Wydaje się, że słońce jest tu bardziej żółte, a niebo bardziej niebieskie niż gdzie indziej. Mozaikowość barw, widoków i zapachów są piękną wizytówką Marrakeszu.

Uroda Maroka hipnotyzuje i nie ma w tym odrobiny przesady. Niekończące się gaje oliwne, doliny wypełnione drzewami arganowymi otoczonymi palmami, stare portowe miasteczka o pięknej architekturze i kameralne berberyjskie wioski. Wiele tu miejsc wyglądających jak zaledwie kilka minut po stworzeniu świata. Marrakesz jest symbolem tego rajskiego zakątka, kwintesencją Maroka. W tłumie spacerowiczów usłyszeć tu można opowieści liczących dziewięć wieków murów miejskich i zapomnianych dawno duchów. Ale miasto to nie tylko otoczona starymi murami zabytkowa medyna. To na wskroś współczesna aglomeracja, pełna luksusowych hoteli, modnych sklepów, restauracji i ekskluzywnych herbaciarni.  

Plątanina zwodniczych dróg

Marrakesz ma słońce, dużo słońca, wita wręcz ukropem i lazurowym niebem niemal przez okrągły rok. Ma też zaczarowane zajkątki. Na każdym kroku można znaleźć miejsca stworzone po to, aby przebywanie w nich sprawiało przyjemność. Dla jednych będą to miejscowe bary, dla innych rozkrzyczany targ. W centrum zagnieździły się kawiarenki, sklepiki z pamiątkami, kioski i kuszące egzotycznymi zapachami restauracje. Aby dostać się do niektórych z nich, trzeba przebyć plątaninę z pozoru tajemniczych i zwodniczych dróg. Ale zgubić się w labiryncie tych uliczek to wielka przygoda. 

Nie sposób nie zauważyć, iż tutejsza architektura została skażona kolorowym kiczem i samowolką. Są też miejsca uporządkowane i piękne, prawdziwe cuda architektury. Najważniejszym z nich jest strzelisty meczet Kutubijja. Z 69 metrowej wieży, widocznej z każdego punktu medyny, słychać melodyjne nawoływanie do modlitwy. Właśnie na tej wieży wzorowano się podczas budowy dzwonnicy katedry w Sewilli. Meczet widoczny jest z daleka, jest świetnym punktem orientacyjnym i swoistą latarnią morską dla zagubionych w zakamarkach starego miasta. Gwarnie jest też na terenie Grobowców Sadytów, wspaniałych zabytków historycznych miasta i Pałacu El Badi, wzniesionym w XVI wieku. Dawniej niesamowicie piękny, cały pokryty białym marmurem, uchodził za najwspanialszą rezydencję na całym świecie. Również po pałacu El Bahia spacerują tłumy fanek instagrama. W każdym zakątku tego pięknego miejsca zrobić można zdjęcie, które w mig zyska sobie uznanie socialowej społeczności. Zachwyca wielkością i wspaniałością zdobień, kolorowymi kafelkami, mozaikami, pięknymi fontannami, salą z drewnianym stiukiem. Jest tu też piękny, egzotyczny, ogród z nietuzinkową roślinnością. Po prostu bajka.   

Spektakl pod gołym niebem

W centrum miasta, ale też w jego zakamarkach czuć zapachy – różnorodne, dziwne. Mężczyźni spacerują po ulicach odziani w długie galabije, z głowami schowanymi w turbanach, kobiety zasłaniają twarz czarnymi niqabami. Sunąc przez plac Jamaa el wyglądają tajemniczo. Mijają zaklinaczy węży, treserów małp, Marokanki malujące henną berberyjskie ornamenty na dłoniach, sprzedawców czarnego mydła używanego w miejskich łaźniach i muzykantów rywalizujących o uwagę przechodniów. Czasami kupują skórzane buty na mobilnych stoiskach.  W Marrakeszu jest 20 bazarów, na których można kupić chyba wszystko, co wyprodukował świat. Plac Jamaa el jest wizytówką wszystkich tych miejsc. To chluba Maroka i przysłowiowa wisienka na torcie. Wielu turystom Marrakesz kojarzy się przede wszystkim z tym gwarnym miejscem, położonym w samym jego sercu. I trudno nie odnieść wrażenia, że bez niego Marrakesz byłby tylko jednym z wielu marokańskich miast. 

Brak słów, by opisać mieszający się tu nieustannie egzotyczny miks kolorów, dźwięków i zapachów. Garkuchnie, stragany, stoiska z pamiątkami, cudownymi tkaninami, egzotycznymi owocami czy kolorowymi przyprawami stoją jeden przy drugim. Bez przerwy trwa tu jeden wielki spektakl, można poczuć się jak w teatrze. To miejsce osobliwe, ale i męczące, zwłaszcza dla Europejczyka nieprzyzwyczajonego do wielkiego gwaru.

 Rozrywka na souku

Stare centrum miasta jest ruchliwe i mimo pierwszego wrażenia totalnego chaosu, jest perfekcyjnie zorganizowane. Najważniejszą część tego miejsca stanowi suk, czyli arabski bazar. W Marrakeszu można odnieść wrażenie, że się w nim wręcz nurkuje. Na wielkim placu Jamaa el trudno zauważyć jego granice.  Na każdym rogu widać stragany pełne kolorowych melonów, mango, bananów i wielkich orzeszków ziemnych, z których słynie Maroko. Rozstawione przy każdym straganie przyprawy przypominają, że za progiem czeka prawdziwa pustynia. Typowy marokański suk pełen rozkrzyczanych sprzedawców, choć zdecydowanie mniej tu nawoływań handlarzy, jakie słychać choćby w Egipcie. Na swych ulicznych kramach sprzedają pomarańcze, granaty, soczyste arbuzy i domowej roboty oliwę z oliwek przelaną w plastikowe butelki po coli. Na kramach leży wyciągnięty prosto z pieca chleb - w Maroku jest on okrągły. Z innych stoisk dochodzi woń jadalnych róż, pęków mięty i korzennych przypraw. Suszone daktyle, figi, rodzynki i morele, przeróżne orzechy, migdały, laski wanilii, kosze wypełnione po brzegi soczystymi oliwkami. Oczy wabią przyprawy ułożone przez sprzedawców w barwne stożki, piramidy, prostopadłościany, walce, wielościany. Kto dysponuje nadmiarem zer na koncie, powinien zajrzeć do sławnych, których drewniane dzieła zapierają dech w piersiach. Albo po ręcznie wykonywane dywany, będące wizytówką marokańskiego rzemiosła. Maroko nie poddaje się szturmowi chińskiej tandety - lokalni rzemieślnicy dbają o jakość materiałów i precyzję wykonania. Na souku nie trzeba jednak wydawać majątku, dla wszystkich jest przecież jasne, że tutaj każdy musi się targować. Lepiej już na początku zrozumieć, iż handlowanie to w Maroku nie tylko sposób zarabiania na życie, ale sposób rozrywki. To dobra wiadomość dla tych, którzy dzięki targowaniu się mogą zejść nawet do 50 proc. wyjściowej kwoty.   

Francuz w Marrakeszu 

Czuć tropik, czuć Afrykę. Na szczęście nie brakuje tu oryginalnych hoteli, które dają schronienie przed męczącym upałem. "To najpiękniejsze miejsce na świecie" – pisał Winston Churchill o hotelu "La Mamounia" w liście do prezydenta Franklina Roosevelta w 1943 roku, kiedy przebywał w tym hotelu podczas konferencji w Casablance. W tej oazie luksusu bywali później Tom Cruise, Sharon Stone czy Naomi Campbell.  Marrakesz udowadnia też, że luksus może być bardziej kameralny. W starych murach ukryły się bowiem riady, tradycyjne, odizolowane od zewnętrznego świata domy z wewnętrznymi galeriami i dziedzińcami z fontannami i ogrodami. Dawniej chroniły prywatność rodziny, zapewniały swobodę kobietom, dawały cień i osłaniały od wiatru. Dziś stają się eleganckimi hotelami dla tych, którzy chcą doświadczyć marokańskiego stylu w luksusowym wydaniu. Swój azyl znajdują w nich turyści z całego świata, spragnieni magicznej atmosfery i orientalnego nastroju. Koloryt Marrakeszu pobudza zmysły. To miasto ma nie tylko wizerunek, ale też smak. Zależnie od nastroju może być tu tradycyjnie albo wykwintnie. Albo i tak, i tak. Ogrody Majorelle są najlepszym tego dowodem. Być w Marrakeszu i nie odwiedzić tego miejsca, to jak pojechać do Londynu i nie zobaczyć Big Bena. 

Spacerując po zakamarkach ogrodu trudno się dziwić, że od wieków przyjeżdżali do miasta zainspirowani światłem i kolorem malarze Francuz Jacques Majorelle, który mieszkał tu w latach 20., zaprojektował to zaczarowane miejsce, do dziś będące jedną z największych atrakcji miasta. W 1980 roku piękną willę w stylu mauretańskim otoczoną bajkowym ogrodem kupił  i odnowił Yves Saint Laurent. Pokochał to miejsce do tego stopnia, iż postanowił stworzyć tu swój drugi dom. Często podkreslał, iż to właśnie Marrakesz nauczył go kolorów. „Przed nim wszystko było czarne” - mawiał Saint Laurent.