Nie wiem, skąd go wytrzaśnięto, ale przecieram oczy ze zdumieniem, a z jeszcze większym czytam i słucham wypowiedzi nowego ministra edukacji i szkolnictwa wyższego. W demokratycznym (wciąż?) kraju, w XXI wieku? Kolejny front walki prezesa ze światem? Po co to komu? Kolejna wojna, wyrażana przy tym frontową terminologią.
Wyjaśnienia szukajmy u źródła. Otóż ukazał się nowy numer krakowskiego dziennika Biały Kruk (11/2020), a w nim obszerny wywiad z ministrem, przeprowadzony przez dociekliwego dziennikarza. Ów dziennikarz wie, że na uczelniach fatalnie się dzieje, gdyż rozpełzła się tam lewicowa ideologia, opasana tęczą. Minister przytakuje, gdyż trzeba uchronić młodzież przed ideologiczną wojną, zaśmiecaniem głów. Dlatego w szkołach i na uczelniach nie będzie atakującej nas ideologii gender czy seksedukatorów. Dziennikarz wpada w ekstazę: skończy się zatem okres bezkarności dla polskich szkół, a placówki przychylne tęczowym nowinkom obawiać się mogą reprymendy, a co więcej – wymiany dyrektora. Minister przytakuje: tak, ideologia propagowana przez środowiska LGBT będzie podlegać działaniom dyscyplinarnym. Paradoksalnie dzięki temu nauczyciele zyskają nową wolność i swobodę działania. Ale większym problemem są uniwersytety, martwi się dziennikarz. Owszem, przytakuje minister, ale dzięki naszym działaniom, pociesza, obalimy panująca tam dyktaturę lewacko-liberalną, w imię dbałości o wolność nauki. Ludzie trzeźwo myślący, zatrudnieni przez uniwersytety, dostaną amunicję (pieniądze), by przebić się z perspektywą chrześcijańską. Dziennikarz zauważa jednak, że to nie tylko gender stanowi zagrożenie: wrogiem jest również nurt postfeministyczny, a także poststrukturalizm, dekonstrukcja, szkoła frankfurcka i neopragmatyzm. To one zniewalają umysły studentów i uczonych. Minister obiecuje stosowne ruchy wojsk, czyli wsparcie dla nowo powstających instytutów filozoficznych i filologicznych.
Przypomnieć warto, że w wyniku zrywu marcowego w 1968 roku zlikwidowano instytuty i katedry filozofii, a na ich miejsce powołano instytuty nauk politycznych. Wyrzucono wielu wybitnych uczonych, z Leszkiem Kołakowskim na czele. Znaleziono dublerów: tzw. docentów marcowych. Nie wszyscy dziś wiedzą, co to takiego, więc przypomnę: z powodu czystek a w konsekwencji braków kadrowych, czyli niedoboru tzw. samodzielnych pracowników nauki (docentów doktorów habilitowanych i profesorów tytularnych), skrócono drogę awansu: żeby zostać docentem nie potrzebna już była habilitacja, wystarczył sam doktorat. Tak więc, na zwolnione po osobnikach o skrzywionym kręgosłupie miejsca zatrudniono karierowiczów z nowego awansu, zaufanych towarzyszy walki o wyzwolenie nauki ze złogów wrogiej ideologii. Stąd określenie „docent marcowy”, którego w dzisiejszym biogramach zasłużonych uczonych raczej się nie znajdzie. Bo i chluby nie przynosi. Myślenie niegdysiejszymi kategoriami i planowanie podobnych, a przy tym kompromitujących działań, wzbudzać może co najwyżej zdziwienie. Patrzę więc, na nowego ministra jak na raroga, gdyż wkracza w regiony wielkiego wstydu, i wypowiada słowa, które przywołują koszmary z epoki minionej.
Ale tak to już obecna ekipa rządząca działa. Kłótliwe to bractwo. Za co się nie wezmą, tam awantura. Z jednej strony odcinają się od ideologii przeszłości, ale z drugiej stosują jej narzędzia i zmierzają do zmiany ustrojowej. Tak, tak, w obronie wolności i demokracji; za komuny też istniał związek bojowników o wolność i demokrację. Zioną nienawiścią. Węszą zdradę. Wyszukują wrogów ideologicznych. Skłóceni praktycznie ze wszystkimi, atakują na wielu frontach. Nienawidzą Zachodu, bo krytykuje światłe reformy. Czy chcą nas przekonać, że Europa to wróg (bo dybie na naszą suwerenność), a gender studies zmienią orientacją seksualną studentów? Uczenie młodzieży szkolnej tolerancji rozmnoży homoseksualistów? To skąd się obecni wzięli? Przecież urodzili się i wychowali w chrześcijańskich rodzinach hetero, jeszcze nie skażonych tęczową ideologią, kiedy o gender nikt u nas nie słyszał. Chodzili do szkół, gdzie seks edukatorów nie było. Propaganda TVP – główny oręż partii - też coraz mniej skuteczna, bo i wzorce czerpie z epoki, od której się odcina. A pląsy z ojcem z Torunia niewiele pomogą, bo to taniec chocholi.