OLA I PIOTR NOWAKOWSCY
OD INTERNETOWEJ ZACZEPKI  DO WIELKIEJ MIŁOŚCI

Najbardziej utytułowany polski siatkarz z obecnie grających. Piotr Nowakowski to podpora reprezentacji Polski i gdańskiego Trefla. Prywatnie to kochający mąż pięknej Oli i oddany, wzorowy tata półtorarocznej Oliwii. Jeśli zastanawialiście się kiedyś jak wygląda życie z gwiazdą sportu, to przeczytajcie nasz małżeński wywiad. Ola i Piotr są żywym dowodem na to, że od internetowej znajomości do wielkiej miłości wcale nie jest tak daleko. O tej właśnie miłości, o rodzicielstwie, ewolucji charakterów opowiadają w szczerej rozmowie z Prestiżem. 

Historia Waszej znajomości jest niezwykle ciekawa... w roku 2009 poznaliście się bowiem na portalu nasza-klasa.pl. Jak to się stało, że tam na siebie wpadliście, wszak portal może i globalny, ale z tego co pamiętam, to raczej nie budowało się tam wielkiego kręgu znajomych, a Wy na dodatek pochodzicie z różnych stron Polski?

Ola: Ja zawsze interesowałam się sportem – skoki narciarskie, siatkówka, piłka nożna, piłka ręczna. Miałam wtedy 20 lat, popularność portalu nasza-klasa.pl w rozkwicie. Z ciekawości sprawdzałam sobie profile moich ulubionych sportowców, wyświetlił mi się profil Piotrka, kliknęłam, obejrzałam kilka zdjęć i wyszłam. Jakież było moje zdziwienie, gdy potem znalazłam w skrzynce wiadomość od niego (śmiech).

Piotr: Ten portal miał taką funkcję, że widać było, kto wchodzi na Twój profil. Zobaczyłem, że odwiedziła mnie ładna dziewczyna z Gdańska, to wysłałem jej uśmiechniętą emotkę i zapytałem „co tam podglądaczko?”. Dobrze, że to było na naszej klasie, bo gdyby podglądała mnie na Facebooku, to byśmy się nie odnaleźli w tym szerokim świecie (śmiech). 

I co było dalej? Ty grałeś wtedy w Częstochowie, Ola mieszkała w Gdańsku...

Ola: Typowa znajomość internetowa z dreszczykiem na plecach. Pisaliśmy do siebie, z czasem coraz bardziej intensywnie, do tego stopnia, że na rozmowach internetowych na naszej klasie i na równie archaicznym gadu-gadu zarywaliśmy noce. Często było tak, że o 3 nad ranem mama pukała do pokoju i goniła mnie do łóżka, bo rano trzeba było wstać. Ja na uczelnię, Piotr na trening. Nie mogłam się tych rozmów doczekać, wynikało z nich, że Piotr jest skromnym i po prostu dobrym człowiekiem. 

Piotr: To było bardzo intrygujące. Dwie osoby daleko od siebie, nic o sobie nie wiedzące stopniowo odkrywają się przed sobą, nie widząc się na żywo. To było w czasach, gdy nie byłem jeszcze znanym i utytułowanym zawodnikiem, dopiero co dostałem powołanie do kadry. Ola zaimponowała mi swoją osobowością. Po kilku miesiącach pisania stwierdziliśmy, że trzeba w końcu się spotkać. Okazja nadarzyła się w styczniu, bo mój klub grał mecz w Gdańsku z Treflem.
Ola: Umówiliśmy się na spotkanie dzień przed meczem. Piotr miał 45 minut czasu przed treningiem (śmiech). Poszliśmy na spacer do Parku Reagana. Było zimno jak cholera. Piotr spóźnił się prawie na trening. Mieliśmy spotkać się po treningu, ale trener zakazał zawodnikom wychodzenia z hotelu. Nie udało nam się też spotkać po meczu, bo od razu Piotr wsiadał w pociąg do Warszawy, by załatwić jakieś formalności. Przy tym pierwszym spotkaniu wszystko sprzysięgło się przeciwko nam (śmiech). Dostałam od Piotra sms-a, w którym napisał, że bardzo żałuje, ale takie jest życie sportowca... Wiedzieliśmy jednak, że chcemy kontynuować tą znajomość. Zaliczyłam sesję na uczelni, wsiadłam w pociąg i pojechałam do Częstochowy. Oficjalnie zostaliśmy parą. Pierwsze lata to związek na odległość, Piotr grał w Częstochowie, potem w Rzeszowie, jak kończyłam w Gdańsku magisterkę i jak skończyłam, przeprowadziłam się do Piotra do Rzeszowa. 

A zapytam jeszcze jakie emocje towarzyszyły temu pierwszemu spotkaniu? Piotr, co Cię urzekło w Oli, a Ciebie co urzekło w Piotrze?

Piotr: Ja się spodziewałem, że Ola na żywo będzie trochę wyższa, a tu takie metr sześćdziesiąt trzy się pojawiło (śmiech).

Ola: (śmiech) Weź, bo Cię palnę! Ty za to przeginasz w drugą stronę. Ale fakt, miałam na początku kompleks wzrostu. Ja 1,63, Piotr 2,06. Na początku obcasy były obowiązkowe, teraz już się przyzwyczaiłam i nie przywiązuję do tego wagi. Ale wracając do pytania, pamiętam, że przy pierwszym spotkaniu Piotr unikał patrzenia mi w oczy. 

Piotr: To fakt. W końcu ksywa Cichy Pit zobowiązuje. Byłem wtedy strasznie nieśmiały i skryty. Szczerze mówiąc, byłem przerażony tym spotkaniem (śmiech).

Ślub wzięliście po 6 latach, w 2015 r. W czerwcu 2017 r. na świat przyszła Wasza córeczka Oliwia. Niedługo po tym, jak podpisałeś kontrakt z Treflem. Zbiegło się to też z rezygnacją z gry w reprezentacji Polski. Rodzina najważniejsza?

Piotr: Zdaję sobie sprawę, że w życiu zawodowego sportowca takie decyzje nie są dość częste. Ja jednak nie miałem wątpliwości, wiedziałem, że moja żona i moja córka mnie potrzebują. Chciałem być częścią tego wszystkiego, co dzieje się w rodzinie po narodzinach dziecka. Na szczęście trener uszanował moją decyzję, zrozumiał mnie i powiedział, że drzwi do kadry są dla mnie otwarte. 

Ola: Piotr bardzo mi tym zaimponował, tym bardziej, że to była jego samodzielna decyzja. Nie rozmawialiśmy o tym wcześniej. Tak czuł i tak zrobił. Może, gdyby to był rok olimpijski, to takiej decyzji by nie podjął...

Piotr: Myślę, że bym podjął taką samą decyzję. Moje miejsce było przy Was. Ten czas jaki wtedy spędziłem z moimi dziewczynami, był dla mnie bezcenny i nic, żaden medal, żadne mistrzostwo by mi tego nie zrekompensowało.  

To porozmawiajmy trochę o tym czasie. Johnny Depp w jednym z wywiadów oświadcza: „Dzień narodzin córki dał mi życie. Wszystko, co zrobiłem przedtem, było tylko złudzeniem, bezsensowną egzystencją”. Coś w tym jest...?

Piotr: Wcześniej człowiek nie ma w ogóle świadomości co to znaczy być ojcem, być odpowiedzialnym za małego człowieka urodzonego przez kobietę, którą się kocha. Nieważne co wcześniej robiłeś, jakie sukcesy odniosłeś, kim byłeś. Ważne, kim będziesz – dla córki, dla żony, dla rodziny. To, że mogłem być przy narodzinach mojej córki, odciąć pępowinę, wziąć to maleństwo na ręce, być z nią i jej mamą, a moją żoną, od pierwszych sekund życia – dla mnie to jest moje największe życiowe osiągnięcie. 

Ola: Zmienia się wszystko. Wcześniej wszystko wydawało się takie łatwe, życie było beztroskie. Teraz jest zupełnie inaczej. Dopiero teraz człowiek ma cel w życiu. Ten prawdziwy. Wychować dziecko, stworzyć dom, w który są ku temu warunki, w którym jest miłość, szacunek. Wszystko inne schodzi na dalszy plan. To jest piękny czas, mimo że oczywiście nie jest łatwo. 

Wszyscy wiedzą jak wychowywać dzieci – poza ludźmi, którzy faktycznie je mają – to słowa pewnego amerykańskiego satyryka i dziennikarza. W Waszym przypadku też tak jest?

Piotr: Muszę się przyznać, że jak wcześniej w ogóle nie przepadałem za dziećmi. Zupełnie też nie wiedziałem z czym to się je, byłem kompletnie zielony. Gdy Ola zaszła w ciążę, to oczywiście przeczytaliśmy kilka książek, ale ta wiedzy w starciu z realnym życiem okazała się, delikatnie mówiąc, niewystarczająca (śmiech). Wszystkiego uczyliśmy się na bieżąco. 

Ponoć posiadanie dzieci jest jak mieszkanie w akademiku – nikt nie śpi, wszystko jest zepsute i często ktoś wymiotuje.

Piotr: Ja akurat mogę coś na ten temat powiedzieć, bo przez dwa lata mieszkałem w akademiku. Szkoła życia. Wyprowadziłem się, bo tak właśnie było. Z dzieckiem jest zdecydowanie mniej ekstremalnie. Ale to też kwestia dziecka. Oliwia w miarę dawała nam pospać. A to, że wszystko zepsute, że wszystko się wala po podłodze, to już inna para kaloszy. 

Ola: No tak, Piotr jest bardzo pedantyczny. Lubi porządek. Jak jakiś papierek leży na środku pokoju, to już się krzywi. Nie lubi nawet, jak sztućce są krzywo ułożone (śmiech). 

Piotr: No, mam takie manie, nic nie poradzę. 

Ola: Da się z tym żyć, ale czasami ciskam pioruny oczami, gdy po raz kolejny zwraca mi uwagę, że pastę do zębów wyciska się od dołu, a nie od środka (śmiech). 

Mężczyzna chodzący po parku z wózkiem, robiący zakupy z dzieckiem w nosidełku, bawiący się ze swoją pociechą w piaskownicy - to model współczesnego ojcostwa?

Piotr: W moim przypadku tak. Nie będę zaklinał rzeczywistości, nie pracuję ciężko jak górnik i po powrocie do domu nie marzę tylko o tym, by walnąć się na kanapę, zamknąć oczy i zasnąć. Oczywiście, zawodowy sport to duże obciążenie dla organizmu, ale dwa treningi dziennie pozwalają mi zagospodarować czas pomiędzy nimi. Wtedy chętnie zabieram córeczkę na spacer nad morze lub inaczej spędzam z nią czas. 

Ola: Piotr przy dziecku robi wszystko, nie ucieka od obowiązków. No może poza obcinaniem paznokci, bo jednak duże dłonie temu nie sprzyjają. Niemieckie przysłowie mówi - „Nie jest sztuką ojcem zostać. Ojcem być - temu trudno sprostać”. Piotr z pewnością daje radę, jest ojcem idealnym.

Piotr: Nie może być inaczej, wszak zawsze trzeba być miłym dla swoich dzieci, bo to one wybiorą Twój dom spokojnej starości (śmiech).

Co ze swojego wizerunku, charakteru, osobowości chcielibyście przekazać córce?

Ola: Ja bym z pewnością chciała, aby Oliwka była tak rodzinna jak ja. Jestem bardzo związana z rodzicami, bardzo mnie wspierają, zawsze byli dla mnie oparciem. Chciałabym jej przekazać wartości, które z kolei moi rodzice przekazali mi. Szacunek dla drugiego człowieka, otwartość na ludzi, wrażliwość, dążenie do niezależności. Także to, że potrzebującym trzeba pomagać, nie można się odwracać plecami od człowieka cierpiącego, potrzebującego pomocy.

Piotr: Mi zawsze była wpajana uczciwość, ciężka praca, szanowanie pieniądza, ludzi, branie odpowiedzialności za swoje czyny, decyzje. Chciałbym, aby moja córka też taka była. Na pewno też nie będę się starał jej niczego narzucać. Nie będzie musiała grać w siatkówkę (śmiech). Będę chciał pokazać jej świat, zainspirować ją do różnych pasji, dać jej możliwości do ich realizacji. 

Często mówi się, że związek dwojga ludzi, miłość wchodzi na zupełnie inny poziom, po narodzinach dziecka. Zauważyliście jakieś zmiany w tej materii u siebie?

Ola: Priorytetem stała się nasza córka, cała uwaga skupiona jest na niej. Do tego stopnia, że czasami zapominaliśmy o sobie. Ale zawsze w porę przychodziło opamiętanie. Miłość do dziecka na szczęście nie spowodowała, że oddaliliśmy się od siebie, a tak przecież
często bywa. 

Piotr: Nasz małżeństwo przeszło ewolucję. Życie towarzyskie nie jest już tak intensywne jak kiedyś, skończyły się dłuższe posiadówy po meczu, mniej lub bardziej huczne
domówki...

Ola: To naturalna kolej rzeczy. Po prostu przyszedł taki czas, że zmieniają się priorytety. Na pewno jest to inne życie, niż choćby to, które prowadziliśmy, gdy Piotr grał w Rzeszowie.  

Piotr: W Gdańsku jest chill, zdziadzialiśmy trochę (śmiech).

W Rzeszowie się działo?

Ola: Działo się... Lata w Rzeszowie były rozrywkowe, trochę szalone.

Piotr: Ale wszystko w granicach rozsądku... i nic więcej nie powiem (śmiech)!

Mówisz o Rzeszowie, ale przecież zgrupowania kadry też owiane są legendami. Piotr Gacek opowiadał mi o tym, jak kiedyś z Łukaszem Kadziewiczem o mały włos nie wyrzucili telewizora przez okno hotelowego pokoju. 

Piotr: Ja jestem z tych spokojniejszych gości, ale oczywiście znam kilka historii, łącznie z taką, że coś przez okno wyleciało i wpadło do hotelowego basenu. Wydaje mi się, że teraz takich historii jest znacznie mniej. Może to kwestia tego, że jest inne pokolenie w kadrze? I większa świadomość tego, że alkohol jednak nie jest przyjacielem sportowca. Generalnie, wszystko jest dla ludzi, ale zawsze w granicach rozsądku. 

A propos alkoholu, siatkarze piją mniej od piłkarzy?

Piotr: Nie wiem ile piją piłkarze, ale wydaje mi się, że my znacznie mniej, mimo że mamy więcej powodów do świętowania. Ale może oni piją na smutno? Inna teoria jest taka, że piłkarze zarabiają znacznie więcej pieniędzy od nas, więc stać ich na więcej alkoholu (śmiech).

Ola, jakim mężem i ojcem jest Piotr?

Ola: Idealnym. Ze świecą szukać takiego. Wiele osób mi to mówi. 

Piotr: Weź, bo się rozkleję zaraz...

Ola: Ale taka jest prawda. Wszystko potrafi w domu zrobić, załatwić, nie muszę się o nic martwić. 

Piotr: Może i potrafię wszystko załatwić, ale często trochę odwleka się to w czasie (śmiech). Mam to po mamie, która też zawsze wszystko robiła na ostatnią chwilę. 

Ola: Pamiętaj, że mama później będzie to czytać (śmiech).

Piotr: O Jezu... faktycznie. Ale mama dobrze o tym wie. W tym miejscu chciałem pozdrowić mamę – kocham Cię bardzo i ściskam gorąco (śmiech).

Ola: To jest chyba jedyna rzecz, która mnie irytuje u Piotra. Mój tata z kolei był policjantem i nauczył mnie systematyczności. Wszystko na już, nie na jutro. 

Piotr, jak się dogadujesz z teściem policjantem?

Piotr: Nie mam z tym najmniejszych problemów. Tata Jarek jest spoko gościem, fajnym teściem. Dużo nam pomógł. Ola mówi, że potrafię wszystko zrobić w domu, ale to nie do końca prawda. Nie jestem wybitnym majsterkowiczem, nie znam się na wszystkim, więc często teściu pomagał. 

Piotr, jaką mamą i żoną jest Ola?

Piotr: Idealną. Kocham ją taką jaka jest, ze wszystkimi jej zaletami i wadami. Jest cudowną żoną i świetną mamą, aczkolwiek trochę z niej taka matka wariatka (śmiech). Boże, ile ona katastroficznych rzeczy wyczytała w internecie chcąc sprawdzić objawy zwykłego przeziębienia...

Ola: (śmiech) Oj tam, oj tam... 

Na boisku hierarchia jest jest ustalona. To trener rządzi. A jak jest u Was w domu?

Piotr: Ja raczej, żadnych konkretnych decyzji nie podejmuję bez konsultacji z Olą, więc wychodzi na to, że to Ola rządzi (śmiech). 

Ola: Ja zawsze mówię: zrób jak uważasz. A i tak wychodzi na moje. 

Piotr: Ja chciałem mieć psa, Ola kota, więc kompromisowo mamy kota (śmiech). 

Co jest największym obciążeniem psychicznym dla żony profesjonalnego sportowca?

Ola: hmmm

Piotr: Nie jesteś zazdrosna o te wszystkie kobiety, które mi kibicują? 

Ola: Jak byłam młodsza, to może trochę tak... ale teraz chyba już nie....

Piotr, dobrze odczytałeś kontekst pytania. W czeluściach internetu odkryłem bowiem ciekawą rzecz. Masz świadomość, że młode fanki siatkówki piszą opowiadania z siatkarzami, w tym i z Tobą w roli głównej? 

Piotr: Coś mi się obiło o uszy, ale nie wiedziałem, że ze mną w roli głównej.

Podeszłam do Piotrka i kucnęłam. - Gratuluję Kotek – cmoknęłam go w policzek. 

- Dziękuję – roześmiał się. - Ale może tak bardziej pogratulujesz? – podniósł brwi ku górze. Piotrek szybko odszukał moje spierzchnięte wargi. Uwielbiam tą wymianę bakterii z moim mężczyzną! To fragment jednego z tych opowiadań. 

Piotr: O Jezus Maria... Cóż, pozdrawiam serdecznie moje fanki. Informuję, że mam się dobrze, kocham swoją żonę i nie mam zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy (śmiech). 

Ola: Uff... uspokoiłeś mnie (śmiech).

Masz ksywkę Cichy Pit. Od dziecka byłeś taki spokojny, mało emocjonalny, przynajmniej na zewnątrz?

Piotr: Zdecydowanie tak. Do czasu, aż nie poznałem Oli (śmiech).

Ola: (śmiech) Wyzwoliłam demona. Zawsze powtarzałam Piotrowi, aby się otworzył, że jest zbyt cichy, zbyt zamknięty, nie tylko w domu, ale też na boisku. Mówiłam – weź się ciesz trochę po tych udanych akcjach, pokaż trochę radości, emocji! Rozkręcił
się chłopak. 

Aż dziw, że przy takiej naturze, przy takim uosobieniu trafiłeś do siatkówki. Tym bardziej, że w Międzyborowie, w klubie w którym zaczynałeś swoją przygodę z siatkówką, była też sekcja szachowa. To chyba idealna dyscyplina dla introwertyka?

Piotr: Zgadza się. Brałem nawet raz udział w symultanie szachowej. Ale nie złapałem zajawki. Wolałem ganiać za piłką niż siedzieć zgarbiony przy stole szachowym. W Międzyborowie pod Warszawą żył Józef Adamczyk, nauczyciel wf-u, wielki pasjonat siatkówki. Na lekcjach najczęściej graliśmy w siatkę, a że warunki fizyczne już wtedy miałem dość sprzyjające, to jakoś łatwo mi to przychodziło. Pan Józef stwierdził, że mam nie tylko predyspozycje, ale też talent i zachęcił mnie do trenowania siatkówki. 

Ola: Ale zawsze cudownie się patrzy na starszych panów, którzy w Brzeźnie zawsze przy plaży grają w szachy. 

A co Wy razem lubicie robić?

Piotr: Teraz głównie pochłania nas opieka nad córką. 

Ola: Jedną z naszych ulubionych rozrywek są escape roomy. Lubimy też gry planszowe, szczególnie w większym gronie przyjaciół. 

Piotr: Na wakacjach lubimy z kolei wypoczywać i leniuchować, smażyć się na słońcu. Niestety, boję się wody. 

Potrafisz pływać?

Piotr: Powiedzmy, że utrzymuję się na wodzie (śmiech). Jak nie czuję gruntu, to czuję strach. W basenach hotelowych nie ma problemu, w morzu już panikuję. 

Co najbardziej cenisz sobie w karierze sportowca, a czego nie lubisz w tym zawodzie?

Piotr: Dziwnie to zabrzmi, ale to, że mam trochę czasu i nie mam tego czasu. Z jednej strony, nie siedzę w biurze od rana do wieczora, z drugiej jednak strony są okresy, gdy rozłąka jest długa, a obciążenia treningowe ekstremalne. Nie mam jednak na co narzekać. Robię to co kocham, odnoszę sukcesy, za tym idzie pewna rozpoznawalność, można więc nakarmić swoje ego. Pieniądze też są przyzwoite. 

Ola: Na razie wszystko się układa bardzo dobrze, ale pewnie niedługo trzeba będzie myśleć o planie B, o tym jak żyć po zakończeniu kariery sportowej. 

Piotr: Mam już 31 lat, jestem bliżej niż dalej końca kariery. Na razie nie mam pomysłu na siebie na ten etap życia. 

Ola: Ja bym widziała Piotra jako trenera.

Piotr: O nie... obawiam się, że wyzwoliłaby się we mnie osobowość psychopatyczna... Chyba się nie nadaję do tego. Cierpliwość mam do Oliwki, ale trenowanie obcych dzieci... to chyba nie dla mnie.

Bywasz nerwowy? Trudno to sobie
wyobrazić...

Piotr: Każdemu się zdarza. Gdy chcę wyładować złość, to krzyczę i przeklinam. 

Ola: Zwłaszcza w samochodzie.

Piotr: Oj tak! W samochodzie się przepoczwarzam. Z Pitera wychodzi diabeł. 

Mówisz, że jesteś już bliżej niż dalej końca kariery. Trefl Gdańsk będzie ostatnim przystankiem w Twojej karierze?

Piotr: Tego nie wiem. W Gdańsku świetnie się czuję, to rodzinne miasto Oli, teraz też już moje, bo tutaj mamy mieszkanie. Chcemy tutaj osiąść na stałe, jest w Gdańsku klimat, który nam odpowiada. Wierzę, że jeszcze kilka lat grania przede mną. Dobrze się czuję w Treflu Gdańsk, mamy fajną drużynę, aczkolwiek na pewno słabszą niż rok temu. Życie sportowca często zaskakuje, dzisiaj grasz tutaj, jutro gdzie indziej. Marzy mi się sytuacja, że w Treflu pojawia się możny sponsor, co umożliwiłoby budowę drużyny zdolnej do walki o mistrzostwo Polski i europejskie puchary. Chciałbym być częścią takiej drużyny. Mam 31 lata, sporo w sporcie już osiągnąłem, ale cały czas jestem głodny sukcesów. Mam swoje ambicje, cały czas chcę się bić o medale. Zarówno w klubie, jak i w reprezentacji, w której do kompletu brakuje mi tylko medalu olimpijskiego. 

Jesteś najbardziej utytułowanym polskim siatkarzem z obecnie grających. Wiele osób mówi, że też jednym z najskromniejszych...

Piotr: Urodziłem się w odpowiednim momencie. Zacząłem być powoływany do kadry i natychmiast przyszły sukcesy. Całe pasmo sukcesów. Trafiłem na dobry moment dla polskiej siatkówki. Wygraliśmy 2 razy mistrzostwa świata, raz mistrzostwo Europy, Ligę Światową. Jest taki Piotrek Gruszka, który ma na swoim koncie ponad 400 meczów w reprezentacji, ale załapał się na same początki naszej dobrej passy. Trochę mi szkoda, że taka ikona polskiej i światowej siatkówki, ma mniejsze sukcesy niż ja. Miałem trochę farta, aczkolwiek jak mówił mój świętej pamięci nauczyciel wf-u, szczęście w życiu trzeba mieć. Mam
go naprawdę dużo. 

Ola: No patrz, złoty a skromny (śmiech)!