ZBIGNIEW RESZKA. MICHAŁ BARYŻEWSKI.

SZCZERZE O ARCHITEKTURZE

Na czym polega zrównoważone projektowanie? Jak tworzyć budynki, które wpiszą się w panujące trendy, jednocześnie zachowując ponadczasowość? Na te pytania odpowiedzi poszukuje wielu architektów, ale nie wszystkim udaje się je znaleźć. Z pewnością problemów z tym nie mają Zbigniew Reszka i Michał Baryżewski, twórcy słynnej w całej Polsce gdyńskiej pracowni Arch-Deco. Nowe Orłowo, Gdyńskie Centrum Filmowe, czy budynek biurowy Lotosu to tylko niektóre realizacje, które przyniosły im sławę i renomę. Jak mówią, dobry projekt to wypadkowa wielu sił. Podobnie ich sukces stał się wypadkową optymizmu, talentu, wytrwałości i ciężkiej pracy. 

Grywa Pan jeszcze w squasha? W 2004 roku był Pan mistrzem Polski w tej dziedzinie.

Michał Baryżewski: W squasha już nie grywam, bo odkryłem znacznie lepsze dyscypliny, które na tym etapie życia mi odpowiadają. Najwyższe trofeum postawiłem na półce i niczego nie muszę już sobie udowadniać

Co łączy squasha z projektowaniem?

M.B.: Myślę, że wytrwałość
i zawziętość.

To między innymi one ukształtowały Arch Deco. Jak wyglądały wasze początki? 

M.B.: Nigdy nie mieliśmy żadnych zwątpień. Choć oczywiście to jest proces, który w czasie rozkłada się jak sinusoida i zdarzało się, że były trudniejsze chwile. Na samym początku naszej drogi rzuciliśmy się na olbrzymi projekt, jakim był nowy Bank Solidarności w Gdańsku. Przy okazji tej realizacji zabawiliśmy się w generalnego kontraktora. Po nocach nie mogliśmy spać z powodu odpowiedzialności finansowej.

Dlaczego zdecydowaliście się ponieść takie ryzyko?

Zbigniew Reszka: W nasz zawód ryzyko zawsze musi być wkalkulowane. W tym wypadku dodatkowo oprócz projektowania, doszły prace związane z generalnym wykonawstwem, co jeszcze bardziej spotęgowało ryzyko. Odpowiadaliśmy przed inwestorem nie tylko jako projektanci, ale także jako wykonawcy. 

Czasy studiów na architekturze – Zbigniew Reszka i Michał Baryżewski byli pilnymi studentami?

Z.R.: Na architekturę dostałem się niestety za drugim razem, ale nie odpuściłem. Na początku byłem przeciętnym studentem, ale podczas ostatnich lat studiów otrzymałem wiele nagród. Załapałem tego bakcyla i tak to trwa po dzień dzisiejszy. Wszystkich przyszłych adeptów proszę, aby nigdy się nie poddawali i nie rezygnowali z marzeń, ten zawód na pewno wam to wynagrodzi.

M.B.: Ja dostałem się za pierwszym razem, ale chyba za łatwo mi poszło, bo gdzieś na czwartym roku wpadłem w złe towarzystwo i przezimowałem rok. Balowałem wtedy dużo w Sopocie. Spatif był wówczas miejscem wyłącznie dla artystów. Pamiętam, że jeden z profesorów powiedział mi wtedy: „słuchaj, ty jesteś zdolny facet, jak się nie weźmiesz do roboty, to nie mamy o czym rozmawiać”. I ja go wtedy posłuchałem. Potem zaczęły sypać się nagrody.

Kiedy pojawił się pierwszy sukces Arch Deco?

M.B.: To był zdecydowanie Bank Solidarności. Zaproponowaliśmy zupełnie coś nowego jak na tamte czasy. Zaprojektowaliśmy nie tylko przebudowę bryły, ale także bardzo nowatorskie wnętrza z dużą ilością szkła, aluminium, marmuru, gresu, innowacyjnym podejściem do rozwiązań stanowisk kasjerskich, z niskimi zabudowami i zapadniami oraz przepięknym skarbcem, na wzór amerykański.

Największe trudności w pracy architekta?

Z.R.: Trudności w tym zawodzie związane są z sytuacją gospodarczą. Polityka schodzi tu na drugi plan. Po zamachu na World Trade Centre wstrzymane zostały trzy budowy hotelowe według naszych projektów. Kolejny duży kryzys był spowodowany upadkiem Lehman Brothers. Z reguły firmy architektoniczne zwalniają ludzi, ale w Arch-Deco staramy się za wszelką cenę utrzymać cały zespół i pracować bardziej wydajnie. Nie mamy łatwych zleceń. Naszym zadaniem jest wytworzyć taką więź, żeby inwestorzy czuli się bezpiecznie. Dlatego przy projektowaniu zawsze trzymamy się budżetu. Architekt musi się też znać na pieniądzach.

M.B.: Jesteśmy jedną z nielicznych firm, która zatrudnia cały czas stałą liczbę architektów, nie redukując etatów w zależności od koniunktury rynkowej. W tej chwili nasz zespół liczy trzydziestu siedmiu architektów, bez nich nie osiągnęlibyśmy tak dużego sukcesu. Dla nas każdy architekt to rosnący potencjał.

Architekt to twórca czy usługodawca?

M.B.: Starą zasadą w architekturze jest to, że ten buduje, kto płaci. Jesteśmy zawodem usługowym, jednak kształtującym otoczenie, przestrzeń publiczną. To musi być wyważone. Staramy się zawsze włożyć w dany projekt to, co najlepsze w określonej sytuacji. Składa się na nią nie tylko gust klienta - ten można kształtować, ale również budżet i funkcja budynku. 

Realizacje, które były wyzwaniem?

Z.R.: Dom przy ulicy Prusa, to był trudny i bardzo szczegółowy projekt. Ale gdybym miał wymienić kilka, to na pewno byłby to budynek Lotosu, który powstawał na specyficznym gruncie i był obwarowany szeregiem wymagań. To pierwszy budynek w Polsce z prefabrykowaną, ledową fasadą. Osiągnął wielki sukces, był wielokrotnie nagradzany i publikowany, również za granicą. Kolejnymi realizacjami są szpitale, z których projektowania słynie nasza pracownia. Są to inwestycje rzędu kilkuset milionów złotych, a ich projektowanie to wielka odpowiedzialność. Tu powinienem wymienić zrealizowany Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstoku, CMI w Gdańsku i Centrum Medycyny Nieinwazyjnej, nad którymi obecnie pracujemy. Dwa ostatnie stworzą największy kompleks szpitalny. Rusza również budowa luksusowych apartamentów Yacht Park na terenie pirsu Dalmoru w Gdyni. Tutaj proces projektowania był dla nas ogromnym wyzwaniem, zmierzyliśmy się z trudnymi, poprzemysłowymi terenami i niezliczonymi uzgodnieniami. Nie możemy doczekać się rozpoczęcia tej prestiżowej inwestycji.

Przed jakimi wyzwaniami stawał architekt na przełomie lat 80. i 90., a przed jakimi staje dziś?

M.B.: Podstawy projektowania i czucie architektury pozostają zawsze takie same. Jednak dostęp do technologii i materiałów zmieniły się w sposób diametralny.

Z.R.: Zmienił się też warsztat pracy architekta. Nie ma już kreślenia rapidografami, a wydruki powstają za pomocą ploterów. Jednak komputer nie zaprojektuje budynku, więc wszystko powstaje w głowie architekta. Dalej podstawą pracy architekta jest szkic, kalka i rysunek odręczny, tego się nie zastąpi.

Planowanie miejskiej przestrzeni w Polsce – jakie obszary wymagają dziś poprawy?

Z.R.: Wciąż brakuje dobrych planów zagospodarowania i niektórzy inwestorzy to wykorzystują. Powstają budynki, które są przeskalowane, niepasujące do danych miejsc. Brakuje tak ważnych konsultacji społecznych, szczególnie w eksponowanych miejscach. Powinniśmy brać przykład ze Skandynawów, gdzie poszanowanie wzajemnych relacji przestrzennych w architekturze jest na porządku dziennym.

Największy sukces Arch-Deco to…?

M.B.: Trudno powiedzieć. Ale warto wymienić tu jeden z naszych ostatnich projektów – Gdyńskie Centrum Filmowe, które zbiera nagrody i rewelacyjne opinie, szczególnie wśród osób zainteresowanych samym miejscem. Ludzie chętnie tam przychodzą i spędzają wolny czas. Trzy sale kinowe są oblegane, trudno dostać bilety. Jest tam kawiarnia, restauracja, przestrzeń przyciąga tłumy i choć to mały obiekt, jest je w stanie pomieścić. Budynek świetnie wpisał się również w otoczenie.

Jak będzie wyglądać przyszłość architektury? Jakie trendy wysuwają się obecnie na plan pierwszy?

M.B.: Ekologia. Świadomość tego, co, się dzieje w tym obszarze jest ciągle mizerna. Ludzie wciąż nie zdają sobie sprawy na przykład, jaką truciznę do atmosfery wypuszcza jeden kominek. W tym kontekście będzie musiało zmienić się oblicze architektury. Tu bardzo ważne są nowe technologie, które staramy się użytkować. W tym jest przyszłość.

Z.R.: Trendy i moda się bardzo szybko się zmieniają, a naszą rolą jest by projektowane budynki były ponadczasowe, wkomponowywały się w otoczenie z dużym poszanowaniem środowiska naturalnego. Przykładem może być zaprojektowany przez Arch-Deco obiekt Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego w Gdyni przy Al. Piłsudskiego, wybrany na wystawę “Umiar. Architektura polska dzisiaj “ w Muzeum Narodowym w Krakowie. Jest on jednym z 25 prezentowanych na wystawie przykładów architektury “wznoszonej z szacunkiem dla otoczenia i wchodzącej w dialog z dziedzictwem modernizmu”.

M.B.: Rola architekta w najbliższej przyszłości ulegnie bardzo dużej zmianie. Mamy coraz większy postęp w coraz krótszym czasie i to bez wątpienia zmieni pracę w tym zawodzie. W jakim kierunku? To już pewnie ocenią przyszłe pokolenia.