Z Michałem wśród zwierząt. Wierny jak… słoń

W zeszłym miesiącu pisaliśmy o tym jak bardzo emocjonalne potrafią być szympansy. Tymczasem słonie wiodą prym nie tylko w kwestii doskonałej pamięci, ale także wierności. O uczuciach słoni i innych zwierząt opowiada dyrektor oliwskiego Zoo Michał Targowski.

Teraz w zoo panuje klimat nostalgiczny. Część zwierząt wygrzewa się w pawilonach, reszta, bardziej odporna na niskie temperatury grzeje się, przytulając się do siebie. Panie dyrektorze, ostatnio rozmawialiśmy o szympansach, ale słonie również wydają się być bardzo ze sobą związane.

Kiedy w latach 90. dotarły do nas słonie indyjskie i jedna z samic szybko odeszła, to druga ogromnie to przeżyła i jeszcze przez długie miesiące przeżywała tę sytuację. Do tego stopnia, że bardzo się o nią martwiliśmy. Zresztą szybko też odeszła, jakieś pół roku później. Słonie miewają zawały serca i bardzo prawdopodobne, że to było przyczyną śmierci.

A jak jest teraz? 

Słonice, które obecnie u nas mieszkają również bardzo się przyjaźnią. I choć jedna z nich ma opinię agresywnej – na sumieniu ma jedną stratowaną samicę we Francji - wszędzie chodzą razem. Obie są już dość stare, a każdy rok jest darowany, bo mają już przeszło 50 lat.

A czy mógłby pan opowiedzieć historię słonicy Katki i jej opiekuna, bo to bardzo wzruszające…

Katka wychowywała się w czeskim ogrodzie przy granicy polskiej. Mieszkała tam kilkanaście lat, a później została przeniesiona do Francji. Kiedy kilka lat temu budowaliśmy żyrafiarnię i sprowadziliśmy żyrafy, przywiózł je nam Zdenek Wagner, pracownik czeskiego ogrodu. Zapytał czy może zobaczyć Katkę, bo nie widział jej 15 lat. Zdenek płakał ze wzruszenia, a Katka niemal wyszła z siebie. W kartotece słonica ma opis, że jest niebezpieczna, agresywna. To, jak ona tuliła byłego opiekuna jest zupełnym tego zaprzeczeniem. Teraz Zdenek przyjeżdża do nas przynajmniej raz w roku. Kto wie, może to właśnie podtrzymuje Katkę na duchu, czeka na spotkanie i dzięki temu już tak długo nam żyje. 

A czy obecnie opiekunowie nadal tak bardzo przywiązują się do zwierząt? 

W tej chwili naszą filozofią jest to, by ograniczyć to przywiązanie. Trzeba mieć bowiem dużo szacunku do uczuć naszych mieszkańców. Koty drapieżne na przykład, gdy jadą do innego ogrodu, to przez pewien czas nie akceptują nowego miejsca, są nawet w depresji. Stąd lepiej, by jechały jako młode, już samodzielne, ale jeszcze nie do końca dojrzałe. Wydaje się, że jest to takie cudowne, że tulimy małe lewki. Ale to wcale nie jest takie proste. Oswojenie lwa to żaden problem, wyzwaniem jest tak go wychować, by mógł trafić do nowego miejsca i by tam sobie poradził. Ja sam pamiętam, kiedy głaskałem pumy, gdy zacząłem pracę w zoo. Wchodziłem nawet do klatki, miziałem je, bawiliśmy się razem. Były oswojone, karmione przez pracowników mlekiem. Teraz, gdy sobie przypomnę te wszystkie sytuacje, to wydaje mi się to nieprawdopodobne, wyleciałbym z wielkim hukiem. Wtedy za to skupiano się na tym, by oswajać maluchy. 

Pamięta pan jakieś zabawne sytuacje z tym związane? 

Byłem bardzo dumny, gdy np. przywoziłem lamparta do domu, ale już za przyzwoleniem kierownictwa (śmiech).  Jechałem tramwajem i wzbudzałem sensację. Teraz widzimy jednak wiele złych stron tego podejścia. Najlepszym przykładem jest kangurzyca Tosia, która odrzucona przez matkę, wychowywana była przez naszych pracowników. Teraz Tosia siedzi głównie na uboczu. Choć stado ją zaakceptowało, ona sama nie jest zainteresowana ich towarzystwem. Rosną więc takie „odmieńce”. Nie możemy tak bardzo przywiązywać się do zwierząt i musimy robić wszystko, by ograniczyć czynnik ludzki tak bardzo, jak to tylko możliwe.  

Panie dyrektorze, na koniec zapytam jeszcze o święta w zoo. Czy już na podopiecznych czekają prezenty? 

Tradycyjnie już wszyscy nasi mieszkańcy dostaną pięknie zapakowane paczki. Znajdą się w nich największe przysmaki, ale, jak to często bywa, to właśnie opakowanie wzbudza najwięcej emocji. Tarmoszenie, gryzienie i próby dostania się do tego co najpyszniejsze, to największe wyzwanie. Jestem też pewny, że gdyby rzeczywiście nasze zwierzęta przemówiły w Wigilię, to powiedziałyby nam, że jest im tu dobrze. Zresztą ich wdzięczność i pozytywne emocje czujemy każdego roku.