Jaka jest recepta na modny klub? Dość prosta, ale ilu z niej korzysta? Niewielu. Jest sporo osób, które marzą o tym by mieć własny klub. Chodząc po takich miejscach, robimy to przecież dla rozrywki. Myślimy wtedy, ale fajnie byłoby mieć taki klub, bawić się w nim i jeszcze na tym zarabiać. No tak, to prawda, tak faktycznie jest. I nie ma sensu pisać tu całej litanii problemów, kosztów i innych pułapek jakie czekają na właściciela klubu, podczas gdy inni odpoczywają po szalonej nocy spędzonej u nas. Dajmy spokój, przecież każdy przedsiębiorca stawia czoła podobnym sytuacjom.
Wszyscy wiemy, że dobra restauracja to kucharz. Dobre bistro to pomysł, prostota i dobre logo. Dobra kawiarnia to pyszna kawa, ciastka i modny wystrój. Do tego oczywiście aktywność na fejsie. A dobry klub? Dziś wśród bywalców popularnym określeniem na modny klub jest „miejscówka”. Aby taka miejscówka była modna i przyciągała tłumnie bywalców, trzeba mieć przede wszystkim na nią oryginalny pomysł. Trzeba wiedzieć do kogo chcemy trafić, gdyż nie da się zaspokoić wszystkich. Klub to trochę jak mieszkanie. Jeśli jesteśmy duszą towarzystwa to początkowo zapraszamy tam swoją bandę. Jeśli banda jest fajna, potrafiąca się bawić, mamy dobry punkt otwarcia. Bo skoro banda ma gdzie się spotykać i dobrze się tam czuje, tzn. że trzeba o nią dbać. Wówczas trzeba bandzie organizować atrakcje. Lecz aby te atrakcje były dobre, to musimy dobrze bandę znać.
To jak z klubem bluesowym. Wiadomo, że jak gramy w nim bluesa to będą się w nim regularnie spotykać ludzie o tych samych zainteresowaniach muzycznych. Wtedy banda będzie raczej niewielka. Ale to jest zbyt proste. Modna miejscówka musi trafić do odpowiedniej bandy. Dziś nie wystarczy, że otworzymy budę, dizajn strzeli modny na mieście koleś od tych spraw, zatrudnimy didżeja, a barmani będą brodaci i wydziarani. Musimy prowadzić odpowiedni styl komunikacji z bandą. Wówczas banda będzie się powiększać wirusowo. Nie da się trafić jednocześnie do wszystkich. Bandę budujemy powoli, ale skutecznie. Banda czeka co im zaproponujesz w kolejny weekend. Im więcej w to włożysz kreacji i pracy, bardziej będą to doceniać. Czyli nie tylko rachunki, przyjęcia towaru, naprawy, ale całe
to wymyślanie.
Banda chce się bawić wyjątkowo i chce wiedzieć, że tylko u Ciebie może liczyć na taką rozrywkę. Chce być częścią tego zjawiska. Być w grupie bywalców, znać szefa, przybić mu pionę i móc się z nim napić drinka przy barze. Lubi gdy inni o tym mówią na mieście. Jeśli odpalisz dobrą imprezę, to nie powtarzaj jej w nieskończoność, bo nic gorszego jak zajeździć temat. Zdarzyło mi się to wiele razy. Dziś jeden sezon hitu imprezowego w kolejnym roku traci moc o 40%, jeśli nie wprowadzisz czegoś nowego. Chcesz się o tym przekonać? Warto, bo nie stracisz wszystkiego, ale za to szybko się nauczysz. I nie biegaj w każdy piątek po konkurencji, sprawdzając czy mają więcej ludzi od Ciebie. Znałem takich i wciąż są kolejni. To frustraci gastronomiczni. Lepiej wymyśl coś czego nie mają inni. Skup się i oddaj dobry skok, a nie patrz jak to robi sąsiad. Sąsiad jest lżejszy, ma inną budowę ciała, inne narty, warunki psychiczne i inny zespół szkoleniowy. Robi swoje.
Dziś modna miejscówka musi mieć gospodarza, twarz, grupę osób, która ją kreuje. Banda musi wiedzieć, że na Tobie zawsze można polegać, że zawsze wymyślisz coś fajnego. Modny klub jest jak popularny zespół muzyczny. Powstaje, odbywa mnóstwo prób, wydaje piosenki i nagle zapala ta jedna. Staje się hitem. Za nią idą kolejne, być może też hity. Pierwsza płyta, sukces i kolejne, mniej dobre. Ale wciąż wydają, są na rynku i dbają o swój wizerunek. Wciąż mają przecież hita i fani to pamiętają. Oliwią maszynę, zmieniają swój wizerunek, eksperymentują z brzmieniem, nagrywają videoclipy, stale są w mediach. Ich fani po pewnym czasie zaczynają się dzielić na tych po pierwszej płycie i na tych, którzy polubili ich za ostatnią, ale wciąż przychodzą i kupują bilety na koncerty. Trochę jak z płytami „Za Ostatni Grosz” i „Takie Tango” - dwa różne pokolenia fanów. Przepaść, ale hale pełne. A gdybyśmy tak dotarli do obecnych 60-cio, 50-cio, czy 40-to latków, którzy bywali w modnych klubach, to każdy z nich wypowie niemal to samo zdanie: za moich czasów to były kluby, a teraz to już nie to. A interes się kręci i czeka na kolejne pokolenia. Przynajmniej
w SPATiF-e...