Kreple, donuty, pączki. Różne są nazwy tego kulistego przysmaku z nadzieniem, wysmażonego na brązowy kolor i okraszonego cukrem pudrem lub lukrem. Najlepszy jest chrupki i jeszcze gorący, bo świeżo wyciągnięty z tłuszczu! Takiego kochamy najbardziej. Jak znaleźć tego idealnego? Zapytaliśmy kilku trójmiejskich cukierników.

Duża miska jest przykryta białą ściereczką, która opiera się na wyrośniętym cieście. To już czas, ciasto drożdżowe odpoczęło i można zabrać się za wyrabianie pączków. Pulchne dłonie, pokryte siateczką zmarszczek, wchodzą delikatnie w ciasto i wyciągają kolejne porcje na drewnianą stolnicę, podsypaną mąką. Palce rozciągają masę, następnie wykrawają okrągłe kawałki, na których kładzie się odpowiednią porcję marmolady i zawija w kulkę. Potem wszystko „hop!” do wielkiego gara. W domu rozchodzi się zapach smażonego pączka. Nikt nie może się doczekać aż osiągnie odpowiedni kolor, by móc otoczyć go cukrem pudrem i natychmiast spałaszować.

- Nie jedz gorącego ciasta drożdżowego! Dostaniesz skrętu kiszek! – grzmi babcia znad stolnicy, ale nikt sobie z tego nic nie robi. Bo pączki są za pyszne, by czekać. Świeżo wyjęta kulka parzy w palce, ale to nie szkodzi. Szybka otoczka i pierwszy kęs. Tego smaku nie da się zapomnieć. Nie ma nic lepszego niż babcine pączki. 

Słonina, boczek i konfitura

Jednak zanim pączki pojawiły się na polskich stołach, by cieszyć nasze podniebienia, odbyły podróż przez wieki. Początki tego specjału odnaleźć można już w starożytnym świecie - w Rzymie i na Bliskim Wschodzie. Zajadano się tam smażonym ciastem z kawałkami słoniny w środku. Podobny przysmak znalazł się również w Polsce kilka stuleci później, lecz nie był to pączek, jaki znamy dziś. Początkowo pączkami były dania wytrawne z ciasta chlebowego, mocno nasiąkniętego tłuszczem lub z kawałkami słoniny, podawanego głównie w Tłusty Czwartek.

Dzień ten był jednym z ostatnich dni karnawału. Od tej pory, aż do Środy Popielcowej, ludzie popuszczali pasa i zajadali się swoimi ulubionymi potrawami, pozwalając na nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu podczas zabaw, uczt, bali czy widowisk. To były jedyne dni w roku, kiedy ciało mogło jeść, bawić się, w ten sposób przygotowując się na długi okres postu. 

Pomorze również znane było z hucznego świętowania i tańcowania, a temu wszystkiemu także towarzyszył tłusty poczęstunek. Składały się na niego, m.in. „purcle” – pomorskie pączki, drożdżowe ciastka „ruchaniaki” albo „oparzeńce”, czyli pączki z ciasta chlebowego, po usmażeniu polewanego wodą i słoniną lub boczkiem. Znane też były wyroby z ziemniaka – placki „plińce”.

Z biegiem czasu słoninę i bogato okraszone tłuszczem ciasto wyparły słodka konfitura, marmolada i cukrowa otoczka. Jednak nie zmieniło się jedno – i wtedy, i teraz są one symbolem zabawy i słodkiej przyjemności. Choć współcześnie myśli się o nich w kategorii bomby kalorycznej, trzeba pamiętać o złotej zasadzie: w Tłusty Czwartek pączki nie tuczą.

Ciasto żywe

Gotowy produkt w rękach klientów to efekt pracy cukierników. Muszą oni zadbać o odpowiednie składniki. Od tego, co znajdzie się w masie, zależy smak, konsystencja, wygląd oraz zapach gotowego produktu.

- Pączek, jak sama nazwa wskazuje, jest ciastem delikatnym. Pytanie brzmi, jak stworzyć z ciasta drożdżowego dzieło doskonałe. Zrobione jest przecież z surowców podstawowych: mleka, drożdży, żółtek, cukru, masła i innych dodatków smakowych – mówi Jan Czyżewski, właściciel Cukierni Delicje w Gdyni. - A jednak mając doskonałą recepturę, nie będzie to takie proste. Wpływa na to wiele czynników, najtrudniejszym z nich jest rozumienie ciasta drożdżowego. Jest to ciasto żywe. Liczy się czas i cierpliwość – podkreśla.

Wyrabianie ciasta można podzielić na dwie fazy. Pierwsza z nich to przygotowanie zaczynu z drożdży, mleka lub wody, cukru i mąki. Powstała mieszanina wchodzi w reakcję alkoholową, to znaczy, drożdże, jako jednokomórkowe grzyby, muszą się aktywować i pożywiając się cukrem, wytwarzają podczas swojej pracy dwutlenek węgla, niezbędny do nadania puszystej i delikatnej struktury ciasta.

- W drugiej fazie dodajemy po kolei wszystkie pozostałe składniki, jakie potrzebujemy do produkcji ciasta drożdżowego, czyli mąka, cukier, jajka, tłuszcz, sól. Takie ciasto po wyrobieniu musi odczekać około jednej godziny, po której znowu jest wyrabiane – tłumaczy Karol Szatybełko, właściciel Cukierni Rydelek w Sopocie.

Dobre ciasto byłoby niczym bez specjalnych, sprawdzonych składników. Najlepsze są te lokalne, zamawiane z zaprzyjaźnionych hurtowni lub zakupione wprost u producenta. Jakość pączka zależy też o tego, czy cukiernik dodaje różnego rodzaju dodatki, wspomagacze do ciast. Jak zapewniają nasi rozmówcy, u nich liczy się dobry, znany produkt, siła natury oraz wiedza świadomego swojej pracy fachowca. A żeby wszystko się udało, potrzebny jest czas i cierpliwość. W prostocie tkwi siła.

Ręcznie robione

W trójmiejskich cukierniach nadal można spotkać się z rzemieślniczą pracą ludzkich rąk. 

- Do mieszania ciasta wykorzystujemy maszyny, które robią to za nas. I tak naprawdę to koniec nowoczesności, reszta to ciężka praca ludzkich rąk: od ważenia ciasta, kręcenia pączków i smażenia, aż do nadziewania. Produkcja pączków nie zmieniła się od kilkunastu dekad – komentuje Karol Szatybełko z sopockiego Rydelka. - Gotowe i „wypoczęte” ciasto dzielimy ręcznie na małe kawałki, z których „kręcimy”, czyli formujemy ręcznie pączki. Takie skręcone pączki muszą urosnąć, aby były gotowe do pieczenia  – dodaje. 

W gdańskiej Cukierni W-Z również przygotowuje się pączki ręcznie, lecz właściciel radzi, by ciasto potraktować „po domowemu”, dopiero wtedy będzie dobre.

- Ciasto po wyjęciu z „miesiarki” w naszym zakładzie obrabiane jest, tylko i wyłącznie, ręcznie. Nie posiadamy dzielarko-zaokrąglarki z uwagi na to, że mamy zbyt delikatne ciasto, a maszyna je „zaciąga” – opowiada Daniel Krzosek. - Ciasto na pączki wymaga przede wszystkim czasu i serca, jak w domu. Lubi ciepło, ale nie gorąco. Ważna jest też właściwa wilgotność, trzeba uważać, aby ciasto nie popłynęło. To, co zazwyczaj wydaje się proste, bardzo łatwo można zepsuć.

Jak pączek w… tłuszczu

Smak pączka i jego jakość zależy od kilku warunków, które musi spełniać tłuszcz, a są to: odpowiedni rodzaj i temperatura. 

- Trzeba pamiętać, że poszczególne tłuszcze mają różną temperaturę dymienia/spalania, dzięki czemu niektóre z nich wolniej się przypalają. Do smażenia pączków najlepiej nadaje się smalec albo olej rzepakowy. Możemy też połączyć smalec i olej w proporcji 2:1. Pamiętajmy, że podczas smażenia, pączek powinien swobodnie pływać w tłuszczu. Wkładamy je jedynie na dobrze rozgrzany tłuszcz. Powinien on mieć temperaturę około 170-180 stopni, w zbyt wysokiej temperaturze pączki za szybko się przypalą z wierzchu, pozostając w środku surowe. W zbyt niskiej wchłoną za dużo tłuszczu –  objaśnia Szatybełko.

Istotne jest również urządzenie, w którym przeprowadza się smażenie. W cukierniach są to zazwyczaj specjalnie przygotowane do tego smażalniki, pozwalające na jednoczesne smażenie od kilkudziesięciu to kilkuset pączków jednocześnie. 

- Smażenie przeprowadzamy w smażalniku. Na rynku jest bardzo wiele rodzajów, włącznie z automatycznymi liniami, które pączka obracają podczas procesu smażenia. My korzystamy ze smażalników od producenta lokalnego, mieszczącego się w Gdańsku Stogach. Posiadamy ich 5 sztuk. W zależności od wielkości urządzenia może wejść od 60 do 130 pączków na jedno smażenie – opowiada właściciel Cukierni W-Z. - Ważna jest częsta wymiana tłuszczu, pączek nie może być „uwędzony”. My korzystamy ze smalcu, smażony na fryturze nam nie pasuje. Tłuszcz powinien mieć 180 stopni Celsjusza, jeżeli będzie mniej, to pączek naciągnie tłuszczem – tłumaczy.

Różane serce

Ile ludzi, tyle ulubionych smaków nadzienia. Typowe smaki to truskawkowy, wiśniowy, wieloowocowy, czy najbardziej rozchwytywany w Tłusty Czwartek – różany. Cukiernie prześcigają się w nowych smakach i wariantach
pączków. 

- Najczęściej wykonujemy pączki z nadzieniem, które przygotowujemy na bazie marmolady wiśniowej i wieloowocowej, dodając ekstraktu z róży. Dodatkowo mamy też adwokat, który przygotowujemy sami, nie żałując spirytusu – śmieje się Daniel Krzosek z Cukierni W-Z.

Również Cukiernia Rydelek przedstawia odmienne, mniej typowe smaki, które przygotowuje oprócz tradycyjnych i znanych już nadzień. Stawia także na inne znane przysmaki.

- Oferujemy również pączki serowe, na bazie białego twarogu, pączki z nadzieniem o smaku zabajone oraz oczywiście faworki z ciasta zbijanego – mówi Karol Szatybełko. 

Twory pączkopodobne

Jednak oprócz prawdziwych, rzemieślniczych pączków, które na myśl przywodzą te z domowego zacisza, na rynku można znaleźć pączki z produkcji masowej. O ich popularności z pewnością decyduje cena, często kilkukrotnie niższa niż z cukierni. Należy jednak pamiętać, że za ceną kryje się też jakość.

- Markety kierują się maksymalnym zyskiem i nie inwestują w surowce czy człowieka. Ważne, aby tanio kupić albo wyprodukować, a drogo sprzedać. Królują wyroby pączkopodobne, gdzie po procesie mrożenia są odpiekane w piecu. Nie możemy prowadzić konkurencji z marketami czy discountami. Nie mamy tego samego klienta, jakość też nie jest ta sama. Nie można zrobić porównania pączka, który jest dobry i wykonany z dobrych składników, nadającym się do zjedzenia na następny dzień, z wyrobem pączkopodobnym z fabryki, wypieczonym 8 miesięcy wcześniej, przechowywanym w głębokich mroźniach i odmrażanym. Na szczęście rośnie świadomość wśród klientów…. – cieszy się właściciel Cukierni W-Z. 

- Każdy towar ma swojego klienta. Zarówno pączek z supermarketu za 80 groszy, jak i pączek za 10 złotych. Jestem przekonany, że nie powinno się zmuszać nikogo do zmiany swoich upodobań. Jednak nie ma cudów, musimy być świadomi, co się znajduje w tanich pączkach, na czymś trzeba zbić cenę  – tłumaczy Karol Szatybełko z Cukierni Rydelek.

I tym powinni kierować się klienci, przede wszystkim własnym smakiem. Różnica między oboma rodzajami pączka jest duża, ale to kupujący decyduje, czy chce prawdziwego pączka czy masowy produkt marketu. Bo najważniejsze to radość z jedzenia. 

- Kto lubi pączki, ten nie kupi w markecie, bo każdy chyba woli zjeść jednego dobrego niż 10, tzw. bułek. Różnica jest kolosalna. Myślę, że markety nie wyprą pączka z prawdziwych cukierni – mówi optymistycznie Jan Czyżewski z kultowej Cukierni Delicje.