Piekielnie zdolny, szalenie pracowity i charakterny indywidualista z jasno sprecyzowanymi marzeniami i celami. Młody pianista Artur Sychowski zachwyca nie tylko europejską publiczność, ale też amerykańską. A to dlatego, że jego muzyka niesie ze sobą intencję dobra.

Zacznę prosto z mostu. Jesteś „muzycznym geniuszem”?

Nie, nie jestem geniuszem, nie czuję się tak. Jestem normalnym chłopakiem z Wejherowa (śmiech). 

A do tego solistą, akompaniatorem, kompozytorem, stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Polsce, laureatem wielu prestiżowych europejskich konkursów fortepianowych, przez amerykańskie media określanym jako „wschodząca gwiazda”, a masz zaledwie 19 lat. Jak długo trwa już twoja przygoda z muzyką?

W zasadzie to od początku. Pochodzę z bardzo muzykalnej rodziny. Gdy byłem niemowlęciem muzyka mnie uspokajała.
Gdy ktoś z domowników zaczynał grać, momentalnie milkłem. Podobno w wieku 4 lat po raz pierwszy zagrałem na pianinie. Z racji tego, że w moim rodzinnym domu czas świąt Bożego Narodzenia, to zawsze był czas wspólnego kolędowania, zagrałem kolędę. Albo raczej próbowałem zagrać (śmiech). Później zacząłem podpatrywać moją siostrę, która uczyła się w szkole muzycznej i sam postanowiłem podążać tą drogą.

Dlaczego fortepian?

Wykształcenie muzyczne to taki trochę obowiązek w naszej rodzinie. Tata jest samoukiem, ale mama i moje rodzeństwo uczęszczali do szkół muzycznych, ucząc się gry na różnych instrumentach, m. in. też na pianinie, które mieliśmy w domu. To pierwszy instrument, z którym miałem styczność, więc wyszło tak jakoś samoistnie. Fortepian klasyczny mnie jednak nudził. Chciałem czegoś więcej od tego instrumentu. Gdy zobaczyłem występ Leszka Możdżera wiedziałem, że znalazłem swoją drogę, że ktoś przede mną przetarł tą ścieżkę.

Jaka jest twoja muzyka? Łączysz klasykę ze współczesnością? Na czym polegają te interpretacje?

Poruszam się w czterech kategoriach muzyki: klasycznej, jazzowej, filmowej i własnej. Łączę te gatunki i tworzę coś nowego, co moim zdaniem jest bardzo twórcze i unikalne. Szanuję klasykę, mam duże uznanie dla wszystkich kompozytorów, ale uważam, że np. Penderecki to muzyka przeszłości. Dla mnie jest to muzyka niezdatna do słuchania. Muzyka musi być dla ludzi. Ja tworzę taką muzykę. Ludzie zaganiani dniem codziennym przychodzą na moje koncerty, aby się zrelaksować, napawać pięknem, wzbogacić duchowo. Muzyka musi coś przekazywać, musi mieć intencję. Muzykę można postrzegać jako barwy, emocje, taniec, śpiew czy malarstwo. Moim celem jest muzyka, a dodatkowo trafienie nią w serca ludzi. Do tego nigdy nie uważałem przestrzegania nut za obowiązek. Zawsze grałem po swojemu. Mam mnóstwo swoich kompozycji, gram je na koncertach, ale to są wszystko improwizacje, ponieważ ich nie zapisuję. Za każdym razem gram je inaczej.

Czyli nie usłyszę dwa razy tego samego wykonania?

Nie (śmiech). To jak zagram dany utwór zależy od tego, co będę aktualnie czuł, jak wpłynie na mnie atmosfera miejsca, jak energia publiczności mnie poniesie. 

Skończyłeś szkołę muzyczną w Gdańsku i rozpocząłeś studia w Akademii Muzycznej w Gdańsku na kierunku kompozycja. Jakie masz dalsze plany?

Pół roku studiowałem kompozycję i właśnie idę z niej zrezygnować. 

Dlaczego?

Bo ta kompozycja nie ma nic wspólnego z kompozycją. Umiem pisać, tworzyć kompozycje, ale ja tworzę z serca. Podobno jest to herezja, bo kompozycja musi mieć konstrukcję i sens. U mnie ich nie ma, a jednak ludzie przychodzą mnie słuchać. Mój utwór „Niebiańska droga” zaaranżowałem na Cappellę Gedanesis, dwa chóry, solistkę i na fortepian. To dosyć duży skład. Pokazałem tę kompozycję wykładowcom, a oni stwierdzili, że nie jest możliwe, abym stworzył ją bez myślenia. A tak było. Ja nie myślę, ja tworzę z serca. Dlatego rezygnuję z tego kierunku, bo nie uważam, że muzyka to algorytm nut czy przypadkowość. Nie uznaję takich ram. 

W jakie ramy da się włożyć twój autorski show muzyczny HeART Impression? 

Chcę moją improwizację unikalnego połączenia muzyki klasycznej, jazzowej, filmowej i mojej przedstawić w różnych formach. Muzyka to światło, dźwięk, film czy taniec i właśnie dzięki tym środkom chcę wzbudzić emocje w widzach i zaaktywizować pewne obszary człowieka. Gram hollywoodzką muzykę, koncerty są zazwyczaj programowane, żeby wiedzieć co w danej minucie się wydarzy. Ostatnim punktem show w nowej odsłonie, będzie występ solistki, którą mam nadzieję, w Sali Kongresowej, będzie Justyna Steczkowska. Prapremiera HeART  Impression odbyła się w Wejherowie, w Filharmonii Kaszubskiej w zeszłym roku, premiera natomiast odbędzie się w Teatrze Muzycznym w Gdyni, być może jeszcze w tym roku. Zakończenie trasy przewiduję w Sali Kongresowej w Warszawie. 

A jakiej muzyki słuchasz na co dzień?

Głównie ciszy, jednak ostatnio zacząłem słuchać muzyki elektronicznej. Chyba brakuje mi ostatnio pewnej impulsywności, stąd taki wybór.

Pasjonuje Cię coś poza muzyką?

W wolnych chwilach, a tych naprawdę mam niewiele, maluję obrazy. Interesuję się też fotografią. Jestem człowiekiem, który czego się dotknie, wyciąga z tego maksimum. Nie mam słomianego zapału. Kiedy coś robię, robię to na 100%. 

Szykuje się jakaś płyta? Bo słyszałam, że chyba tak…

Słyszałaś pewnie, że chciałbym ją wydać w USA.

Zgadza się. To prawda?

Mam kontakt do kolegi producenta Beyonce i wierzę, że ten kontakt zaowocuję współpracą z kimś z Los Angeles lub Nowego Jorku. Gdybym wydał płytę w Polsce zasięg tej płyty byłby tylko polski, ewentualnie europejski. Gdy wydam płytę w Stanach, to przede wszystkim Polacy uznają ją za coś godnego uwagi, bo przecież to płyta wydana w Stanach (śmiech), po drugie Amerykanie mają bardzo dobrze rozwinięty marketing. Świetnie wypromowali Justina Biebera i inne gwiazdki Disney Channel.

Chyba nie porównujesz się do Biebiera?

Nie, choć nasze sytuacje są dosyć podobne. Pochodzący z kanadyjskiej wioski, wychowany bez ojca chłopak, został zauważony przez managera, który stworzył z niego gwiazdę. On też chodził na konkursy. Człowiek, który nic nie miał, stał się jedną z najlepiej zarabiających gwiazd na świecie. To też przemyślana rola managera, który trafił w odpowiedną grupę odbiorców, którzy rośli razem z Bieberem. W tej chwili Bieber wycofał się z rynku, nie daje już koncertów, a mimo to zarabia krocie. Ale nie oszukujmy się, jestem Polakiem i tutaj nie zajdę daleko. Tutaj każdy jest mądry, a krytykowanie jest sposobem na życie.

Jesteś pewny siebie?

Mówią, że jestem pewny siebie, ale czy to źle? Mi nikt w życiu nie pomagał. Obecnie mieszkam za Wejherowem, w Gościcinie. Moim celem jest przeprowadzka do Warszawy, ale póki co, wszystko robiłem z perspektywy Gościcina, z wioski. Udało mi się dotrzeć do hollywoodzkich dziennikarzy, czy polonijnych redaktorów w Szkocji, udzielać wywiadów zagranicznym magazynom, a przecież wielu ludziom ze stolicy to się nie udaje. Ja nie myślę. To jest nasza głupia kultura, która każe nam myśleć. Ja czuję i wierzę. Chcę zaistnieć w Hollywood. Jak to zrobię? Nie wiem. I wtedy odzywa się do mnie dziennikarka z Elite Magazine z Hollywood i chce przeprowadzić ze mną wywiad. Chcę udzielić wywiadu Magazynowi Prestiż i nagle ty się do mnie odzywasz. Swoimi działaniami kreuję swoją przyszłość, ale nie myśląc, a oddając całe serce muzyce, poddając się dźwiękom, mając intencję dobra.

Czy w najbliższym czasie będzie można Cię gdzieś usłyszeć?

Tak, w ramach letnich koncertów organizowanych przez Fundację Alegoria Kultury w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku, 19 lipca i 28 sierpnia zagram koncerty Piano Impression  łączące wszelkie improwizacje, własne kompozycje i muzykę klasyczną w świeżym wydaniu. Wszystko z serca. Serdecznie zapraszam.