniądze. O tym właśnie jest „Proceder” – żeby nie przekroczyć granicy, za którą nie ma już powrotu. Jest taki bardzo obrazowy film, „Dom, który zbudował Jack” Larsa von Triera. Jest tam scena, w której Jack schodzi do piekła i Charon mówi mu: „Po drugiej stronie jest wyjście, możesz tamtędy przejść”. I on, wspinając się po skale, spada. To właśnie pokazujemy, że za pewną granicą nie ma powrotu. O tym rapował Tomek.

W filmie na koncercie chłopaki przezywają się od „pedałów”. „Pedał” to w tym świecie coś złego. A przecież tyle teraz mówi się o hejcie.

To po prostu słowo, które jest używane jak „dzban” czy „pędzel”. Sam pracuję w świecie artystycznym, gdzie też używa się słowa „pedalski” jako określenie czegoś zbyt ckliwego. Są takie słowa i nie odczarujemy tego całkowicie. Chociaż trzeba zwracać oczywiście uwagę.

Większość hiphopowców wywodzi się z konserwatywnych, katolickich rodzin. Tak próbował mi to wyjaśnić mój znajomy raper.

Jak ktoś jest katolikiem, to super. Ja na przykład nie doświadczyłem łaski wiary.

Oczywiście, wiara jest czymś pięknym. Ale nakłanianie do wykluczania innych już nie.

Karolina Korwin-Piotrowska, która walczy o poprawność polityczną, robiła z nami wywiad i nie zwróciła na to uwagi. Szczerze powiedziawszy,  jak wchodzisz w dżunglę, to naprawdę nikt się nie zastanawia, czy kogoś nóżka boli. A rozmowy na temat poprawności politycznej i językowej zaczynają się wtedy, gdy wszystkim jest na tyle wygodnie, że popijając sobie kawkę czy herbatkę, tak jak my teraz, mogą zastanawiać się nad losem ludzi, którzy mają gorzej. Ja po tym filmie zauważyłem, jak bardzo nie fair jest podział na bogatych i biednych. Mam poczucie, że klasa średnia i elity ludziom uboższym albo z gorszym wykształceniem częściej odbierają godność niż hiphopowcy używając określenia „pedalski”. Szczególnie, że u nas w filmie to słowo wykrzykuje do Tomka jego dziewczyna, która wcześniej chwaliła go za dokonania łóżkowe. To słowo żyje swoim życiem. Ludziom, o których tu mówię, odbiera się często możliwość przeżywania uczuć. Możliwość wyjścia na salony i wyrażenia swojego zdania o Polsce. Dlatego tak trudno wielu osobom zaakceptować fenomen rapu i Tomka. Bo jak to możliwe, że ktoś z bloków, „patus” (to jest też okropne słowo i nikt nie krzyczy) może mieć świat wewnętrzny i marzenia? Dopiero teraz dochodzi do świadomości rządzących to, co 20 lat temu Chada rapował na swojej płycie. Marcin Król dopiero kilka lat temu na łamach „Gazety Wyborczej” mówił, że „byliśmy głupi”, odnosząc się do reform, które jednym ruchem zniszczyły PGR-y. To, że o tych ludziach mówi się jak o nizinach społecznych, to absurd. Elity odbierają godność większości. Bo to większość nie miała kapitału. Jak zlikwidowali im ośrodki pracy w okresie transformacji, to większość ludzi nie była tak zaradna, żeby odnaleźć się w nowym świecie i otworzyć swój biznes. Ludzie zostali z niczym. Sprzedawało się na bazarach albo kradło.

Rzeczywiście, od kilku lat się o tym dyskutuje.

Hip hop mówi o tym od dawna. Wiesz, jakieś dwa lata temu wyszedł w Netflixie serial, na którym się wychowałem, „Przyjaciele”. Millenialsi obejrzeli go i napisali, że jest skandaliczny: homofobiczny, ksenofobiczny, nie ma w nim parytetów, są sami biali ludzie. To nie jest już mój świat. W moim świecie jak ktoś spadał z trzepaka, to się otrzepywał i szedł dalej, a nie jechał na SOR, robił obdukcję i chodził tydzień w bandażu. Sam wyciągałem sobie pijawki z nóg i biegałem boso, a nie siedziałem w aucie ze smartfonem. To, co mówisz, pojmuję rozumowo, a nie przez serce.

To wydumane problemy?

Nie, po prostu intelektualne. A ja odbieram świat emocjonalnie. W życiu nikogo nie chciałbym skrzywdzić czy o kimś źle powiedzieć. Ale w naszych czasach doszło do tego, że kiedy mówisz „pani minister” albo, chcąc być poprawnym, „ministra”, to urażasz jednych albo drugich. Trochę to dla mnie za dużo.

Może wśród raperów też są chłopaki, którzy boją się powiedzieć, kim są.

Nie jestem specjalistą od środowiska hiphopowego. Rozmawiałem z wieloma raperami i nikt mi tego tematu nie przybliżył. Nasz film nie jest o tym. Ale można zauważyć ciekawą „regułę dekady”. Chada był rocznikiem '78, on i jego kumple nigdy nie słyszeli o poprawności politycznej. Ja jestem '88 i muszę się przestawiać. Bedoes, nowa gwiazda hiphopu jest '98 i sam w numerze o znaczącym tytule „Mam to we krwi” rapuje: „Jestem dumny, że jestem polakiem/Nie przeszkadza mi chłopak z chłopakiem/I nie jestem z lewej czy prawej/Po prostu za miłość nikt nie powinien płacić płaczem”. Hiphop i środowisko raperskie też się zmienia. Myślę, że nie tam należy szukać problemu. Ryba psuje się od głowy. Oni są uczciwi i rapują o świecie, który ich otacza. A tworzą go zawsze rządy.

Nasi ojcowie też nie wpadliby na to, że za 20 lat ich dzieci nazwą ich Januszami. Oni mieli swoje problemy, na przykład nie zostać
bez pracy.

Każde pokolenie coś przerabia. Staram się nadganiać i uczyć od młodych. Mam nawet Tiktoka i oglądam czasem serialne, na które nie mam ochoty, tylko po to, żeby wiedzieć, co się dzieje w popkulturze. Ale wiadomo, nigdy nie będę młodszy (śmiech). W tym wszystkim trzeba też zachować siebie.

Sporo musiałeś się nauczyć o hiphopie. Sam wychowywałeś się na rocku i jazzie. Chada rapuje „Śmialiśmy się wniebogłosy z kolesi w tych sweterkach”. Byłeś tym kolesiem?

Może trochę byłem. Jak tego słuchałem, to też uśmiech pojawiał mi się na twarzy. Dlatego myślę, że ten film otworzył mnie na zupełnie nowe przestrzenie. Jak z kumplem biegaliśmy w podstawówce czy gimnazjum i udawaliśmy, że jesteśmy parkourowcami, to zawsze uciekaliśmy przed grupami dresów. Film ukazał mi tę drugą stronę – tych, którzy mnie gonili. Pokazał mi inny świat i to było dla mnie interesujące.

Jak wszedłeś w kontakt z Chadą?

Na bazie wrażliwości. Wydaje mi się, że on był bardzo wrażliwym człowiekiem. Był bardzo autorefleksyjny, dowcipny i zwyczajnie poszukiwał miłości. Nie powiem, że pochodzę z takiego samego domu, ale mogłem znaleźć punkty styczne między nami.

Chada z Grochowa, a ty?

Z Wrzeszcza. Chodziłem do społecznej szkoły, miałem swoją grupę kolegów. Nie było u nas polskiego hiphopu.

Chada miał też, jak wspomniałeś, miękką stronę. Jak ci się grało Chadę-kochanka w towarzystwie mocnych aktorek – Małgorzaty Kożuchowskiej i Agnieszki Więdłochy?

Bardzo dobrze. Musiałem przekazać im swoją energię, żeby pozwoliły mi się prowadzić. Małgosia mi na to pozwoliła, choć jej postać prowadzi swoją wyrachowaną grę, Aga nie do końca, bo to jej bohaterka rządziła w tym związku.

Nie ma chyba osoby, która nie lubi Małgorzaty Kożuchowskiej. Miałeś tremę?

Na początku miałem lekką tremę, ale to były 2 minuty. Nie możesz pokazać, że się denerwujesz. Pierwszego dnia były sceny z kradzieżą aut. Siedzieliśmy u niej w kamperze, gadaliśmy o filmie i teatrze i po prostu się zakumplowaliśmy. Wiedzieliśmy, że zaraz będziemy się całować. Michał [Węgrzyn] wymaga od aktora dużo improwizacji, więc jeśli nie czujesz z kimś chemii, jest trudniej.

Rozmawiałeś z przyjaciółmi Chady. Nie obawiałeś się sytuacji rodem z filmu „Bohemian Rhapsody”, gdzie żyjący członkowie Queen ingerowali w scenariusz?

Nie, bo „Bohemian Rhapsody” był cukierkowy, a „Proceder” nie.

A napis na końcu filmu, mówiący, że uliczny hiphop musi wejść na salony?

To Rafał Woś, fantastyczny publicysta. Jest współscenarzystą „Procederu” i to on jest autorem tych napisów. Chciał postawić pewną tezę. Napisał nawet artykuł pt. „Mniej Miłosza i Herberta, więcej Chady i Kalego”. On nie chce oczywiście, żeby teraz wszyscy słuchali hiphopu. Chodzi o to, żeby wpuścić ten rodzaj poezji choćby do podręczników. Jeżeli hiphop porusza tysiące młodych serc, to czemu nie włączyć tych tekstów do kanonu? Skoro Bob Dylan dostał Nobla za teksty swoich piosenek, dlaczego nie hiphop?

No właśnie, dlaczego rap nie może przedostać się do mainstreamu? Disco polo się przedostaje.

Są bluzgi. A mamy w Polsce problem z nieposłuszeństwem obywatelskim. Ostatni raz tak naprawdę mieliśmy z nim do czynienia w latach 80. W hip hopie jest taki przekaz i być może ludzie się tego boją. Bo co by było, gdyby wszyscy ludzie zaczęli mówić „j... policję”?

Ale co wnosi hasło „j... policję”?

To, żeby mieć swoje zdanie. Nie chodzi o podpalanie śmietników czy wysadzanie knajp, tylko żeby czasem słuchać bardziej siebie. Żyjemy w czasach ogromnej atomizacji. To wielki problem. Dlatego mówię, że nie mam łaski wiary, a chciałbym mieć, bo wierzący mają wokół siebie większe stado, lepsze relacje i chyba jest im łatwiej. Skrajnie wyzwoleni sami sobie czasem robią wbrew. Wszystko jest na chwilę, wszystko szybko się wymienia. A Sokół i Chada rapują: „Dbaj o rodzinę, przyjaciół i kieszenie i jak masz taką samą kolejność, to cię cenię”. O tym też jest hip hop – że ludzie są ważniejsi niż państwo, ustrój, idea. Jak włączę sobie Palucha, to łatwiej jest mi podejmować decyzje. Nawiązuję wtedy kontakt ze swoją złością, którą najczęściej się piętnuje, która jest brzydka i zakazana. A to często ona pomaga nam zrozumieć, czego chcemy, a czego na pewno nie chcemy, ale przez grzeczność boimy się to wyrazić.

Jest w tobie złość?

W każdym jest. Każdy człowiek składa się z różnych emocji. Mamy mnóstwo rzeczy na wyparciu. Jeśli twój instynkt mówi ci, że nie chcesz czegoś robić, bo kogoś nie lubisz, to hip hop ci powie „j...”, nie rób tego, jak nie czujesz się z tym dobrze.

Czy ta rola człowieka, który miał trudne życie, coś ci odebrała?

Nigdy nie zastanawiałem się, czy rola coś mi odebrała. Zawsze rozpatruję doświadczenie w aspekcie tego, co mi dało.

Chodzi o wychodzenie z roli.

Długo z niej wychodziłem. Podobnie miała Marion Cotillard po zagraniu Edith Piaf. W filmie musisz żyć życiem swojej postaci, dużo dłużej i niewymiernie głębiej niż w teatrze. W teatrze jest mnóstwo formy. W filmie albo to masz w środku, albo nie ma nic. Więc kiedy pada ostatni klaps, po wielu miesiącach życia nie swoim życiem czasem trudno tak po prostu odnaleźć znowu siebie.

Zostało w tobie coś z Chady?

Chada dał mi dużo siły. Teraz, gdy rozmawiam z reżyserami, producentami czy szefami kolejnych projektów, robię to totalnie po partnersku, a nie czołobitnie. Dostałem inną rolę, ale nie wziąłem jej, bo mi po prostu nie pasowała. Wcześniej może tą rolą spłaciłbym mieszkanie. A tak spłacę je za 10-15 lat. To mi dał hip hop.

A jak nie masz dobrej fury?

To cię kumple podwiozą.

 

Piotr  Witkowski

Ur. w 1988 roku. Absolwent PWSTviF w Łodzi. Od 2012 aktor Teatru Wybrzeże. W 2019 roku zagrał główną rolę w filmie „Proceder” Michała Węgrzyna. Wcielił się tam Tomasza Chady, kultowego rapera zmarłego rok wcześniej. Pochodzi  z Gdańska.