Offshore, paliwa i klinika urody

Przez wiele lat związany z branżą offshore i paliwami, teraz zdecydował się wypłynąć na nieznane wody i…otworzyć klinikę medycyny estetycznej. Jak sam mówi, ten rejs w nieznane szybko okazał się czymś więcej niż przygodą. O wyzwaniach i szansach, jakie niesie ze sobą budowanie od podstaw nowego biznesu opowiada Tomasz Stogowski, Regional Technical Manager w Noble Corp. oraz współwłaściciel sopockiej kliniki Marii Van De Zell.

Czy to prawda, że na początku swojej kariery zawodowej pracował pan na nowoczesnych statkach pasażerskich i poznał tam m.in. gwiazdy Disney’a?

Faktycznie, po ukończeniu Akademi Morskiej przez jakiś czas pływałem na dużych statkach wycieczkowych jako tzw. Chief Staff Engineer, byłem tam odpowiedzialny głównie za kwestie techniczne. Brałem też udział w tzw. formal dinners, w czasie których „zabawiało się” pasażerów rozmową na różne tematy. W tym okresie poznałem wszystkich, którzy tworzyli Disney World, w zasadzie byli to moi koledzy i koleżanki z pracy, łącznie z Hannah Montana :) Ale to na dłuższą metę nie było dla mnie. Za dużo błysku fleszy, za mało konkretów.

Po „przygodzie” ze statkiem wycieczkowym na wiele lat związał się pan z branżą offshore i paliwową.

Zgadza się, dla kompanii naftowych pracuję w sumie już blisko 13 lat. To ciekawa i jednocześnie bardzo wymagająca branża, zwłaszcza, kiedy fizycznie trzeba było być obecnym na platformach wiertniczych. To jest walka z trudnymi warunkami, własną słabością i specyficzny klimat pracy w bardzo zmaskulinizowanym środowisku. Niełatwo zarządza się grupą kowbojów (śmiech)…

Czy to towarzystwo kolegów zmęczyło pana na tyle, że postanowił pan spróbować czegoś zupełnie nowego? Jest pan współwłaścicielem nowo otwartej kliniki w Sopocie, Marii Van De Zell. Zajmujecie się kosmetologią i medycyną estetyczną. Śmiem twierdzić, że odpłynął pan daleko od paliwowej macierzy…

I tak, i nie. Z zarządzania w branży paliwowej nie zrezygnowałem, mam w tym spore doświadczenie i po prostu lubię tę pracę. Z naszymi „kowbojami” dogaduję się świetnie, wypracowaliśmy sobie wspólny język komunikacji. Natomiast bycie współwłaścicielem kliniki to rzeczywiście szereg nowych wyzwań, z którymi trzeba się zmierzyć w warstwie czysto ludzkiej, jak i biznesowej.

I jak pan sobie radzi z każdą z tych materii?

Z jednej strony dużo się uczę, jest sporo kwestii formalno-prawnych, które wymagały zgłębienia zwłaszcza w fazie przed otwarciem Marii Van De Zell. Ale w samym zarządzaniu kliniką wykorzystuję wiele cech, które nabyłem w trakcie pracy dla różnych korporacji. Na procesy managerskie potrafię patrzeć holistycznie, dodatkowo staram się traktować swój zespół tak, jak sam chciałbym być w życiu traktowany. Zaufanie do ludzi, których wybieramy do pracy to jest przejaw dojrzałości pracodawcy. Taki właśnie chciałbym być i takimi ludźmi chcę się otaczać.

Co z potrzebną w branży wiedzą? Dokształca się pan w temacie medycyny?

Na szczęście nie ma takiej konieczności. Marii Van De Zell to doskonale funkcjonujący zespół specjalistów, wszyscy wspieramy się w nim w ramach naszych kompetencji i obszarów, którymi zarządzamy. Ja np. skupiam się na kwestiach technicznych. Znam się na tym bardzo dobrze i szczególnie zależało mi, żeby w naszej klinice było wyposażenie z absolutnie najwyższej półki, dlatego tę inwestycję poprzedził długi i dokładny research, potrzebne konsultacje. Dzięki temu w jednym miejscu udało nam się stworzyć bardzo dobre zaplecze dla wielu różnorodnych zabiegów, wszystko jest w jednym punkcie i jeśli chce się skorzystać z usług lekarza dermatologa, fizjoterapeuty, trychologa, kosmetologa czy dietetyka, to nie trzeba biegać po całym Trójmieście. Mamy ponad 230 m2 powierzchni w zabytkowej sopockiej kamienicy, 7 nowoczesnych gabinetów urządzonych ze smakiem i z poszanowaniem architektury miejsca, w którym się znajdujemy. Do tego wysokiej klasy sprzęt, oferujący wszystkie dostępne technologie służące dbaniu o urodę - nie przeprowadzamy tylko operacji chirurgicznych, w to na razie nie chcemy się angażować.

Dlaczego? Implanty i chirurgiczne korekcje to chyba całkiem dochodowy biznes?

Od samego początku stawiamy sprawę jasno – w Marii Van De Zell zajmujemy się szeroko pojętą estetyką, zatrudniamy najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie, ale chirurgia estetyczna wymaga jednak zupełnie innego profilu działalności. To poważna ingerencja w tkanki, tu są potrzebne naprawdę szpitalne warunki, zupełnie inny sprzęt oraz specjalny zespół lekarzy. Nasza klinika oferuje bogaty pakiet zabiegów, ale klientki, które nie mają naprawdę wyraźnych wskazań do ingerencji chirurgicznej zawsze staramy się uświadomić, że przysłowiowe cięcie – czy nawet ostrzykiwanie – to powinna być ostateczność. W naszym społeczeństwie w dalszym ciągu pokutuje przekonanie, że dbanie o swój wygląd jest równoznaczne z powiększaniem sobie różnych części ciała i aplikowaniem botoksu. A dzisiejsza kosmetologia, dermatologia i przede wszystkim – specjalistyczna technologia oferują nam wiele rozwiązań, które nie wymagają tego typu ingerencji. Większość z nas nawet nie wie, jak potężnym narzędziem do uruchomienia procesów naprawczych jest nasze własne ciało. Trzeba tylko wiedzieć, że mamy odpowiednie możliwości i umieć wspomóc naturalne procesy przy pomocy dobrego sprzętu.

A jak Tomasz Stogowski czuje się w nowej branży, dla odmiany zdominowanej jednak przez kobiety? Jak pan sobie radzi z emocjonalną warstwą przedsięwzięcia, jakim jest zarządzanie kliniką kosmetologii i medycyny estetycznej?

Przede wszystkim, po raz pierwszy od wielu lat czuję ogromną satysfakcję z tego, co robię, i jest to zadowolenie innego rodzaju niż to, które odczuwa się po sprawnie zamkniętym projekcie w branży paliwowej. Jeszcze kilka lat temu, kiedy po długiej podróży po świecie wracałem do Polski, tankowałem samochód na stacji i przy dystrybutorze nikt nie uśmiechał się do mnie myśląc, że jestem jedną z osób, dzięki której ten dystrybutor w ogóle jest pełen. Teraz, zaledwie po kilku miesiącach funkcjonowania kliniki, dostaję masę dobrego feedbacku, wiem, że nasze klientki są zadowolone, że budują z zespołem fajną więź, że dzięki temu, co robimy, pozbywają się problemów.

Co ma pan na myśli? Jakich problemów, oprócz skórnych, można pozbyć się u kosmetologa?

Chodzi o walkę z własnymi kompleksami – a to jest dla każdego człowieka poważny problem, nawet, jeśli głośno o tym nie mówi. Fakt, że współtworzę miejsce, w którym ludzie czują się zaopiekowani, a potem głośno dają temu wyraz w rozmowach czy wpisach w mediach społecznościowych, jest niesamowicie budujący. Dla mnie to ogromna wartość. Jako jedni z niewielu w Trójmieście robimy ScarINK, tj. usuwanie blizn po poparzeniach, po ciężkich przypadkach trądziku, trudnych rozstępach itp. Specjalistę od tej procedury mamy na stałe w naszej klinice.

Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii „kobiecych”.

Skłamałbym mówiąc, że komunikacja z kobietami niewiele różni się od tego, czego doświadczam na co dzień w innej branży. Zdecydowanie więcej tu emocji, dyplomacji i delikatności, której potrzeba w kontakcie z klientką. Doskonale to rozumiem, ale tak jak powiedziałem, zawsze uważałem, że kluczem do sukcesu w biznesie jest umiejętny podział obowiązków w zespole. Moja wspólniczka, Marzanna Ziemińska to osoba, która doskonale radzi sobie z komunikacją, potrafi wsłuchiwać się w potrzeby ludzi i szukać najlepszych rozwiązań. Mam do niej ogromnie zaufanie, od samego początku naszej współpracy wiedziałem, że trafiłem nie tylko na sprawną bizneswoman, ale przede wszystkim, na empatyczną i uczciwą osobę. Podobnie nasza menadżerka, Karolina Biernatowicz, od wielu lat związana z branżą, dodatkowo rekomendowana przez producentów sprzętu, nasi pracownicy i pracowniczki – wszyscy reprezentują wielką kulturę osobistą i wysoki poziom wiedzy merytorycznej. Ufam swojemu zespołowi i jestem pewien, że to przekłada się na dobre samopoczucie naszych klientów.

Tomasz Stogowski

Biznesmen od wielu lat związany z branżą offshore i paliwami oraz rynkiem nieruchomości. Niedawno zdecydował się wypłynąć na nieznane wody i otworzył klinikę medycyny estetycznej Marii Van De Zell, która mieści się w zabytkowej kamienicy w Sopocie.