Opowiadanie Orwella „Rok 1984”, opublikowane w roku 1949, stało się rzeczywistością. Co więcej, weszliśmy w tę rzeczywistość z pełną akceptacją. Zniewolenie, brak intymności i  prywatności – na kartach opowiadań brzmiało to groźnie, ale mało realnie. Dzisiaj jest to nasza codzienność. Pierwszą  czynnością, którą wykonuję po przebudzeniu, jest wyłączenie budzika schowanego w telefonie. A telefon to smartfon, czyli podręczny komputer, w którym czekają nieodebrane wiadomości. 

maila dowiaduję się, że będę robił coś, o czym wczoraj nie miałem jeszcze pojęcia. Messenger dopowiada rzeczy, które  budzą emocje, czasami denerwują. Z Facebooka z kolei uśmiecha się ktoś, kto akurat jest na wakacjach. Ktoś inny pyta o dobrego hydraulika albo lekarza. Jeszcze ktoś informuje cały świat, że weźmie udział w wydarzeniu. 

Prywatnie nie jestem zniewolony przez internet, staram nie uciekać od realnego świata, w którym wszystko dzieje się naprawdę. Staram się nie zapominać, że w realu mam tylko jedno życie. Swoje kontakty w sieci zaczynałem nawiązywać wówczas, gdy pojawiła się nasza-klasa.pl. To był pierwszy, przed facebookowy sposób komunikowania się ze światem i przeszłością. 

Facebooka od samego początku, traktowałem jako coś, czego obecnie trochę mi brakuje – wysyłanie pocztówek. Dzisiaj rolę świadectwa obecności i przekazywania pozdrowień przejęły facebookowe galerie, fotki i filmiki, które przesyłamy „znajomym” za pośrednictwem ”fejsa”. Jeden z największych wynalazków schyłku XX wieku wciągnął mnie, bo umożliwia kontakt z ludźmi, z którymi na co dzień się nie widuję. Czasami także z tymi, których nigdy na oczy nie widziałem. 

Instagrama traktuję jako kuzyna Facebooka, ale nie założę tam konta. Podobnie jak Twitter jest dla mnie „za krótki”, znaczy zbyt lapidarny i ulotny. Króciutko, byle jak, chodzi tylko o to, aby przekazać newsa. Za bardzo szanuję słowo i lubię go używać, żeby mierzyć myśli i uczucia liczbą znaków. Jeśli chodzi o nowe technologie, social media -  jestem przedszkolakiem. Korzystam wyłącznie z elementarnych rzeczy. Jestem minimalistą, jeśli chodzi o aplikacje na smartfonie. Facebook, Messenger, WhatsApp i aplikacja Radia Gdańsk. To są nowinki, z których korzystam.

Nie jestem sympatykiem nowych mediów. Myślę, że to też kwestia pokolenia. Mnie to nie rajcuje. Nie gram w e-gry, chociaż, jako dziennikarz sportowy wiem, że to wręcz nowa konkurencja, czy nawet dyscyplina. Wolę papierowe książki od e-booków. Tak już zostanie. Internetową prasówkę rozpoczynam od pierwszoligowych stron www, które rządzą internetem: onet.pl, interia.pl, wp.pl. Odwiedzam też branżowe serwisy – sportowefakty.pl, plk.pl, livesports.pl. Jeśli chodzi o rynek lokalny, to zaglądam na trójmiasto.pl, radiogdansk.pl.

W internecie drażni mnie jałowość, miałkość, tymczasowość, brak głębszej refleksji, zjawisko fake newsów i hejtu. Nasza redakcja sportowa miała swojego swego czasu bardzo aktywnego, obsesyjnego wręcz wroga. Mężczyzna dawał tak często o sobie znać, że wiedzieliśmy z kim mamy do czynienia. Co ciekawe pojawiał się pod różnymi imionami, również żeńskimi. Pewnego razu postanowiliśmy mu odpowiedzieć na niemiłą wiadomość, w której kazał zaprzestać nam, delikatnie mówiąc, zajmować się bzdurami i sprawdzić wyniki żużla. Grzecznie, używając jego prawdziwego imienia, zwróciłem się do niego na antenie informując, że i owszem żużel jest dla nas ważny i będziemy informować o przebiegu spotkania, ale dopiero wówczas, gdy się zacznie. Była sobota, a mecz zaplanowano na niedzielę. Nasz hejter zdobył się na sms-a zwrotnego o treści „przepraszam”. Szacunek dla tego pana...

Niedobrze czuje się w wirtualnej przestrzeni. Internetowi brakuje bardzo ważnego zmysłu - zapachu. Rozpocząłem swoją pracę w połowie lat 90. Nie istniała telefonia komórkowa i internet. Młodzi dziennikarze łapią się za głowę, kiedy im to opowiadam. Dziś jest to podstawowe narzędzie w pracy zawodowej i w życiu prywatnym. Moja pierwsza relacja z telefonu komórkowego miała miejsce w 1994 roku. Relacjonowałem finałowy pojedynek ME w judo w Hali Olivia w Gdańsku. Był to jedyny telefon w radiu. Należał on do prezesa. Pamiętny moment, Paweł Nastula zdobywał tytuł mistrzowski. 

 

WŁODZIMIERZ  MACHNIKOWSKI  

Od blisko 25 lat dziennikarz sportowy i komentator Radia Gdańsk. Wcześniej felietonista Dziennika Bałtyckiego. Prywatnie również uwielbia sport. Jego ulubione dyscypliny to piłka nożna i koszykówka. W wolnych chwilach można spotkać go na ścieżkach rowerowych lub spływającego kajakiem Wdą. Swoją wiedzą i doświadczeniem dzieli się ze studentami Uniwersytetu Gdańskiego, AWFiS oraz Ateneum Szkoły Wyższej. Jak sam mówi, uwielbia pracować z młodymi ludźmi. Z wykształcenia jest nauczycielem języka polskiego, praktykującym zresztą przez kilka lat
po ukończeniu UG.