Artysta znany głównie ze swojego, street - artowego projektu M-city. Grafik, projektant – absolwent i wykładowca gdańskiej ASP. Mariusz Waras - autor wielkoformatowych murali, który wymyka się konsekwentnie wszelkim próbom zaszufladkowania.

Urodzony w Gdyni przesiąkł atmosferą miasta portowego i to właśnie miejski pejzaż stał się głównym motywem twórczości Warasa. 

MIEJSKI PEJZAŻ

Murale artysty powstają z szablonów, których bohaterami najczęściej są motywy marynistyczne, twory maszynopodobne, tryby i przede wszystkim wielkie aglomeracje, na które składają się powielane sekwencje zabudowy małych domostw przypominające dziecięce zabawy z klockami. W uzasadnionych warunkach pojawia się kolor, ale większość realizacji jest czarno - białych.

- Kolor był na samym początku, 10 lat temu -  byłem wtedy na etapie obrazów. Kiedy jednak prace zaczęły powstawać w przestrzeni publicznej ograniczyłem się już tylko do czerni i bieli - mówi Mariusz Waras. - Wówczas uważałem to za sposób na budowanie  obrazu. Skoro pomysłem było łączenie wielu szablonów- modułów, użycie ograniczonej kolorystyki stało się naturalną konsekwencją. Kolor przewijał się okazjonalnie. Bardziej barwne rzeczy pojawiły się z trzy lata temu. Myślę, że wpływ na to miały podróże do Ameryki Południowej i do różnych innych cieplejszych miejsc, gdzie kolor po prostu bardziej mi pasował. Obecnie jednak powróciłem do prac monochromatycznych w obrębie jednego, dwóch kolorów. Stylistyka prac i skala działania również zmieniły się przez lata - wyjaśnia artysta.

Z ULICY DO GALERII

Trzeba zaznaczyć, że prace artysty coraz częściej pojawiają się w galeriach - w dalszym ciągu są to  nieliczne wydarzenia, ale świadczą o rozpoznawalności artysty.

- Bardzo mało robię prac galeryjnych. Nie za bardzo za nimi przepadam i nie do końca mam na to czas. Te, które powstają zazwyczaj pojawiają się na większych wystawach głównie w Europie i Stanach. Indywidualnych galeryjnych występów mam zaledwie kilka. Zazwyczaj nie biorę również udziału w aukcjach i nie maluje na zamówienie poza nielicznymi wyjątkami - wyjaśnia grafik.

Waras nie jest entuzjastą tej formy prezentowania swojej twórczości, gdyż nie odzwierciedla ona w pełni środowiska, w którym przychodzi mu tworzyć na co dzień.

- Oczywiście dla mnie takie prace nie mają żadnego kontekstu związanego z przestrzenią publiczną, są raczej atrapami udającymi to, co na ścianach. Dlatego należy na tego typu wystawy patrzeć trochę inaczej. Często jest tak , że to, co się sprawdza w dużym formacie na mniejszej powierzchni, w galeryjnym otoczeniu już nie działa. Dla mnie jest to bliższe już bardziej klasycznemu malarstwu, ilustracji i grafice warsztatowej. I przy tym ostatnim warto wspomnieć o sitodrukach jako  bardzo popularnej formie kolekcjonowania, jednak mocno poza galeryjnej - dodaje.

PRZEPIS NA SUKCES

Wyjście street-artu z podziemia spowodowało, że jest to sztuka coraz bardziej doceniana przez kolekcjonerów i dzięki temu zaczyna funkcjonować w profesjonalnym obrocie sztuki. W 2011 roku została przeprowadzona pierwsza aukcja polskiego urban artu, podczas której zostały zlicytowane prace m.in. M-city. Artysta poza tego typu wydarzeniami również sprzedaje swoje dzieła w bardzo różnej formie i formacie.

- Mam kilku zaprzyjaźnionych kolekcjonerów, galerii, agencji, z którymi współpracuję. Nigdy nie sprzedaję prac bezpośrednio. Wachlarz jest dość szeroki, od realizacji wielkoformatowych na ścianach poprzez małe formy w postaci obrazów, sitodruków, do projektów czysto komercyjnych - opowiada Mariusz Waras.

Nie sposób nie uznać tej popularności, jaką cieszą się prace artysty, za wyjątkowy sukces, zwłaszcza, że ilość zleceń, które przyjmuje artysta wzrasta z roku na rok w tempie, którego niejeden by nie wytrzymał. 

- Gdyby to wszystko się dobrze nie kręciło wątpię czy bym jeszcze w tym siedział, jednak ilość zaproszeń, podróży i efektów z tego powstałych jest czynnikiem niezwykle napędzającym. Najważniejsze było spotkanie takich, a nie innych ludzi w swoim czasie. Dochodzi również pasja do tego, co się robi i upór wbrew rozsądkowi - wyjaśnia artysta.

EFEKT KULI ŚNIEŻNEJ

Za swoje wyjątkowe dokonania i bogaty dorobek Waras otrzymał nagrodę Splendor Gedanensis za rok 2012 w dziedzinie twórczości artystycznej. Kilkaset murali na koncie, projekt i realizacja scenografii oraz udział w wielu światowych festiwalach to dla grafika chleb powszedni. Propozycji do udziału w kolejnych wydarzeniach pojawia się coraz więcej, więc naturalnym staje się proces selekcji  inicjatyw w jakie się angażuje. Jakich ostatnio realizacji podjął się artysta?

- Dla mnie ciągle podstawą działania są duże fasady budynków, ale bardzo fajnie, gdy pojawiają się obiekty niestandardowe, takie jak wieża kontroli lotów w Stavanger, czy bolid F1. Są to obiekty unikatowe, które ze względu na swoje położenie, przepisy itp. nie są częstym obiektem interwencji. Na pewno za to są dla mnie dużo większym wyzwaniem. Nie stanowią tylko zasłony, która jest lekarstwem na brudne i obszarpane budynki. Od kilku lat również staram się wychodzić w przestrzeń trójwymiarową, stąd instalacja Fabryka w toruńskim CSW, czy obiekty pneumatyczne w Wrocławskim BWA -  mówi Waras.

BOLID FORMUŁY 1

Wspomniany bolid Lotusa Formuły 1 to jedna z najświeższych realizacji, która miała miejsce w tym roku. Artysta w asyście kierowcy Kimiego Raikkonena pomalował bolid i wziął udział w innych przedsięwzięciach artystycznych, które zakłada kontrakt w ramach projektu Burn Yard. Jak doszło do tej współpracy?

-  Agencja Vison Nine obsługująca Burna poszukiwała kogoś do projektu. Zostałem polecony przez kilka osób z zupełnie różnych zakątków świata. Po kilkumiesięcznych negocjacjach stałem się ambasadorem marki. Bolid to nie jest jedyna rzecz, która dla nich powstała. To szereg różnych działań od typowo graficznych do realizacji wielkoformatowych – mówi Waras.

Nie wszystkie z projektów realizowanych we współpracy z Burnem jeszcze ujrzały światło dzienne, więc możemy się przygotować na to, że o polskim street - art’owcu będzie jeszcze głośno.

NA RÓWNI

Realizacje inne niż malowanie ścian i wszystkie inne, które w normalnym trybie pracy by nie powstały, jak wspomniany bolid F1, artysta traktuje jako ciekawe urozmaicenie swojej codziennej pracy. Wielość projektów i ich różnorodność pozwala na dotarcie do coraz większej liczby odbiorców, a to przekłada się na bardzo realny sukces, który Mariusz Waras osiągnął w przeciągu kilku ostatnich lat. 

Jego nazwisko pojawia się wśród czołówki polskich artystów  i zaryzykuję stwierdzenie, że grafik jako pierwszy w Polsce wyniósł urban art na piedestał i nadał mu wartość,  jaką mogły się pochwalić do tej pory inne sztuki piękne.