Zajadając lokalne beef jerky, czyli suszoną wołowinę w miodzie, przemieszczałam się z tłumem Chińczyków w stronę portugalskiej katedry. Nie byłam jednak uczestniczką chińskiej wycieczki do Lizbony. Błękitne azulejos, falowane calçada i suszony dorsz balcalhau jakby wprost znad Douro czy Tagu, to obrazy i smaki także z Makau. Jest ono jedną z najdłużej istniejących europejskich kolonii na terenie Chin. Stanowi unikalną mieszankę portugalskiej architektury i sztuki z dalekowschodnią kulturą, a zarazem jeden z najbogatszych regionów świata i największe centrum hazardu.

Makau to drugi obok – Hongkongu, specjalny region administracyjny Chińskiej Republiki Ludowej. Położony na półwyspie i dwóch wyspach wschodniego wybrzeża Chin, otoczony jest wodami Morza Południowochińskiego w pobliżu ujścia Rzeki Perłowej. Stąd jego lokalna nazwa - Bramy Zatoki. Początki Makau sięgają czasów przed naszą erą, ale do momentu przybycia portugalskich kupców w XVI wieku, było mało znaczącą osadą. Obszar zarządzany był przez Portugalczyków aż do 1999 roku, dziś należy do Chin, ale posiada szeroką autonomię, która ma obowiązywać jeszcze przez prawie ćwierć wieku.

Fotka z blondynem bez żony

Makau oddalone jest zaledwie 60 km od Hongkongu. Gości przyciąga sprzyjającym, łagodnym klimatem i egzotyczną przyrodą, ale przede wszystkim jest rajem dla amatorów hazardu. Do Makau można dotrzeć samochodem przez most i tunel, promem albo helikopterem. Godzinny rejs z Hongkongu jest okazją bliskiego spotkania z morskimi kolosami, a trasa przecina kursy wielu statków wpływających do jednego z najbardziej ruchliwych portów na świecie.

Dziś Makau należy do najgęściej zaludnionych obszarów. Jego gośćmi i mieszkańcami są w większości Chińczycy. Portugalczycy zaś, po czterech wiekach działalności stanowią tam obecnie jedynie dwa procent mieszkańców, choć ich język jest obok chińskiego także językiem urzędowym. W Makau przekonałam się o tym, jaką atrakcją w Chinach jest nadal spotkanie Europejczyka. Poproszeni przez młodych ludzi o zrobienie zdjęcia, byliśmy przekonani, że chcą zostać przez nas sfotografowani na tle miasta. Okazało się jednak, że większą atrakcją dla nich był mój mąż o jasnych włosach i niebieskich oczach… I to z nim chcieli mieć fotkę, ale beze mnie, bo mam czarne włosy i ciemne oczy.

Makau jest stolicą świata hazardu, generującą o wiele większe zyski, niż kasyna w Europie czy w Stanach Zjednoczonych. To stąd pochodzi znana w licznych odmianach gra w karty makao. To tu, znajduje się kilkadziesiąt kasyn, w tym połowa największych „jaskiń hazardu” na świecie. Nic dziwnego, że co czwarty mieszkaniec Makau zatrudniony jest w branżach związanych z hazardem.

Partyjka w Makao

Kasyna skupione są w nowoczesnych, kolorowych i wymyślnych budynkach, połączonych często z hotelami, restauracjami, centrami handlowymi i rozrywki. Jak np. The Venetian Macao, czy najbardziej chyba charakterystyczny obiekt Grand Lisboa. Pięćdziesięciopiętrowy budynek wyrasta spośród innych wieżowców jak przedziwny kwiat lotosu ze stali i szkła. Jest dowodem, że dla dalekowschodnich projektantów i architektów nie ma ograniczeń. Ich zamysłem było zbudowanie obiektu niepowtarzalnego i wyjątkowego, wyrażającego entuzjazm współczesnego Makau. I chyba im się to udało, bo z pewnością 250-metrowy gigant jest dla przybyszów sporym zaskoczeniem.

Szczęścia i pieniędzy w kasynach Makau szukają głównie Chińczycy, stanowiący większość klientów. Kiedy zapada zmierzch, zwiększa się na ulicach ruch, a szklane i stalowe fasady wielkich kasyn i hoteli zaczynają jarzyć się kolorowymi światłami, które powielają swoje odbicia w okalających wodach. Każdy może spróbować szczęścia przy stoliku lub automacie. Samo foyer obiektów, stanowi już zapowiedź spotkania z luksusem i fortuną. Obszerne, kunsztownie wyposażone, pełne eksponowanych arcydzieł chińskiego rzemiosła, same w sobie stanowią atrakcję i spotkanie ze sztuką Wschodu. Tylko tu można użyć aparatu fotograficznego i uwiecznić się na zdjęciach, czego nie wolno absolutnie robić w kasynie.

Między Chinami, a Portugalią

Dotarłam do Makau w wiosenny i tropikalny dzień. Wjeżdżając do centrum miasta zobaczyłam pośród innych drapaczy chmur ogromny Grand Lisboa, wyłaniający się z jak zjawa z podnoszących się tropikalnych mgieł. Zwiedzanie miasta zaczęłam od starej części i wąskich uliczek, podobnych do wszystkich chińskich dzielnic na świecie. Piętra niewysokich domów najczęściej pokrywały chaotyczne ogromne reklamy i neony, a partery zajmowały głównie knajpki i sklepiki, z których większość proponowała miejscowy przysmak - suszoną wieprzowinę i wołowinę (pork jerky, beef jerky) z różnymi przyprawami. Krojone nożyczkami czerwone plastry suszonego mięsa w chilli albo w miodzie zachwalali głośno sprzedawcy, namawiając przechodniów do degustacji i zakupów.

Momentami wydawało się, że jestem w Chinach, kiedy tłum głośnych i podekscytowanych Chińczyków płynął nieprzerwanie jak rzeka przez ulice Makau. Tym bardziej zaskakująca podczas wędrówki była zmiana China Town we fragment… Lizbony. Kolejne place i ulice wypełniły kolonialne, neoklasycystyczne fasady budynków w europejskim i portugalskim stylu. Czasem wydawało się, że zza zakrętu uliczki wyjedzie stary, żółty tramwaj - remodelado. Złudzenie przeniesienia się na chwilę do Lizbony, potęgowały ulice wyłożone portugalskim brukiem w faliste wzory - calçada, a także, zdobiące ściany budynków błękitno-białe kafle azulejos.

Zabytkowe centrum Makau stanowi zespół ponad dwudziestu obiektów sakralnych i użyteczności publicznej w stylu dawnej kolonii. Wśród nich takie perełki jak kościoły św. Augustyna i św. Józefa oraz Święty Dom Miłosierdzia (Santa Casa da Misericórdia), dawny przytułek dla dzieci i żon marynarzy, którzy zginęli na morzu.

Przy placu imienia św. Augustyna (Largo de Santo Agostinho), zachwyca XIX-wieczny gmach Teatru Dom Pedro V, stworzony przez Portugalczyków w Chinach, jako pierwszy w stylu europejskim.

Z racji swojej unikalności zabytkowe centrum Makau wraz z katedrą św. Pawła trafiło na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako świadectwo i ślad jednego z najdłużej trwających spotkań Chin ze światem Zachodu. Symbolicznie smaku i klimatu tego związku doświadczyłam podczas koncertu chińskich artystów, grających na tradycyjnych instrumentach w kolonialnym wnętrzu, wyłożonym błękitnymi kaflami wprost z Lizbony.

Została tylko fasada

Przeciskając się w tłumie uliczkami, pełnymi kramów, dotarłam do monumentalnych, kamiennych schodów prowadzących wprost pod barokową katedrę św. Pawła, z której pozostała jedynie fasada. Do tego miejsca podążają wszyscy, którzy odwiedzają Makau. Kilkukondygnacyjna, barokowa świątynia z granitu powstała w XVII wieku na jednym ze wzgórz, górujących nad miastem. Katedra była wiele razy przebudowywana, głównie z powodu nawiedzających ją kataklizmów. Wspinanie się po schodach pod fasadę, za którą nie ma śladu po świątyni, robi wrażenie i budzi refleksje o klęskach pożarów i tsunami, które nawiedziły i zniszczyły Lizbonę w XVIII wieku. Wśród zdobiących samotną fasadę figur świętych i aniołów dostrzegłam także orientalne elementy dekoracyjne, ale również postaci diabłów, smoków i szkieletów, które trudno znaleźć na murach europejskich świątyń.

Niedaleko od katedry na wzgórzu znajduje się Górska Forteca (Fortaleza do Monte), która powstała jako miejsce schronienia dla jezuitów. Grube mury i działa chroniły ją przed najeźdźcami, dzięki czemu oparła się siłom holenderskim podczas inwazji w XVI wieku. Swoją funkcję obronną pełniła nadal przez trzy wieki, a z czasem stała się siedzibą gubernatora Makau i policji kolonialnej. Żółte, kamienne mury z flankami i basztami pokryte są dziś czarnymi liszajami wilgoci, które dodają im klimatu grozy i nieco patyny. Obecnie fort stanowi popularne miejsce spotkań, siedzibę muzeum i turystyczną atrakcję z najlepszą panoramą na chińskie, portugalskie, stare i nowoczesne miasto.