KLAUDIA RAIN - ZDROWOKRACJA BAWIĘ SIĘ DIETĄ

„Cześć, nazywam się Klaudia i jestem grubaską”. To pierwsze słowa, jakie znajdziemy na blogu Zdrowokracja.pl. Jego autorka Klaudia Rein najpierw pozbyła się balastu w postaci przeszło 30 kilogramów nadwagi, a potem postanowiła dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi. Brzmi jak jedna z wielu historii? Być może, ale to, co wyróżnia Zdrowokrację to przede wszystkim silne podstawy naukowe i ujmująca uczciwość, z którą Klaudia podchodzi do każdego aspektu życia (jak na prawniczkę przystało), w tym także wywiadów. 

Blogów będących formą psychoterapii w sieci nie brakuje. „Byłam gruba, schudłam, opowiem wam, jak mi było źle i jak jest mi teraz dobrze”. Klasyk. Chciałaś jednak, aby Zdrowokracja.pl była inna… 

Jasne, że jest to także dla mnie forma terapii, ale ja przede wszystkim staram się podejść do tematu diety, czy też raczej zdrowego odżywiania się naukowo. Chcę pokazać, że pewne prawidłowe nawyki mogą zmienić nie tylko naszą sylwetkę, ale jakość życia w ogóle. Tak było zresztą w moim przypadku. Zdrowokracja to autorska nazwa pewnej społeczności, takiej, która żyje zdrowo i z szacunkiem dla swojego organizmu. 

Dziewięć lat temu stanęłaś na wadze i zobaczyłaś cyfrę 86. Czy to był ten moment krytyczny i wówczas powiedziałaś – basta!?

Wszystko zaczęło się pod koniec szkoły średniej. Nagle, w przedziwny sposób mój mundurek stał się bardziej obcisły. Nie byłam nigdy otyła, wręcz przeciwnie. Wpadłam więc w pułapkę myślenia, że mogę jeść wszystko, na co tylko mam ochotę. Potem minął pierwszy rok studiów. Był to dla mnie bardzo trudny czas, bo prawo to wymagający kierunek. Często mówię o sobie „śmieciojad”, ale to najlepsze słowo, jakie przychodzi mi do głowy. Gotowe mrożonki, posiłki z półproduktów, hektolitry napojów słodzonych gazowanych, fast foody. Kiedy stanęłam na wadze i zobaczyłam te magiczne 86 kilo, to znienawidziłam siebie i świat. Osoba otyła widzi wokół tylko ludzi szczupłych. Miałam wiele problemów zdrowotnych, w tym także walczyłam ze stanami depresyjnymi, brakiem samoakceptacji i frustracją, którą nierzadko wyładowywałam na najbliższych. Sama wstydzę się tego, jak bardzo sfrustrowanym człowiekiem byłam. Wpadłam więc w niebezpieczny wir diet. 

Kopenhaska, Dukana, Kwaśniewskiego…? 

Wszystkie, po kolei. Wszystkie też kończyły się zawsze spektakularnym efektem jo-jo. Życie jako nieustanny efekt jo-jo… to była moja codzienność. Nie rozumiałam, że dieta nie jest karą za dodatkowe kilogramy. Podchodziłam do tego tematu zadaniowo. I tak od poniedziałku zaczynałam cztery tygodnie, a nawet pięć morderczego odchudzania się i koniec. Myślałam tylko o tym, kiedy wreszcie zjem tę upragnioną pizzę. Nie miałam pojęcia, jak się do tego zabrać, co zmienić. Lubiłam też łykać tabletki na odchudzanie, łącznie z tymi, które obecnie są niedozwolone na polskim rynku, zawierające sibutraminę. To substancja zakazana w całej Unii Europejskiej, uszkadza nerki, oddziałuje na układ krążenia i układ nerwowy, a u osób, które przeżywają stany depresyjne, pogłębia wręcz ten obniżony nastrój. Nie śpisz, nie jesz, ale nie czujesz głodu, a twój metabolizm jest silnie podkręcony. Tak naprawdę to chyba nie połknęłam tylko tasiemca, ale pewnie tylko dlatego, że nie był wtedy popularny i dostępny. Pewnie też bym go pożarła. Wtedy nie było tej „mody na bycie fit”, a wizyta u dietetyka była jedynie fanaberią dla bogatych.

Zdecydowałaś się jednak na tę fanaberię… 

Każda dieta była dla mnie męczarnią. Nie urodziłam się gruba, ja się po prostu spasłam. Przepraszam za tak dosadne słowa, ale… Taka jest Zdrowokracja.pl, szczera, czasem gorzka i mało słodka. Mogłabym tłumaczyć się, że w tak trudnym dla mnie okresie zajadałam stres, ale przecież równie dobrze mogłam to robić wcinając pomidory i sałatę. Po skończonych studiach pracowałam zawodowo i trafiłam pod opiekę pierwszego dietetyka. Był to też mój pierwszy kontakt ze zdrową żywnością. Wcześniej warzywa były dla mnie niczym kara, co gorsza, wierzyłam nawet, że mi szkodzą. Kroiłam sałatę i płakałam jak bóbr. Ja, dorosła kobieta. Wydawało mi się, że spotkało mnie ogromne nieszczęście, bo przecież są osoby, które jedzą wszystko i nic złego im się nie dzieje, a ja mam takiego pecha w życiu. Nie wiedziałam wówczas, że dieta może być sposobem na nową jakość życia. Nauczyłam się jeść zdrowo, a mój układ pokarmowy zaczął wreszcie funkcjonować prawidłowo.

Postanowiłam, że chcę coś zmienić. Zaczęłam przeglądać PubMed (angielskojęzyczna baza obejmująca artykuły naukowe z dziedziny medycyny i nauk biologicznych – przyp. red.) niczym portal społecznościowy i szybko okazało się, że to właśnie podstawy naukowe są tak niezwykle ważne. Wzięłam się też za czytanie etykiet, co jest absolutnym kluczem do prawdziwie zdrowej żywności. Nagle okazało się, że rezygnacja z przetworzonego jedzenia jest dla mnie dobra i wcale nie jest karą. 

Znalezienie dobrego dietetyka to jednak nie lada wyzwanie, prawda?

Jeśli nie wiesz od czego zacząć, pójdź do dobrego dietetyka, ale naprawdę dobrego i sprawdzonego. Ja na swojej drodze rzeczywiście spotkałam różnych specjalistów. Jeden z nich na przykład doradził mi picie napojów z aspartamem, gdy już tak bardzo będzie brakować mi cukru. Tymczasem prawdopodobnie jest to związek o działaniu rakotwórczym. Dlaczego, skoro mamy naturalne słodziki, jak m.in. ksylitol, czy stewia mamy zapychać się chemią? Przecież proszku do prania też nie jemy. Gdy pijemy „napoje typu zero”, nasz metabolizm jeszcze bardziej rozregulowuje się, a zdolność organizmu do „liczenia” kalorii znów jest upośledzona. Efekt jo-jo murowany. 

Produkty fit bywają bardzo złudne… 

Należy pamiętać, że zdrowa żywność też tuczy! Obecnie panuje moda na różnego rodzaju wartościowe batoniki, czy inne słodycze np. na bazie daktyli. Oczywiście jest to lepsza alternatywa, ale to, że są zdrowe, wcale nie oznacza, że możemy się nimi objadać do woli. Wszystko niesie za sobą konsekwencje. 

Skoro już mówimy o batonikach… Jadasz słodycze? 

Bardzo rzadko. Jeżeli rezygnujesz ze słodyczy, to z czasem inaczej odczuwasz sam słodki smak. Wtedy też te batoniki, czy cukierki po prostu przestają ci smakować. Ja wiem, że na końcu tego niezdrowego jedzenia jest potwór. Otyłość, brak akceptacji, depresja. Cukier zaś znajdziemy wszędzie. To on jest tym, co nas uzależnia, jak alkohol, czy narkotyki. Mechanizm jest ten sam. Teraz wiele osób dziwi się, że tak dużo jem, to prawda, ale to po prostu wartościowe produkty, dobre dla organizmu. Nie chodzę więc głodna, a jednocześnie cieszę się taką figurą. Odkrywając nowe smaki, zaczęłam się rozwijać. Moi przyjaciele mówią – nigdy nie pomyślałbym, że można to ze sobą połączyć, dasz przepis? Do takiego stylu życia przekonuję też kolejne osoby i to są te moje małe sukcesy. To moje nagrody, podobniej jak to, że mogę brać udział w tylu niezwykłych przedsięwzięciach, o których wcześniej nawet nie marzyłam. Zdarza mi się oczywiście niejedno na swój temat w internecie poczytać. To hejt w pakiecie. 

A jednak cały czas, konsekwentnie podejmujesz tę rękawicę.

Dzięki Zdrowokracji mogę pokazać, że zbilansowana dieta wcale nie musi być droga. Z pomocą przychodzą nam chociażby dyskonty. Za niewielkie pieniądze możemy znaleźć żywność bio, sałaty są paczkowane, buraki można kupić już ugotowane, a ser feta jest w kosteczkach. Jak już wcześniej wspomniałam, bardzo ważne jest, abyśmy nauczyli się prawidłowo czytać etykiety i nauczyli się, że im krótszy skład, tym dany produkt jest bardziej wartościowy. Obecnie przygotowanie posiłków zajmuje mi około 40 minut dziennie. Choć wielu osobom trudno w to uwierzyć, nie spędzam całego dnia w kuchni, zresztą niestety nie mogę sobie na to pozwolić. Na blogu piszę też chorobach dieto-zależnych, cukrzycy, czy zespole jelita drażliwego. To ważne, by mieć świadomość, że część konsekwencji niezdrowego odżywiania się jest nieodwracalna. 

Mamy wiele przykładów osób znanych, które przegrały walkę ze zbędnymi kilogramami, a negatywne komentarze na ten temat nie milkną. Nie boisz się tak dużej presji?

Ja nie będę tu nikogo oceniać, bo wiem przez co przechodzi tyjąca kobieta. Pamiętam, jak Ewa Bem przeszła wielką metamorfozę i z czasem wróciła do wagi sprzed diety. Powiedziała wówczas, że dla niej bycie szczupłą było największą karą, bo tak kocha jeść. Czy akceptują i kochają siebie? Być może. Ja nigdy nie byłam w stanie zaakceptować siebie jako grubaski. Teraz dietą się bawię, ale tylko dlatego, że tak wiele przeszłam i tyle udało mi się już osiągnąć.