Najpierw z niedowierzaniem, a potem entuzjazmem - światowy rynek przyjął premierę polskiego, luksusowego jachtu motorowego C133 „Viatoris”. Ta wielka, 40 metrowa łódź, warta blisko 100 mln zł powstała w firmie Conrad Shipyard i w 2019 roku zdobyła tytuł najlepszej jednostki na świecie w swojej klasie. Gdańska firma nie spoczęła na laurach i buduje już kolejne super jachty.

Cztery dwuosobowe kabiny dla gości, każda w innym stylu i z własną łazienką. Piąta znacznie większa, bo o powierzchni aż 40 metrów kwadratowych - dla właściciela jachtu. Kolejne 3 kabiny mieszkalne dla załogi. Dzięki temu jachtem może wygodnie podróżować od 10 do 12 pasażerów obsługiwanych przez 6 osób. Załoga to kapitan, 1 oficer, mechanik, pomocnik, kucharz i stewardesa. Do dyspozycji gości jest jeden z 4 pokładów - każdy wykończony w innym zestawieniu drewna. Jest też salon, bar, jacuzzi, a w garażu motorówka i skuter wodny. Wnętrza wykonano z najlepszych materiałów – drewna, kamieni i kryształów. Tak wygląda C133 „Viatoris”, 40 metrowa duma Conrada. Za jej wygląd zewnętrzny odpowiada słynne brytyjskie biuro projektowe Reymond Langton Design.

-  Z naszymi jachtami odwiedzamy zarówno targi w Cannes, jak i najbardziej prestiżowe na świecie targi w Monaco, które są przeznaczone wyłącznie dla jednostek powyżej 30 metrów długości - mówi Mikołaj Król, prezes Conrad Shipyard. - „Viatorisa” pokazywaliśmy zarówno w 2018, jak w zeszłym roku. W czasie premiery był naprawdę jedną z najbardziej obleganych i podziwianych łodzi. Rozwijamy obecnie też kontakty w USA i być może jeszcze w tym roku „Viatoris” będzie wystawiony na największej wystawie jachtowej w USA w Fort Lauderdale na Florydzie.

Komfort i żeglowanie

Conrad Shipyard mimo stosunkowo krótkiej historii ma już bardzo bogate portfolio. To spółka założona w 2003 roku jako odnoga gdańskiej stoczni Marine Project Ltd., która to już od 30 lat buduje specjalistyczne jednostki komercyjne do 100 metrów długości. 

W 2005 roku zwodowane zostały 3 pierwsze jednostki w tym 27-metrowy jacht Escape S dla amerykańskiego klienta wg dostarczonego przez niego projektu autorstwa Billa Dixona

  W tamtym czasie te 27 metrów znaczyło tyle jakby dzisiaj zbudować jednostkę 50 metrową. To był spektakularny i w tamtym czasie wyjątkowy jacht ale niestety nie mogliśmy go wówczas zaprezentować na targach pod własną marką z uwagi na wymagania klienta i brak praw autorskich do samego projektu. Wówczas podjęliśmy decyzję o budowie pierwszych jednostek na własnych rachunek aby móc je swobodnie zaprezentować na targach  pod własną marką - opowiada prezes.

Młoda spółka początkowo zaczęła się specjalizować w budowie jachtów żaglowych. Pierwszy z nich to Conrad 66 - 20 metrowy jacht, który został wystawiony na targach w Cannes, Genui i Barcelonie w 2007 roku, który to zaraz po targach znalazł kupca. Z kolei w styczniu 2008 roku na targach w Dusseldorfie premierę miał 18-metrowy klasyczny jacht motorowy „Gentleman”. Niestety szybko rozwijająca się stocznia musiała jednak wyhamować kiedy to jesienią 2008 roku świat dotknął kryzys finansowy, a milionerzy ograniczyli swoje zakupy. 

- Byliśmy już po prezentacji dwóch jachtów, w budowie była kolejna jednostka - 24 metrowy, aluminiowy jacht „Intuition” dla polskiego klienta. Kryzys zresetował wiele rzeczy, ci co myśleli o budowie jachtów odstawili swoje plany na przyszłość - mówi prezes. 

„Intuition” został ostatecznie zwodowany w 2010 roku. Jego projektantem był ceniony, sopocki projektant Juliusz Strawiński. W tym samym czasie w stoczni powstał kolejny jacht z serii Conrad 66. 

Wysoka jakość, indywidualne podejście i konkurencyjne ceny zaczęły procentować. Do stoczni wracali starzy klienci.

- Właściciel pierwszego Conrada 66 zamówił u nas kolejny jacht  „Lunar”. Projektantem jednostki był Frank Neubert. Zamówienie było ściśle określone, właściciel w młodości żeglował na małych jednostkach, potem większych. Chciał mieć więc jacht żaglowy. Musiał to połączyć z życiem rodzinnym, tak, by dzieci i żona też czuły się dobrze To oznaczało z kolei komfort, brak przechyłów, bezpieczeństwo. Chodziło o połączenie komfortu łodzi motorowej z żeglowaniem - opisuje Mikołaj Król.

Tak powstał „Lunar”, który ma 35 metrów długości. Jest jachtem żaglowym, ale dla bezpieczeństwa dzieci są na nim wysokie burty, a w niszy na ponton pośrodku pokładu wybudowano basen. 

Dla marynarki Wietnamu

Conrad ma też na koncie żaglowce. W 2014 podjął się remontu Malcolma Millera. To brytyjski, treningowy trzymasztowiec z lat 60., który miał iść na złom. Kupił go jednak cypryjski armator, po czym przyholował do Gdańska. W stoczni został poddany gruntowej renowacji i przebudowie, wg koncepcji Juliusza Strawińskiego.

W 2015 stocznia oddała do użytku swój największy żaglowiec, wybudowany wg projektu Zygmunta Chorenia. Ten gdański konstruktor stoi za projektami największych polskich żaglowców, m.in. Daru Młodzieży, Pogorii, Fryderyka Chopina. Tym razem zadaniem stoczni i projektanta było zbudowanie barku na zamówienie marynarki wojennej Wietnamu. Tak powstał „Le Quy Don”, reprezentacyjny trzymasztowiec o długości 67 metrów. Żaglowiec ma 21 żagli o łącznej powierzchni 1400 m kw. Rok później oddana do użytku została „Belkara”, 29 metrowy, aluminiowy jacht żaglowy dla znanego biznesmena z Austrii, który miał już projekt i szukał stoczni, która go zrealizuje. Wybór padł na Conrad Shipyard.

Najlepszy na świecie

Dzisiaj główną specjalizacją są jachty motorowe. W 2015 roku nabywca drugiego Conrada 66 wymarzył sobie idealny jacht motorowy. Wtedy właśnie powstała idea wybudowania flagowego Conrada - C133 „Viatoris”.

- To był nasz comeback na rynek motorowy. Jachty motorowe zajmują dzisiaj 95% światowego rynku - ocenia Mikołaj Król. - Seryjne jachty żaglowe buduje się do 20-24 metrów długości. Ich odbiorcami są zupełnie inni klienci. My od początku chcieliśmy budować większe jednostki na indywidualne zamówienie. Połączenie najwyższej jakości z niższymi niż na Zachodzie kosztami produkcji powoduje, że jesteśmy bardzo konkurencyjni - opowiada prezes.

„Viatoris” szybko zdobył uznanie. W 2018 na targach w Monako był wymieniany jako jedna z najciekawszych łodzi tej imprezy. Co więcej – jacht zdobył World Superyacht Awards.

- Tak jak Oskary są w świecie filmowym, tak Boat International organizuje imprezę w świecie super jachtów. Byliśmy już raz nominowani - za „Lunara”, ale wtedy nagrodę dostała inna jednostka. Wreszcie udało się - „Viatoris” najpierw dostał nominację w kategorii jachtów od 300 do 499 GT. I w maju 2019 roku w Londynie pokonał światowe marki zdobywając tytuł - mówi dumnie
prezes.

Siostra „Viatorisa”

Stocznia obecnie buduje kolejną jednostkę - C144S - bedzie to większa siostra „Viatorisa”, bo o długości 44 metrów. Od „Viatorisa” oprócz wielkości różnić się będzie nowoczesnym wnętrzem oraz rozbudowaną częścią dla załogi. Niektórzy właściciele kupują jachty wyłącznie na własny użytek. Inni myślą z kolei o wynajmie. 

- Wielu armatorów używa swój jacht kilka tygodni w roku, a na resztę czasu oddają go w czarter. To się im bardzo opłaca. Koszt wynajęcia takiego jachtu na tydzień to około 200 - 300 tys. euro plus koszty paliwa i wyżywienia. Przy wynajmie jednak potrzebna jest większa liczba załogi do pracy, bo jak ktoś płaci duże pieniądze za tydzień wakacji to oczekuje wyjątkowej obsługi. Tak więc wersja S ma dwie dodatkowe kabiny dla kolejnych 4 członków załogi - wyjaśnia Mikołaj Król.

Jacht ten ma być oddany do użytku wiosną 2022 roku, a zamówił go tym razem klient ze Szwajcarii. 

Wszystko powstaje w Gdańsku

Conrad Shipyard ma też opracowane projekty większych jednostek - C155, C166 i C233. Ten ostatni dotyczy 70 metrowego jachtu !

- Nasza firma matka, czyli Marine Project buduje statki o długości do 100 metrów, my też mamy ochotę na coraz większe jednostki. Na świecie obecnie największy jest popyt na 60 - 70 metrowe jachty i dlatego mamy już opracowane takie koncepcje - wyjaśnia prezes Conrada.

Jachty gdańskiej stoczni to nie mały wydatek. C133 to koszt 17 mln euro netto, a C144S to już 21 mln euro netto, co w przeliczeniu daje kwotę powyżej 110 mln zł brutto. Jak do tej pory zamawiają je wyłącznie klienci zagraniczni.

- Wcześniej i być może niesłusznie nie fokusowaliśmy się na rynek polski, ale wiemy, że dzisiaj polski klient mógłby być dumny pokazując polską łódkę, lepszą niż ze stoczni zachodnich. Tym bardziej, że wszystko robimy sami - począwszy od projektowania, poprzez wykonawstwo. Nie tylko kadłuby, ale i luksusowe wnętrza i wyposażenie powstają w stoczni. Mamy własnych szkutników, lakierników, własną stolarnię, ślusarnię itd. Wszystko powstaje w Gdańsku - podkreśla Mikołaj Król.