Czerwone dachy, gliniane donice, koty wylegujące się na kamiennych murach. Morze, góry i słońce, które świeci tu mocno, jak przystało na wyspę władaną przez Heliosa – boga słońca. Rodos jest kwintesencją najlepszych wakacyjnych atrakcji, idealne miejsce do zwiedzania i wypoczynku.  

Rodos z lotu ptaka przypomina nieco rybę, kuszącą smakiem, jak sama wyspa. To greckie cacko tonie w gajach oliwnych i w kwiatach oleandrów. Swoim gościom pozwala skryć się w cieniu starożytnych budowli, zrelaksować gdzieś nad lazurową wodą, albo na jednej z plaż, z których każda przypomina rajskie obrazy rodem z reklamy.  

WIATR WE WŁOSACH 

Linia brzegowa wyspy jest zupełnie nieprzewidywalna, poszarpana na sto sposobów. Wnętrze zaś pokrywają skaliste pagórki porośnięte gajami oliwnymi i lasem piniowym. Przyjemne dla oka nieregularne brzegi, zderzające się z szybko piętrzącym się lądem i górami, ściągają tu przyjezdnych z całego świata. Jednak fenomen Rodos tkwi w tym, że mimo naprawdę sporego turystycznego obłożenia, wyspie udaje się zachować swą dawną autentyczność. Wystarczy, że choć na chwilę uciekniemy z miasta, a otworzą się przed nami widoki na małe wioski, oliwne sady i wąskie ścieżki, którymi miejscowi wożą towary osłami. A jeśli za cel obierzemy Embónas z najsłynniejszą na Rodos wytwórnią win Emery, będziemy nie tylko zwiedzać, ale też degustować miejscowe trunki.  

Całe Rodos można objechać samochodem w trzy, cztery dni, można też w miesiąc, jeśli ktoś lubi prawdziwy slow life. Turyści przyjeżdżają tu na okrągło, przez cały rok, więc wyrażenie takie jak "po sezonie" na Rodos nie istnieje. Najwięcej osób trafia tu oczywiście latem i wczesną jesienią, gdy słońce najdłużej pozostaje na niebie, oświetlając antyczne zabytki, rozległe plaże i zaciszne porty. Wietrzną plażę w Prasonisi na południu wyspy dobrze znają surferzy. To tu fale dochodzą do dwóch metrów wysokości. Z drugiej strony, po zawietrznej, na Morzu Egejskim, woda jest płaska, więc można uczyć się pływać na desce albo bić kolejne rekordy prędkości. Wiele tu szkół wind i kitesurfingu. Niektóre z nich prowadzą Polacy.  

ECHA STAROZYTNEJ HISTORII

Każdy, kto był na Rodos, był też w Rodos – stolicy wyspy. W 304 r. p.n.e. portu miasta - Mandraki - strzegł uznany za jeden z siedmiu cudów starożytnego świata, potężny brązowo-srebrny Kolos Rodyjski, zbudowany w hołdzie Heliosowi. Rodos do dziś przyciąga sławą starożytnego kolosa, ale też kojarzy się ze średniowieczną twierdzą zakonu joannitów, która opasuje stare miasto potężnymi, ciągnącymi się przez cztery kilometry murami. Stare, zamknięte w murze miasto chroni budynki pamiętające początki XIV wieku. Jet tu też kilka meczetów, w tym największy - Sulejmana - to widoczny ślad zdobycia miasta przez Turków w 1522 roku. 

W labiryncie bram i podwórek co chwila odkryć można coś zaskakującego: ciekawie zdobioną fontannę (często pokazywana jest na pocztówkach, ta z konikami morskimi), sklepik z antykami, kameralne patio. Warto patrzeć pod nogi – spaceruje się tu bowiem po chochlakach, oryginalnych chodnikach wykonanych z wbijanych w beton białych i czarnych kamieni tworzących mozaikowe wzory. 

Miasto Rodos jest pełne przyjezdnych, ale też niektóre miejscowości na północy – Faliraki, Trianda czy Kalithea to turystyczne fabryki, przypominające głośne hiszpańskie kurorty z tętniącymi muzyką dyskotekami. Spokój i ciszę można znaleźć za to na południu, choćby w uroczym Lindos. Starożytne miasto, które odwiedził kiedyś św. Paweł, przylgnęło do nadmorskiej skały. W starożytności było prawdziwą morską potęgą. Podobno na wojnę trojańską właśnie stąd wypłynęło dziewięć statków. 

WIDOK ZE SZCZYTU 

Na szczycie kryją się jeszcze ruiny akropolu, gdzie kręcono słynne "Działa Nawarony" z Gregorym Peckiem. Wzgórze ma 125 m wysokości. Nie jest strome, ale zamiast iść na piechotę, można wynająć Lindostaxi, czyli osiołka. To jedyny transport dozwolony w miasteczku. Na wschodnim wybrzeżu, na olbrzymim cyplu Tsambika, na szczycie zbocza nieczynnego wulkanu stoi klasztor. Każdego roku 8 sierpnia pielgrzymują do niego kobiety starające się o dziecko, lub te, które chcą za potomstwo podziękować. Wchodzą na szczyt góry po kamiennych schodach, nierzadko na kolanach. 

 Im dalej na południe od stolicy, tym tereny są mniej zaludnione. Różnice widać też w wybrzeżach, po zachodniej stronie są raczej kamieniste, po wschodniej łagodne i piaszczyste, obsypane kameralnymi, bezludnymi zatoczkami. Na odpoczynek od historii, warto wybrać się do Petaloúdes, Doliny Motyli, w której pnie drzew oblepione są owadami. Na pozór nie wyróżniają się one niczym szczególnym, ale po wzbiciu się do lotu prezentują jaskrawo czerwone skrzydła.  

 NAJPIERW SIESTA, POTEM UCZTA 

Grecki styl życia nie pozwala na wczesne chodzenie spać, za to pozwala na siestę w godzinach szczytu i największego upału – od 14 do 17. Wówczas większość sklepów i lokali jest zwyczajnie zamknięta. Miejscowych spotkać można w kameralnych kawiarniach, jakich wszędzie tu wiele. Tego typu miejsca stanową centrum dyskusji o polityce, winie i pogodzie. Jesienią jest przyjemnie ciepło. O nogi popijających espresso, ouzo lub grających w szachy bywalców kafejek ocierają się rude koty.  

Życie na Rodos zaczyna się, jak wszędzie w basenie Morza Śródziemnego, około godziny 21. O tej porze mieszkańcy wsi, małych i dużych miast zapełniają tawerny. W wystroju wnętrz tych swoistych restauracji nie ma nic, co mogłoby onieśmielać: proste stoły przykrywa cerata w kratkę, wyplatane krzesła czasami się chwieją. Nikt się tym jednak nie przejmuje. Najważniejszy jest suto zastawiony stół. Przyjezdni powinni wiedzieć, że podczas kulinarnych polowań sprawdza się znana wszędzie prawidłowość: jeść tam, gdzie miejscowi. Poza tym mieszkańcy wyspy wiedzą doskonale, że w jedzeniu nigdy nie chodzi wyłącznie o jedzenie, a do greckiego stołu nikt nigdy nie siada samotny. 

PRAWDZIWA ROZKOSZ 

Jesienią w powietrzu unosi się woń smażonych bakłażanów, palonych orzeszków, czosnku i napęczniałych od słońca fig. Wszystko miesza się z aromatem ziół – tymianku, rozmarynu, oregano – które nawet rosnąc dziko na poboczu dróg, potrafią osiągać kolosalne rozmiary. Żadna inna kuchnia na świecie nie cieszy się taką popularnością jak śródziemnomorska, która jest prosta i niczego nie udaje. Miejscowi praktycznie nie używają przepisów. Wszystko i tak najlepiej smakuje w prostych kombinacjach: podsmażone, zgrillowane, zapieczone.

 W antycznej Grecji gotowanie było religijną posługą, bogowie zaszczycali swoją obecnością uczty śmiertelników. Dziś jedzenie jest dumą Greków, a wino jest ich pasją. W poszukiwaniu prawdziwych rarytasów warto pokręcić się po centrum wyspy, bo tutaj im dalej od turystycznych szlaków, tym smaczniej. Podczas gdy turystyczne restauracje oferują głównie standardowe dania, na prowincji wciąż można zjeść proste potrawy, choćby zawiniątka uformowane z liści winogron, czyli dolmadakia, najlepiej smakujące w towarzystwie jogurtu greckiego. 

Są też zielone i czarne oliwki z sokiem z cytryny, czosnkiem i ziołami, ośmiornice w czerwonym winie, marynowane kapary i kalafior, ryby smażone, gotowane i grillowane, tzatziki - smak gór, w których pasą się kozy i rośnie dziki czosnek. Lokalną specjalnością na Rodos są kalmary przygotowywane na różne sposoby. Podaje się je na przekąskę lub jako danie główne. Leje się wino. Grecja nie jest celem wypraw dla wegetarianina, czy abstynenta.