Pięćdziesiąt pięć. Tyle grup zawodów na Pomorzu uznawanych jest za deficytowe. Nic dziwnego, że masowy napływ imigrantów z Ukrainy rozbudził nadzieje na wypełnienie luk na rynku pracy. Ale eksperci studzą emocje.

Według danych Straży Granicznej od momentu wybuchu wojny w Ukrainie funkcjonariusze odprawili na przejściach granicznych z Ukrainy w stronę Polski 3,879 mln osób (dane na dzień 7 czerwca). To więcej niż liczba mieszkańców Berlina – największego miasta Unii Europejskiej (ok. 3,7 mln mieszkańców). Należy jednak pamiętać, że dane, ile osób przekraczających granicę realnie pozostaje w Polsce, mogą zmieniać się jak w kalejdoskopie. Część imigrantów i imigrantek decyduje się bowiem na dalszą podróż do innych krajów Unii Europejskiej, inni zaś - na powrót do ojczyzny.

Badacze z Ośrodka Badań nad Migracjami (OBM) szacują, że na koniec kwietnia w Polsce przebywało 1,4-1,55 mln uchodźców z Ukrainy. Do których miast udawali się najczęściej - to wzięło pod lupę Centrum Analiz i Badań Unii Metropolii Polskich im. Pawła Adamowicza w raporcie "Miejska gościnność: wielki wzrost, wyzwania i szanse. Raport o uchodźcach z Ukrainy w największych polskich miastach”. Badania oparto m.in. na geotrappingu - metodzie wykorzystywanej do tej pory przede wszystkim przez świat reklamy. Polega ona na identyfikowaniu przebywających w danym czasie i miejscu użytkowników urządzeń mobilnych ( głównie smarfonów).

Połowa uchodźców chce podjąć pracę

Jeszcze przed inwazją Rosji w Ukrainie, w Polsce przebywało około półtora miliona Ukrainek i Ukraińców. W pierwszych pięciu tygodniach wojny liczba ta się podwoiła. Z danych na koniec kwietnia wynikało, że najwięcej Ukraińców przebywało wówczas w aglomeracji warszawskiej – 469 628 osób, Górnośląsko-Zagłębiowskim Obszarze Metropolitalnym - 302 963, Wrocławskim Obszarze Metropolitalnym - 302 467, Kakowskim Obszarze Metropolitalnym - 229 938 oraz Gdańskim Obszarze Metropolitalnym - 223 952 (w samym Gdańsku liczba mieszkańców miasta miała wzrosnąć aż o 24 proc.!).

Kolejne wyniki badań, które mogą być pewną wskazówką w przewidywaniach, jak wojna w Ukrainie wpłynie na nasz rynek pracy, w maju opublikowała pracownia ARC Rynek i Opinie. Wynika z nich, że około 83 proc. uchodźców z Ukrainy nie pracuje, jednak ponad połowa (54%) chciałaby podjąć pracę. Co więcej, badacze wzięli pod lupę także długofalowe plany. Wynik?

*58 proc. uchodźców planuje pozostanie w naszym kraju, jeśli działania wojenne będą nadal prowadzone w ich ojczyźnie

*ponad 1/5 badanych planuje zostać w Polsce nawet w sytuacji zakończenia wojny. Z tym że chęć pozostania w Polsce, nawet jeżeli wojna się skończy, jest większa wśród osób z najmłodszych grup wiekowych (18-24 lata). Warto podkreślić, że odsetek uchodźców, którzy nawet w sytuacji zakończenia wojny chcą pozostać w Polsce jest też wyższy w grupie osób pracujących – tutaj wynosi 30 proc.

Brakuje rąk do pracy

Nadzieje na to, że Ukraińcy będą chcieli zostać w Polsce dłużej, wiąże wielu pomorskich pracodawców. Nic dziwnego. Aż 55 grup zawodów na Pomorzu uznawanych jest za deficytowe, czyli takie dla których liczba ofert pracy jest wyższa niż liczba bezrobotnych. Zapotrzebowanie na pracowników w wybranych zawodach od siedmiu lat regularnie bada Wojewódzki Urząd Pracy w Gdańsku. Ostatnie badania „Barometr zawodów” z prognozą na rok 2022 przeprowadzono jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie i opublikowano w listopadzie ubiegłego roku.

Na liście zawodów deficytowych znaleźli się pracownicy wielu branż m.in.: budowlanej (murarze i tynkarze, pracownicy ds. budownictwa drogowego i kolejowego), medycznej i opiekuńczej (np. lekarze, pielęgniarki i położne, opiekunki dziecięce, fizjoterapeuci i masażyści), edukacyjnej (np. nauczyciele języków obcych i lektorzy), transportowej (np. magazynierzy, zaopatrzeniowcy i dostawcy), gastronomicznej (np. kelnerzy i barmani, szefowie kuchni), rachunkowości (np. samodzielni księgowi), usług (np. sprzedawcy i kasjerzy), oraz osoby wykonujące prace proste (np. piekarze, krawcy i pracownicy produkcji odzieży).

Czy można spodziewać się, że masowo przyjeżdżający do Polski Ukraińcy wypełnią luki na pomorskim rynku pracy? Odpowiedź na to pytanie nie jest tak prosta.

Pewien obraz pozwalają nakreślić dane gromadzone przez urzędy pracy. Po wybuchu wojny w Ukrainie, Gdański Urząd Pracy wysłał prośbę do pracodawców z informacją, że istnieje możliwość zgłaszania ofert pracy również dla uchodźców z Ukrainy. W marcu wpłynęło 464 ofert pracy na ponad 1300 miejsc pracy, zaś w kwietniu 129 ofert pracy na ponad 450 miejsc pracy. Pomorscy pracodawcy oferty umieszczają ochoczo także na portalach rekrutacyjnych. Na Pracuj.pl znajdziemy ok. 1500 wolnych wakatów z dopiskiem „zapraszamy pracowników z Ukrainy”.

W magazynach, sklepach i za sterami komunikacji miejskiej

Które branże mają najwięcej miejsc pracy dla pracowników z Ukrainy? - Zauważamy, że najwięcej ofert zgłaszanych jest na następujące stanowiska: pomocniczy robotnik budowlany, robotnik magazynowy, pakowacz, sortownik, pracownik produkcji, sprzedawca, kucharz, pokojówka, szlifierz, specjalista w branży IT, kierowca kat. C+E, pracownik gastronomii - wylicza Krzysztof Kunicki z Gdańskiego Urzędu Pracy.

Z otwartymi ramionami obywateli Ukrainy chcą zatrudnić m.in. trójmiejskie spółki przewozowe, odpowiadające za komunikację zbiorową: gdańska spółka Autobusy i Tramwaje oraz gdyńskie: Przedsiębiorstwo Komunikacji Autobusowej, Przedsiębiorstwo Komunikacji Miejskiej oraz Przedsiębiorstwo Komunikacji Trolejbusowej. Co istotne, spółki kierują ofertę nie tylko do osób, które posiadają uprawnienia do posiadania pojazdów, ale i tych, którzy chcą je zdobyć. Będzie to możliwe dzięki udziałowi w specjalnych bezpłatnych kursach.

- Od dawna w Polsce, nie tylko w Gdyni borykamy się z niedoborami kierowców. Wiemy, że na Ukrainie kierowców komunikacji publicznej jest bardzo dużo. W zasadzie to powinnam powiedzieć „kierowczyń” - ponieważ w większości tym zadaniem zajmują się kobiety. Wiemy, że wśród uchodźców dominują kobiety, bo jak wiadomo, mężczyźni muszą pozostać w swoim kraju i bronić swojej ojczyzny. Łącząc te dwa fakty, wyszło nam w sposób oczywisty, że warto te osoby zatrudniać jako kierowców czy to autobusów, czy też trolejbusów – mówiła już w marcu Katarzyna Gruszecka-Spychała, wiceprezydentka Gdyni.

Szansa dla gastronomii i hotelarstwa. Ale na przeszkodzie stoi język

Kluczowe jest jednak pytanie, ilu Ukraińców rzeczywiście podejmuje pracę. Według danych Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej z dnia 8 czerwca – w całym kraju już ponad 209 tys., w tym na Pomorzu – 15,6 tys. W samym Gdańsku przedsiębiorcy od marca zgłosili 5645 powiadomień, dotyczących podjęcia pracy przez obywateli Ukrainy, którzy legalnie przebywają w Polsce (dane na dzień 24 maja). Oznacza to, że minimum tyle osób znalazło zatrudnienie w stolicy województwa pomorskiego. W Gdyni do Powiatowego Urzędu Pracy wpłynęło 2067 powiadomień (dane na 7 czerwca).

Nie jest tajemnicą, że Ukraińców, szczególnie w rozpoczynającym się sezonie, chętnie zatrudniają gastronomicy i hotelarze.

- Brakuje nam kelnerów, barmanów, ale także pracowników recepcji - wylicza Krzysztof Kowalczyk, menadżer sprzedaży i marketingu pięciogwiazdkowego Hotelu Gdańsk. - Sytuacja w gastronomii pogorszyła się od czasu wybuchu pandemii, gdy w obliczu niepewności wiele osób odeszło z branży i znalazło zatrudnienie w innych zawodach. Dlatego restauracje w Trójmieście muszą mocno rywalizować o pracowników – dodaje.

Kłopot w tym, że tam, gdzie jest bezpośredni kontakt z klientem, barierę dla imigrantów stanowi język.

Obecnie w Hotelu Gdańsk brakuje około sześciu kelnerów, trzy osoby poszukiwane są do pracy w recepcji. – Niestety, nie udaje się zapełnić tych braków uchodźcami z Ukrainy. Imigranci nie znają polskiego, a to w przypadku obsługi klienta jest dużym utrudnieniem. Sytuacja wygląda inaczej na stanowiskach, w których znajomość języka nie jest tak ważna. W ostatnim czasie do sprzątania pokoi oraz na stanowiska pomocy kuchennej zatrudniliśmy około 15 osób pochodzących z Ukrainy. W większości przypadków są to osoby polecone przez Ukraińców, którzy pracowali u nas jeszcze przed wybuchem wojny. Dzięki temu, jeśli chodzi o sprzątanie pokoi, sytuacja kadrowa jest stabilna - tłumaczy Kowalczyk.

Aż 30 osób od momentu ataku Rosji na Ukrainę zatrudnił pięciogwiazdkowy hotel Sheraton w Sopocie. – Głównie na stanowiskach: pomoc w dziale służby pięter i kelner – wyjaśnia Julia Klinicka, specjalistka ds. rekrutacji i zasobów ludzkich w Sheraton Sopot. – Niektórzy mówią po polsku lub rozumieją nasz język, część komunikuje się głównie w języku ukraińskim. Ale i to nie jest wielkim problemem, już wcześniej zatrudnialiśmy bowiem pracowników z Ukrainy. Dzisiaj pomagają oni swoim nowym kolegom i koleżankom. Osoby, które nie komunikują się w języku polskim nie mają bezpośredniego kontaktu z gośćmi. Natomiast ci, którzy taki kontakt mają, muszą znać język angielski - i takie osoby z Ukrainy także mamy w zespole.

Straty i wyzwania

Ale jest też druga strona medalu. Tomasz Limon, prezes Pracodawców Pomorza – organizacji zrzeszającej blisko 1000 przedsiębiorców zaznacza, że wybuch wojny w Ukrainie spowodował odpływ pracowników z pomorskiego rynku pracy.

– Wielu Ukraińców pracujących u nas w takich branżach jak budownictwo, przemysł, transport i logistyka wróciło, by walczyć za swoją ojczyznę. To dla firm duże wyzwanie. Mamy sygnały, że starają się pozyskać pracowników z innych krajów byłego ZSRR np. Armenii, Kazachstanu.

Prezes Pracodawców Pomorza podkreśla, że uchodźcy, którzy przyjechali z Ukrainy to głównie kobiety z dziećmi, które nie zrekompensują deficytów w branżach takich jak budownictwo i przemysł.

– Ponadto, w Ukrainie część kobiet pracuje w domu, zajmując się dziećmi i nie ma dużego doświadczenia zawodowego. I to również jest wyzwaniem dla pracodawców – mówi Tomasz Limon. - Rolą urzędów i organizacji będzie aktywizacja tych kobiet (organizacja szkoleń, zachęcanie do podjęcia pracy). Również pod kątem biznesowym. Część z nich prowadziła własne działalności usługowe w Ukrainie - np. gabinety kosmetyczne, czy kawiarnie. Warto stworzyć takie warunki, by Ukrainki chciały otwierać swoje firmy w Polsce. Pamiętajmy też, że przed wojną uciekły osoby pracujące w różnych zawodach: inżynierowie, lekarze, pielęgniarki. One również mogą znaleźć zatrudnienie w naszych firmach i instytucjach - szpitalach, przychodniach. Owszem, utrudnieniem jest język, ale można spodziewać się, że taką barierę z czasem uda się przezwyciężyć.

Według badań przeprowadzonych przez pracownię ARC Rynek i Opinie aż 78 proc. uchodźców zamierza nauczyć się języka polskiego lub już się uczy.

Obecnie najbardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, że napływ imigrantów będzie szansą głównie na uzupełnienie wolnych miejsc pracy z niższymi kwalifikacjami. Według Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gdańsku można spodziewać się zmniejszenia deficytów tylko w niektórych grupach zawodów.

- Są to pracownicy fizyczni w produkcji i pracach prostych, pomoce kuchenne, pokojowe, magazynierzy, przetwórcy mięsa i ryb, betoniarze i zbrojarze, kucharze, kelnerzy i barmani, sprzedawcy i kasjerzy oraz opiekunowie osób starszych lub niepełnosprawnych – wylicza Tomasz Robaczewski z WUP w Gdańsku.

Artem


Artem ma 26 lat i pochodzi z Siewierodoniecka, miasta w Ukrainie, w obwodzie Ługańskim, gdzie obecnie toczą się ciężkie walki. Gdy Rosjanie zaatakowali Ukrainę był w Moskwie, tam przez ostatnie trzy lata pracował na stanowisku administratora IT, choć z wykształcenia jest prawnikiem. Do Gdańska przyjechał w marcu autobusem z Kaliningradu.

- Nie wyobrażałem sobie dłużej zostać w Rosji. W Gdańsku przez pierwszy miesiąc mieszkałem w hotelu – wspomina Artem. – Właściciele bardzo mi pomogli, pozwalając się w nim zatrzymać. Mieszkanie również znalazłem dzięki ludziom, których tu spotkałem. Gdyby nie oni, pewnie znalazłbym się na ulicy. Jestem wdzięczny Polakom za gościnność. Ludzie są bardzo przyjaźni, pomogli mi w każdy możliwy sposób: w znalezieniu mieszkania, napisaniu CV, oferują pomoc w szukaniu pracy.

Dlaczego nie wrócił do Ukrainy, by walczyć za ojczyznę? – Muszę zaopiekować się moimi bliskimi – babcią i dziadkiem - ze względu na ich zdrowie. Wkrótce przyjadą z Ukrainy do Polski – odpowiada krótko.

Aktywnie szuka pracy, ale utrudnieniem jest język. Brał już m.in. udział w rekrutacji na stanowisko asystenta pomocy uchodźcom oraz analityka ds. przeciwdziałania przestępczości finansowej.

- Teraz uczę się języka polskiego, a także pracuję nad moim angielskim. Polskiego zacząłem uczyć się samodzielnie, drugiego dnia pobytu – wyjaśnia Artem. - Następnie z urzędu pracy zostałem wysłany na kursy, które trwały 3 tygodnie. Otrzymałem certyfikat. Teraz kontynuuję samodzielną naukę języka i chodzę na zajęcia grupowe organizowane w Inkubatorze Starter.

Artem nie wie jeszcze jak długo zostanie w Gdańsku. – Jeśli znajdę pracę, być może będę tu do końca roku. A kiedy moje rodzinne miasto przestanie być okupowane przez Rosjan na pewno wrócę, by pomóc w odbudowie.

Nataliia

Kiedy Rosjanie zakatowali Ukrainę, Nataliia, mieszkanka Kijowa, wraz z z mężem i 15-letnim synem, 10 dni spędzili w schronie przeciwbombowym.

- Byłam przekonana, że ten horror nie potrwa długo – wspomina Nataliia. - Jednak prawie nie opuszczaliśmy schronu, a kiedy ostrzelano wieżę telewizyjną w Kijowie, mój strach zaczął narastać. Byliśmy bowiem w schronie jednego z kanałów telewizyjnych. Zdecydowaliśmy, że wyjedziemy do Turcji – tam mieszka nasza dorosła córka. Jednak najpierw postanowiliśmy dostać się do Polski. Z synem przekroczyliśmy granicę i zatrzymaliśmy się w hotelu w Krakowie. Wolontariusze pozwolili zostać nam przez 5 dni, zapewnili jedzenie. Z czasem zaczęłam analizować: cena biletów do Turcji jest za wysoka, nie znam tureckiego. W dodatku syn skończył 9 klasę, a ja musze zadbać o jego dalszą edukację. Postanowiłam zostać w Polsce i myślę, że to była słuszna decyzja.

Nataliia już pierwszego dnia w Gdańsku zaczęła szukać pracy przez portale rekrutacyjne i Facebooka. – Nie miało znaczenia, jakie to będzie zajęcie. Nie znałam języka, byłam gotowa do podjęcia jakiejkolwiek pracy – wyjaśnia.

Najpierw dorywczo myła okna, pracę pomógł jej znaleźć jeden z wolontariuszy. Wcześniej nigdy nie sprzątała dla obcych. W Kijowie pracowała jako analityczka finansowa.

Szukała dalej, bo marzyła o stabilnej pracy. Po kilku rozmowach rekrutacyjnych (w fińskiej korporacji, pizzerii oraz McDonald’s), znalazła pracę jako asystentka nauczyciela, pracująca z dziećmi ukraińskimi.

Ale umowa obowiązuje tylko do końca roku szkolnego. Dlatego w Polsce Nataliia z synem nie zostanie dłużej. Zdecydowała się na wyjazd do Wielkiej Brytanii.

- Moja umowa w szkole wkrótce wygasa, muszę szukać nowej pracy. Mieszkam w Polsce od trzech miesięcy, ale nie znalazłam stabilnej pracy. Moja pensja w szkole nie wystarcza na wynajem mieszkania. Dużym utrudnieniem jest to, że nie mówię po polsku. Jestem pewna, że w Anglii znajdę zatrudnienie. Wielu ukraińskich uchodźców wróciło do domu, ale ja nie jestem gotowa. Nie jestem też przekonana, że to bezpieczne. Oczywiście chcę wrócić do ojczyzny. Będziemy musieli ciężko pracować, aby odbudować nasz kraj – dodaje.

Deficytów nie uda się zapełnić

Ilu uchodźców z Ukrainy zostanie w Polsce na dłużej – odpowiedź dostaniemy dopiero za jakiś czas, gdy nie tylko znajdą odpowiadającą ich wymogom pracę, ale, co jest bardzo istotne, mieszkanie. Problem dostępnych mieszkań, za które nie trzeba będzie płacić horrendalnych stawek, jest ogromnym wyzwaniem które, stoi przed władzami rządowymi i samorządowymi – mówi prof. Krystyna Gomółka z Wydziału Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej.

Ewa Karendys: Czy uchodźcy z Ukrainy wypełnią luki na pomorskim rynku pracy?

Prof. dr hab. Krystyna Gomółka: Z danych na dzień 25 maja wynika, że do Polski wjechało ok. 3,6 mln Ukraińców, w tym na Pomorzu przebywało około 230 tys. Należy jednak pamiętać, że zdecydowana większość uciekających przed wojną uchodźców to kobiety i dzieci. Wiele oferty pracy w Polsce jest skierowanych do mężczyzn, a wielu z nich wyjechało na Ukrainę bronić swojego kraju. Dlatego uważam, że deficytów na rynku pracy nie uda się wypełnić.

Kolejną kwestią jest, czy Ukraińcy zechcą na stałe pozostać w Polsce, czy może zatrzymają się u nas tylko na chwilę.

Pani zdaniem nie zechcą?

Kobiety, które przyjechały z dziećmi muszą zapewnić im opiekę, mieć możliwość posłania ich do żłobka, przedszkola, szkoły. Dopiero wtedy mogą myśleć o podjęciu zatrudnienia. Obecnie otrzymują pewne świadczenia społeczne, ale co będzie dalej?

Poza tym nie każdy imigrant chce pracować poniżej swoich kwalifikacji. A wiele osób wyjechało z Ukrainy bez dokumentów – dyplomów, świadectw pracy i zmuszone są podjąć pracę niezgodną ze swoim wykształceniem. Nie jest tajemnicą, że na polskim rynku pracy najwięcej ofert to te związane z wykonywaniem prac prostych, niewymagających specjalistycznych kwalifikacji. Na Pomorzu są to głównie oferty w budownictwie, usługach, przemyśle.

Gastronomia, hotelarstwo, handel, prace sezonowe – czy w tych branżach Ukraińcy mogą poratować pracodawców, którym przecież mocno doskwiera brak pracowników?

Prace sezonowe – jak najbardziej. Myślę, że osoby, które chcą pracować znajdą zatrudnienie choćby w rolnictwie, bo taka praca nie wymaga znajomości języka polskiego. W przypadku usług, handlu ze względu na bezpośredni kontakt z klientem sytuacja wygląda inaczej, bo tam od pracowników wymaga się choćby podstawowej znajomości języka polskiego. Przypuszczam też, że osoby, które znają język angielski szybciej znajdą pracę niż z ci, którzy takiej umiejętności nie posiadają.

A czy podejmowane na poziomie lokalnym i krajowym zachęty są wystarczające, żeby poszukać pracy w Polsce?

Myślę, że województwo pomorskie robi wiele. Przykładowo obecnie powstaje portal kojarzący pracodawców z Ukraińskimi pracownikami, którzy będą mogli szukać pracy nie wychodząc z domu, organizowane są kursy języka polskiego. W naszym województwie do 23 maja 2022 r. PESEL uzyskało 58 tys. obywateli. Są to osoby, które moim zdaniem chcą zostać u nas dłużej niż np. kilka miesięcy. Badania wskazują, że będzie to okres ok. 3 lat, a w niektórych przypadkach - na stałe. Odpowiedź dostaniemy dopiero za jakiś czas, gdy uchodźcy z Ukrainy nie tylko znajdą odpowiadającą ich wymogom pracę, ale, co jest bardzo istotne, mieszkanie. Problem dostępnych mieszkań, za które nie trzeba będzie płacić horrendalnych stawek, jest ogromnym wyzwaniem, które stoi przed władzami rządowymi i samorządowymi.

Wiemy, że prawie 2 do 2,5 mln uchodźców, którzy emigrowali z Ukrainy nie zatrzymało się w Polsce, pojechali dalej i obecnie przebywają w państwach Europy Zachodniej. Nie bez znaczenia jest bowiem kwestia wynagrodzeń. Wyższe wynagrodzenia w tych państwach mogą sprawić, że dobrze wykształcone osoby ze znajomością języków obcych, emigrujące z Ukraińcy, wybiorą inne kraje.

Pamiętajmy, że część osób chce mieszkać i pracować w ojczyźnie – i wróci, gdy tylko będzie to możliwe. Szacuje się, że spośród osób, które przyjechały do Polski może pozostać do 40 proc.

I one także nie wypełnią zgłaszanych przez pracodawców deficytów?

Nie wypełnią. Dlatego, że zbyt wiele osób odchodzi z rynku pracy na emerytury, a imigranci wszystkiego nie załatwią. Uważam, że deficyty będą nadal występować.

Prof. dr hab. Krystyna Gomółka

Profesor Nauk Społecznych zatrudniona na Wydziale Zarządzania i Ekonomii Politechniki Gdańskiej. Kierowniczka Zakładu Studiów Wschodnich. Specjalistka w obszarze transformacji polityczno-gospodarczej w państwach poradzieckich, rynku pracy oraz stosunków gospodarczych z państwami poradzieckimi. Autorka i współautorka ponad 260 publikacji naukowych o tej