Zdumiewają mnie niekiedy zbieżności dat. Numerologia w połączeniu z astrologią z pewnością potrafią je naukowo wytłumaczyć, ale ja mam głębokie przekonanie, że to kwestia przypadku. Nawet jeśli okoliczności zdarzeń są podobne. Przypatrzmy się jednemu przykładowi z V wieku p.n.e. i V wieku n.e. Otóż w roku 415 przed naszą erą dokonano w Atenach czynu bezbożnego, gdyż sprofanowano otoczone kultem hermy: były to kamienne rzeźby w kształcie podłużnego czworoboku, z portretowym popiersiem na górze i fallusem wyrzeźbionym w odpowiednim miejscu w części dolnej. Profanacja i obraza uczuć religijnych polegała na tym, że hermy, stojące dotąd spokojnie w miejscach publicznych i przed prywatnymi domami, wykastrowano. Uczyniła to grupa wyrostków, zapewne podpitych, ale wśród podejrzanych znalazł się też człowiek „na stanowisku”, a mianowicie generał Alcybiades, człek z opinią awanturnika i rozpustnika, dzisiaj znany raczej tylko historykom antyku i jako postać w sztuce
Szekspira Perykles.
Sprawa była jednak poważna na tyle, że Ateńczycy potraktowali ów wyczyn nie tylko jako chuligański wybryk, ale występek przeciw religii i prawu, a więc godzący w demokrację. W obronie demokracji, prawa i sprawiedliwości, powołano komisję, która prowadziła śledztwo, przesłuchując podejrzanych i świadków, zbierając rozmaite dowody. Komisji nadano daleko idące uprawnienia. Alcybiadesa z postępowania chwilowo wyłączono, gdyż był potrzebny jako dowódca floty i wojsk w wojnie przeciw Syrakuzom. On sam domagał się procesu, by oczyścić się z zarzutów. Nic z tego. Wysłano go na wojnę i dopiero kiedy jej obrót nie spełnił oczekiwań, wezwano go z powrotem, by postawić w stan oskarżenia. Płotki już usłyszały wyroki: kilku obwinionych skazano na karę śmierci (!), innych wtrącono do więzienia bądź wygnano. Alcybiades uciekł i sprzymierzył się z wrogiem.
Tak czy inaczej, obcięte fallusy zagroziły demokracji, a powołana komisja dzielnie ją obroniła. Minęło parę wieków, a w 415 roku naszej ery (czyżby przypadkowa zbieżność dat?!), w Aleksandrii, podburzony przez miejscowego biskupa tłum chrześcijan ruszył w miasto, by dokonać „depoganizacji”: spalono słynną bibliotekę (była to druga biblioteka, ocalała z pożogi z czasów Juliusza Cezara), pełną bluźnierczych ksiąg, zamordowano paru uczonych, którzy pechowo akurat tam przebywali (w tym i wielką matematyczkę Hypatię), a w neofickim szale dokonano ikonoklazmu – wykastrowano posąg Priapa, greckiego bożka płodności i męskości, który stał w miejscu publicznym i sterczącym fallusem ranił uczucia religijne wyznawców nowej wiary. Wykastrowany, kamienny organ, imponujących rozmiarów, obnoszono potem triumfalnie po mieście, jako znak zwycięstwa. Tym razem kastracja była czynem chwalebnym, niełamiącym prawa, przywracającym
ład moralny.
Widzimy zatem, że opisane (z konieczności zdawkowo) zdarzenia łączy nie tylko data, ale i ich istota: kastracja, która raz jest czynem bluźnierczym, łamiącym prawo i obyczaje, raz chwalebnym, broniącym wartości. Fallus jest znakiem kontynuacji porządku, tradycji, to znów obmierzłym znakiem dekadencji, rozpusty i bałwochwalstwa. Widzimy więc, że jeśli prawo wyrasta bezpośrednio z ideologii, to nie musi mieć ciągłości. Wręcz przeciwnie: gwarantowany jest jego rychły upadek, przeobrażenie we własne przeciwieństwo.
W dzisiejszych czasach, w przestrzeni publicznej fallus też wzbudza emocje: pamiętamy, jaka wrzawa sprzeciwu podniosła się, kiedy Dorota Nieznalska ukazała fallusa na krzyżu w głośnej swego czasu instalacji. W ogóle nagość męska inaczej wzburza i oburza, niż nagość kobieca, bo do niej już przywykliśmy. Ba, dzięki sztuce naga kobieta jest obiektem podziwianym estetycznie. Widzimy ją na obrazach, w rzeźbach, w kinie, w teatrze, a nie tylko w podejrzanych spelunkach. Patriarchat stworzył jednak sytuację, że nagość męska jest skrywana, nadal stanowi obrazę moralności, wywołuje oburzenie, nawet wstręt. Jeżeli celebrytka pokaże gołą pupę, to wszystkie media trąbią z zachwytu; jeśli to samo zrobiłby, dajmy na to znany aktor czy muzyk, to od razu zawyli by obrońcy moralności, a on sam okrzyknięty by został pedałem czy innym zboczeńcem. No i gdzie tu sprawiedliwość? Choć pełen skruchy przyznać muszę, że w tym wypadku wcale jej nie szukam.