Stek bez wizyty u renomowanego rzeźnika? Pierogi bez wyrabiania ciasta? Pad thai bez wycieczki do ulubionych delikatesów? Brzmi jak marzenie! Choć pozornie domowa kuchnia wyklucza się z zamawianiem jedzenia na wynos, niektóre restauracje doskonale łączą te dwa obszary. Jednak czy warto skorzystać z kulinarnego DIY?

DIY stało się trendem ogólnoświatowym. Nie ma chyba osoby, która nie wiedziałaby, co ten skrót oznacza. „Do it yourself!”, czyli „Zrób to sam!”, krzyczały swego czasu różnego rodzaju fanpage i namawiały do samodzielnego wykonywania różnych czynności na własne potrzeby. Własnoręcznie można było zrobić dekoracje, ciuchy, meble czy jedzenie.

I właśnie to ostatnie zyskało na znaczeniu w czasie pandemii. Restauracje postawiły w tym okresie na dania z własnej oferty, które można przygotować w domu z produktów czy półproduktów zakupionych w ulubionym lokalu. Także te trójmiejskie.

W sklepie czy restauracji?

Jest fajniej, smaczniej, zdrowiej! No i taniej, bo poszczególne składniki są sprzedawane w niższej cenie niż te oferowane w zwykłym menu. Ale czy taniej niż w sklepie? Dodatkowo w obu przypadkach trzeba samemu przygotować posiłek. Produkty w sklepie są nieco tańsze od tych oferowanych  przez lokale. Zatem czy nie lepiej kupić je po niższej cenie?

- Najważniejszym argumentem jest to, że oferowanych przez nas produktów nie kupi się w żadnym sklepie. Dodatkowo sprawa dotyczy też konserwantów, a z drugiej strony to też kwestia połączeń smakowych. Takie pastrami bez użycia jakichkolwiek konserwantów, robionych metodą rzemieślniczą jest praktycznie nie do dostania – mówi Agata Piwko, właścicielka „Klatki B”, która oferuje pastrami DIY. - Reszta naszych składników, czyli wszystkie sosy i inne dodatki, które dajemy w zestawach, są robione na autorskich recepturach. Ich też nie kupimy w sklepie. Na przykład majonez, który robimy na zamówienie, nie ma konserwantów i ma krótki termin przydatności – dodaje.

Domowa robota oraz brak jakichkolwiek konserwantów to dwa aspekty, które coraz częściej przyciągają klientów. Konsumenci coraz częściej wystrzegają się produkcji masowej, która zabiera to, co w potrawach najlepsze: smak, jakość i zdrowie. Na takie same warunki stawia „M15” z Sopotu.

- Przede wszystkim wszystkie nasze produkty są świeże i pozbawione chemii oraz sztucznych dodatków, co jest praktycznie niemożliwe w sprzedaży sklepowej. Każdą pozycję z oferty DIY przygotowujemy na zamówienie, więc jesteśmy ją w stanie modyfikować zgodnie z potrzebami klientów. Służymy radą i niezbędnymi instrukcjami. Naszych gości karmimy tak, jak naszych bliskich. Jeśli ktoś zamawia u nas produkt z oferty DIY to ma pewność, że to samo jemy my i nasze dzieci. To chyba najlepsza rekomendacja – komentuje dla „Prestiżu” Magdalena Molesztak.

Żegnaj rutyno

Przygotowując posiłki DIY z pewnością zaoszczędzimy czas – nie trzeba planować, robić zakupów i przygotowywać. Mają one również przewagę nad gotowym jedzeniem zamawianym na wynos, ponieważ posiłek możemy zamówić o dowolnej porze i przygotować go, gdy tylko zgłodniejemy. Warto także wspomnieć, że potrawy w tej opcji są zdrowsze. Mamy kontrolę nad tym, co dodajemy. Jeśli jakiś element nam nie odpowiada – możemy po prostu go nie użyć.

- Zawsze wszystko robiliśmy sami, wszystkie półprodukty. Goście często w restauracji pytali się, czy mogą sobie kupić jakiś sos, majonez albo nasze kiszonki. Jak przyszedł pierwszy lockdown stwierdziliśmy, że to jest ten moment, kiedy nie powinniśmy działać na wynos z gotowymi daniami, bo pod warstwą kartonów, foli, potrawa wiele traci. Stwierdziliśmy, że zdecydowanie lepiej będzie sprzedawać wyporcjowane półprodukty do złożenia w domu – tłumaczy właścicielka „Klatki B”.

Dania DIY zabijają codzienną, posiłkową rutynę. Można je przygotować z dzieciakami, jako romantyczną kolację dla drugiej połówki, ale także uznać jako nietuzinkowy sposób spędzenia czasu ze znajomymi. Dodatkowo możemy poczuć się jak szef kuchni naszej ulubionej knajpki!

- Wszyscy jesteśmy zmuszeni więcej czasu spędzać w domach, a co za tym idzie pojawiła się potrzeba znalezienia takich aktywności, które w zaciszu własnego M każdy może wykonywać. Dlatego oprócz klasycznej oferty na wynos, postanowiliśmy zaproponować gościom dania DIY do samodzielnego przygotowania w domu. Takie rozwiązanie ma wiele zalet, każdy może w prosty sposób przyrządzić w domu pyszne danie, które będzie świeże i ciepłe, ponadto jest to świetna forma na spędzenie wolnego czasu. Jest także walor edukacyjny, ponieważ doskonalimy swoje umiejętności kulinarne – mówi Molesztak.

Do gotowania jeden krok

Główną cechą DIY jest fakt, że potrawy są podzielone na elementy i odpowiednio zapakowane w hermetyczne torebki, słoiczki czy pudełka. Wszystko przygotowywane jest przez restaurację. Wiele lokali do produktów załącza instrukcję, która ułatwia gotowanie.

- Nasze zestawy DIY polegają na tym, że dostaje się zestaw, który wystarcza na przygotowanie dwóch dużych albo czterech mniejszych burgerów. W środku jest wyporcjowane, pokrojone mięso, odpowiednia ilość sosu i innych dodatków. Mamy kilkanaście różnych kompozycji z trzema rożnymi rodzajami mięs oraz dwie wegetariańskie i wegańskie. Każdy składnik jest zapakowany próżniowo. Opisany jest datą produkcji. Skład i alergeny, a także data ważności są na naszej stronie. Wszystko jest opakowane, oklejone kodem QR, który bezpośrednio odsyła do instrukcji. Przygotowanie całości zajmuje mniej więcej 10 minut – opowiada
Agata Piwko.

Podobnie zamówienia realizuje M15, które wykorzystuje hermetyczne opakowania do zabezpieczenia żywności. W swojej ofercie skupia się głównie na pizzy. W zamówieniu dostajemy gotowe ciasto do pizzy, sos pomidorowy oraz sprawdzone dodatki.

 - Używamy hermetycznie zamykanych przezroczystych pojemników, które są bezpieczne i estetyczne. Nasze dania DIY można zamawiać z dowozem lub kupić je na miejscu w restauracji. Przygotowaliśmy także zestawy promocyjnie dla osób z dziećmi, do których załączamy czapeczki kucharskie oraz dla dorosłych z winem w atrakcyjnej cenie  – zachęca Magdalena Molesztak. 

Słoiki, butelki i woreczki

Jak się okazuje, DIY to już nie tylko dania, które składamy z zakupionych elementów. To także słoiki z sosami, przetworami, zupami, które można zakupić w delikatesach oraz sklepach prowadzonych przez restauracje. 

- Oprócz wyrobów mięsnych, w naszej ofercie „deli” znalazły się także domowe nalewki i syropy owocowe, oleje smakowe oraz ocet cytrynowy, a także słoiki z przetworami i sosami, spośród których największą popularność zyskały: sos waniliowy, sos serowy z chilli i limonką, konfitury wiśniowa i z czarnej porzeczki oraz chrzan z wiśnią, musztarda z mango i gorczyca w syropie klonowym. Współpracujemy także z serowarnią Statkiewiczówka, która dostarcza nam różnorodne zagrodowe sery – mówi Agnieszka Opłatkowska z gdańskiej restauracji „TYGLE bistro&wine”, która od niedawna oferuje również sprzedaż gotowych przetworów.

Tu także oprócz braku konserwantów, istnieje jeszcze ta zaleta, że takie rarytasy można zjeść, kiedy tylko ma się ochotę. Co więcej, możliwości jest sporo. Na przykład „TYGLE bistro&wine” oprócz słoików, sosów, serów i nalewek, oferują również swojskiego wyrobu wędliny. 

- Przez ostatnie kilka miesięcy nasz szef kuchni Krzysztof Gradzewicz przyrządzał przeróżne domowe wędliny i kiełbasy, sprawdzając, które z nich smakują naszym gościom najbardziej. Szybko jednak okazało się, że na próżno było szukać tych najlepszych, ponieważ goście wracali do nas praktycznie po wszystko. I tak właśnie powstała witryna pełna rzemieślniczych wyrobów, w której teraz znajdują się, m.in. kiełbasy, kabanosy, frankfurterki, szynka orzechowa i bursztynowa, baleron rzemieślniczy oraz inne własnoręcznie przygotowane pyszności – wylicza Opłatkowska.

Również fani kuchni wegańskiej oraz bezglutenowej znajdą coś dla siebie. „Atelier Smaku” z Gdyni przygotował specjalną ofertę produktów gotowych, ale przygotowywanych własnoręcznie przez lokal. 

- Wszystko co przygotowaliśmy dla gości posiada międzynarodowy znak przekreślonego kłosa, który jest gwarancją bezpieczeństwa dla osób z celiakią i na diecie bezglutenowej. Te dania dostępne są na co dzień w Gdyni Orłowie – komentuje Mirosław Trymbulak z „Atelier Smaku”.

Okres pandemii wymusił na wszystkich wymusił pewne zachowania: na konsumentach częstsze gotowanie w domowych pieleszach, a restauratorów pchnął do kreatywnych rozwiązań. Obiady DIY wydają się dziś złotym środkiem. Ich ceny są rozsądne, składniki świeże i wysokiej jakości, przepisy gwarantują kulinarny sukces, a na dodatek sprawiają, że w takie jedzenie możemy włożyć również odrobinę własnego serca.