Widok jak z obrazka. Ciągnące się aż po horyzont szczyty, zjawiskowe doliny, łagodne hale, wielkie przestrzenie przecięte nitkami nartostrad i las wyciągów. Schowany między szczytami górskimi Tyrol, to region bogatych tradycji, fascynującej przyrody i przede wszystkim raj dla amatorów białego szaleństwa. Serfaus-Fiss-Ladis jest kwintesencją wszystkiego, co może oferować ta bajkowa kraina.

Tyrol - na dźwięk tej nazwy miłośnikom dwóch desek szybciej bije serce. Trudno się dziwić. Na styku Niemiec, Włoch i Szwajcarii usadowił się raj dla narciarzy. Jest biały, puszysty jak śnieg i  ma wszystko, co potrzebne jest w śnieżnym raju: setki kilometrów tras, snowparki i najlepsze „après-ski”. Tyrolu nie da się podrobić. Można się o tym przekonać w każdym jego zakątku, ja wybrałam Serfaus-Fiss-Ladis, synonim narciarskiego urlopu z rodziną. Gdzie, jeśli nie tam? 

Podziemne osobliwości

Serfaus, Fiss i Ladis, zwane trzema siostrami, to alpejskie kameralne wioski, które usadowiły się powyżej granicy mgieł - między 1200 a 2400 m n.p.m., na płaskowyżu nad doliną Innu w zachodniej części Tyrolu. Kiedy w grudniu zrobi się biało, zaczynają tętnić życiem. Aż do późnej wiosny stają się prawdziwym centrum wydarzeń, a stoki zapełniają się narciarzami w każdym wieku. To od nich właśnie pochodzi nazwa całego regionu narciarskiego: „Serfaus-Fiss-Ladis”. Urocze miasteczka urzekają zabudową charakterystyczną dla Tyrolu. Wypieszczone stylowe domki zachowały dawny charakter. Mieszkańcy nie są jeszcze zmęczeni napływem turystów: „Gruss God!” - z uśmiechem witają przybyszów. 

W ubiegłym wieku nie było tu nic, wiatr hulał po ośnieżonych zboczach. Trudno uwierzyć, że na zboczach dolin przeciętych siecią wyciągów narciarskich jeszcze niedawno pasły się tylko krowy. Zaledwie w 1958 roku zbudowano w Serfaus pierwszą kolejkę gondolową. Dziś słynne stacje są dowodem na to, że człowiek może ujarzmić surowe góry.

Serfaus i Fiss są większymi i mniej więcej porównywalnymi miejscowościami, Ladis jest niewielkie i sprawia wrażenie spokojniejszej miejscowości. Jednak pomimo rosnącego zainteresowania i ciągłego unowocześniania infrastruktury, wioski pozostały wioskami. Żyje się tu spokojnie, można odnieść wrażenie, że wręcz leniwie. Ciekawostką na skalę światową, o której nie można zapomnieć jest... najprawdziwsze metro, całkowicie schowane pod ziemią. Istnieje od 1985 roku, i ma 4 stacje. Osiągając 1280 m jest najkrótszym metrem świata. Położenie na 1427 m n.p.m sprawia zaś, że jest też najwyżej położonym metrem świata. Powstało, kiedy miejscowość zaczęła zmagać się z problemem nadmiaru przyjezdnych, a główną ulicę zimą zalewały parkujące gdzie popadnie i stojące w korkach auta. Metro uwolniło Serfaus od tłoku i spalin. Tłum zszedł pod ziemię, a po Serfaus osobowym autem poruszać się dziś nie wolno. Metro na poduszkach powietrznych kursuje od wjazdu do wioski, aż pod dolną stację kolejki linowej Komperdell. Jazda od początku do końca zabiera 10 minut, nazwy stacji wypowiadane są dziecięcymi głosami, a wagony wymalowane są w dziecięce rysunki. Tym cudem jeździ się tu za darmo.

Nie tylko dla szaleńców

Właśnie trwa pełnia sezonu. Ubity przez ratraki śnieg skrzypi pod nartami. Odczuwanie przyjemności wyzwala u przyjezdnych endorfiny, a co za tym idzie, energię. Najlepiej spożytkować ją na stoku. Można szusować tutaj po dobrze wytyczonych trasach, gładkich jak stolnica, lub na granicy szaleństwa off piste. Również dla miłośników freeride’u to ziemia obiecana. Płaskowyż jest śnieżnym rajem o ponad 2000 słonecznych godzin w roku, co daje mu tytuł jednego z najsłoneczniejszych miejsc w Austrii. Tu lato spotyka się z zimą, jednak w razie kaprysów pogody trasy są dośnieżane. Wyciągi, rzadziej niż gdzie indziej, wyłącza się z powodu złej pogody, gdyż góry osłaniają płaskowyż od wiatrów. Nawet jeśli mamy pecha i wieje, to i tak większość tras jest dostępna.

Na obszarze 450 hektarów amatorzy jazdy na nartach mają tutaj 214 km tras połączonych 68 wyciągami, dzięki czemu ten ośrodek narciarski do największych w Austrii. Narciarze ściągający ze wszystkich stron świata podkreślają, że śnieżny puch jest tutaj najlepszy, panorama najpiękniejsza, a szerokie wiraże na świeżo ośnieżonych stokach na zawsze pozostają w pamięci. Są tu takie, na których można zmierzyć sobie prędkość przejazdu, są specjalnie przygotowane stoki z muldami. Można stracić oddech próbując zjechać bez zatrzymania ze szczytu Pezid z czarnymi trasami Pezid-Vertical i Pezid-Abfahrt. W Fiss jest adrenalinowy funpark. To przede wszystkim wyzwanie dla snowboardzistów. Na specjalnie przygotowanej arenie  można ćwiczyć ewolucje.

Czas na dzieci

Choć opis ośrodka brzmi jakby stworzony był dla narciarskich szaleńców, to właśnie Serfaus-Fiss-Ladis nagradzany jest co roku jako najlepszy rodzinny ośrodek nie tylko w Alpach, ale na świecie. To miejsce, które wyspecjalizowało się jak żadne inne w ofercie dla rodzin z maluchami. Potwierdzają to nie tylko portale i agencje testowe, ale przede wszystkim uśmiechnięte twarze dzieci i ich rodziców.

Tuż przy stokach są tu specjalne przedszkola, wyciągi krzesełkowe uzbrojono w zabezpieczenia dla małych pasażerów, są taśmociągi dla najmłodszych i znakomite szkółki narciarskie. Na najmłodszych czekają wyjątkowe dziecięce restauracje, bajkowe spektakle. Mogą liczyć na całodniową opiekę i specjalnie przygotowane dla nich tereny narciarskie. Niedaleko Serfaus ulokowano dziecięcą wioskę Kinderschneealm z igloo, lasem dinozaurów, śnieżną łąką z masą atrakcji. Maluchy szybko zaprzyjaźniają się z maskotkami ośrodka - świstakiem Murmli i przypominająca trochę diabła krową Bertą. Z łagodnych tras korzystają nie tylko dzieci. Wiele jest tu szkół narciarskich dla początkujących. Stoki są wyjątkowo płaskie, więc dla wytrawnych narciarzy jest to dobry teren na rozgrzewkę lub dzień relaksującej, spokojniejszej jazdy.

Jeśli nie narty to…?

Można tu nie tylko oddać się sportowym pasjom, ale też wypocząć. Ustawione na skraju stoku leżaki wabią, by samotnie kontemplować krajobrazy, zatopić się w rozmyślaniach nad potęgą przyrody. Można też przeżyć szaloną jazdę ratrakiem w wyjątkowo awangardowym stylu. Po stokach kursuje tu ratrak przystosowany do przewozu kilkunastu osób. Ów pojazd to Masner Express, przypominający niewielki wagonik pociągu, albo połączenie czołgu i autobusu na gąsienicach. Po ośnieżonych szczytach sunie powoli, dostojnie wdrapuje się aż na wysokość 2400 m n.p.m. Pełna wrażeń wycieczka wyjątkowym pojazdem możliwa jest tylko tutaj. I tylko tutaj znalazła się wyjątkowa kosmiczna restauracja, do której trudno zajrzeć - Crystal Cube. W środku mieści się najwyżej osiem osób. Co się kryje we wnętrzu kostki pokrytej z każdej strony lustrami weneckimi dowiedzą się ci, którzy zarezerwują tu posiłek.

Wieczorami, kiedy stoki pustoszeją, każda z trzech tyrolskich wiosek na swój sposób kusi wyjątkowością. Dla tych, których adrenalina wciąż trzyma, są miejsca serwujące głośną muzykę, gdzie roztańczony tłum do rytmu przytupuje narciarskimi butami. Są też miejsca kuszące strefami wellness, z których podziwiać można ośnieżone strzeliste szczyty. Idealne miejsce relaksu, pozwalające przygotować się na kolejny dzień na stoku.

Między dolinami

Receptą na sukces tego miejsca jest kombinacja wspaniałych krajobrazów, białych stoków i smaków. Tyrolczycy wielbią kuchnię. Nie tylko tę wyszukaną i elegancką, lecz także swojską, domową. 

Proste dania kuszą narciarzy odkrywających uroki górskich chat wciśniętych w wąskie dolinki. Można tu posiedzieć dłużej i nasycić się górską atmosferą. W drewnianych restauracjach serwuje się tyrolskie przysmaki, wśród których królują szpecle (kluski z serem), wieprzowe żeberka z chlebem czosnkowym, sznycel po wiedeńsku i kiełbaski z kiszoną kapustą lub sosem chrzanowym. W karcie dań jest też zupa gulaszowa, rosół z naleśnikami lub knedlem z wątróbką albo speckiem, wystarczające często za cały posiłek. Na deser zjemy maślany, puszysty kaiserschmarrn (słodki omlet), okraszony waniliowym sosem apfelstrudel, nawet – zgodnie z przepisem najsłynniejszej kawiarni w Wiedniu – czekoladowy tort Sachera. Smakowita kraina!